derF♥
zdenerwowanie i oziębłość, a przynosił Stratę. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, ale sam pomogłem Czasowi. Ignorowałem i odrzucałem na rzecz rozrywki. Było za późno nim zrozumiałem swój błąd. Teraz sam nie wiem ile jest mojej winy, a ile winy Czasu w tym co przyniósł Los. Zawsze kochałem ale czasem zapominałem. Byłem najszczęśliwszym człowiekiem jakiego znałem. Miałem wszystko czego pragnąłem. Ale pewnego dnia zrobiło się bardzo zimno, ciepło odeszło i przyszła przeprowadzka. Jej rodzicielka zniszczyła to co dawało mi szczęście już niejeden raz, ale tym razem zrobiła to ostatecznie przyprowadzając tym samym najdłuższą i najbardziej bolesną stratę. Wszystko skończyło się smsem. Minęły cztery lata i to co je zakończyło to sms. Cztery burzliwe lata, przepełnione miłością blokowaną przeciwnościami losu, które nigdy nie pozwoliły jej na rozwinięcie swoich kruchych skrzydełek. To jak motylek zdeptany, zmiażdżony przez pędzące stado dzikich zwierząt, jakim jest życie.
Teraz, gdy jestem nikim, po tej Stracie, jedyne co mi pozostaje to brak nadziei i coraz bardziej suche oczy, przez które powoli tonę. Odchodzi nadzieja, odchodzi miłość, a przychodzi zimno i zapomnienie. Próbuję to powstrzymać ale Ona robi wszystko na przekór. Teraz nie wiem ile z motylka było prawdą a ile kłamstwem i zabawą. Wszystko jest tak okrutne i nieczułe jak pistolet leżący przede mną, twardy i zimny. Gdybym chociaż wiedział dlaczego. Tyle prób naprawienia, dowiedzenia się dlaczego i wciąż nic. Jestem odrzucony i czuję się jak nikt. Raz poszedłem do tego miejsca gdzie się kochaliśmy, gdzie przez pewien okres był cały mój świat i moje życie. Miałem nadzieję, że przeprowadzka to sen, ale miejsce było puste a okrutna prawda stała się prawdziwą okrutną prawdą. Tym samym ja opustoszałem i moje życie opustoszało. Leżałem na śniegu i chciałem odejść. Było mi zimno ale tak powinno być. Dla mnie nie ma ciepła i miłości. Prosiłem o pomoc ale nie nadeszła. Płakałem topiąc śnieg, który sprawiał że wody było jeszcze więcej. Lecz nagle wstałem i mokry poszedłem do znajomego, który nie wiadomo czy mnie usłyszał. Wtedy Ona zadzwoniła ale byłem głupi i poprosiłem o przełożenie rozmowy. To była nasza ostatnia rozmowa.
Nic nie wiem z tego co tak naprawdę się stało i dlaczego. Nie dociera do mnie. Śni mi się że spacerujemy razem i rozmawiamy o muzyce tak jak kiedyś zwykliśmy. Tylko nie zawsze jestem pewny że to sen. Czasem szykuję się do wyjścia na spotkanie z Nią i idę do mojego życia, ale okazuje się już nic tam nie ma. Płacząc wracam do tego budynku w którym mieszkam z ludźmi zwanymi Rodzina. Oni też mi nie pomagają, ale nawet nie widzą łez. Krzyczą i narzekają że jestem Nolife. Wkrótce tak się stanie. Ukrócę ból i odejdę w zimno, tam gdzie moje miejsce. Stanę się zimnem i zostawię kartkę ze słowami. Ciekawe czy moja prośba zostanie spełniona i czy dotrą moje słowa do Niej? To moje pożegnanie i pytania na które już nie usłyszę odpowiedzi. Fred umiera. Nikt go nie przytuli i nikt za nim nie zapłacze. Kolejna Strata go zabiła i świat będzie czystszy o jednego śmiecia. Teraz biorę to okrutne narzędzie śmierci i wkładam do ust. Mam dość tego zimnego i smutnego świata, ale miło byłoby poczuć Ją raz jeszcze obok siebie.
Żegnaj.