dalszy ciąg "Po stronie cienia"

Autor: zibi16
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

            - Chyba mielone? -  raczej stwierdziłem. - To niech będą mielone.

            - A co do kotletów? – dopytywał się Matka. – Dobra będzie kiszona kapusta, koniecznie zasmażana, i ziemniaczki z tłuszczykiem – odpowiedział sobie.

            - A może też kompocik? – wtrąciła się Joanna.  – Matka, zjesz wszystko, co ci podadzą.

            - Oczywiście! No, ale ziemniaczki będą?

            - Będą – mruknąłem. Miałem już dosyć tych przepychanek.

            Wstałem, i wziąłem Oliwię na ręce. Była moim kochanym wróbelkiem. Pokochałem ją. Może dlatego tak mnie tu ciągnęło? W każdym razie, Oliwia sprawiała, że moja twarz się rozpogadzała, i przestawałem myśleć o Joannie.

 

            W kuchni zająłem się obiadem.  Tu było miejsca tylko dla jednej osoby. Ale i dwie by sobie poradziły.

            - Matka! Zrób mi papierosa – głos Joanny powędrował do drugiego pokoju. I cisza. Ale wiedziałem, że Mirek, klęcząc przed szafką, spełni jej prośbę, przy której na próżno szukać znaku zapytania.

            W trójkę palili; kupowali puste fifki z filtrem, i osobno tytoń. Potem nabijali go za pomocą niewielkiej maszynki. Ja rzuciłem palenie trzynaście lat temu. Pamiętam jednak, co to głód nikotyny.

            …Joanna nie powinna palić.  Miała jakieś problemy natury kardiologicznej. Była nerwowa, szybko wpadała w złość, i była wielką panikarą. Powinna mieć faceta, który by się nią zaopiekował, i nie chlał. Leszek,  zdaje się,  ją kochał, ale był alkoholikiem.

            Joanna, to go wypędzała z mieszkania, to przygarniała.

            Ciekawa z nich była para. Często się zastanawiałem, o co tu chodzi? Kochała go, czy nie kochała? Wiedziałem, że boi się samotności. Ale już ze mną szczerze o tym nie rozmawiała, a właściwie – na pewne tematy, w ogóle nie rozmawiała. Po tym - jak kiedyś powiedziała, gdy przez chwilę wydawało się jej, że jesteśmy przyjaciółmi.

W takim razie, co nas łączyło?

 Te nasze relacje, były jakimś pomieszaniem z poplątaniem. Może dlatego wymagały ciągłych wysiłków, by je rozplątać, choć nikt z nas nie  chciał usłyszeć prawdy?

 

…Przypomniałem sobie, że miałem iść na pogrzeb kolegi. Młody był. Przed  siedemdziesiątką. No, lubił wpić. Ale za swoje.

Cały dzień padał deszcz. Co rusz się o tym przekonywałem patrząc w okno lub wychodząc na balkon. Czekałem… Kurs autobusem do Centrum, potem zakup kwiatów na Rynku, i piechotą na cmentarz.

 Ostatnio, gdy żegnałem znajomego, jednego z wiarusów, który załapał się na bieszczadzkie walki – padał cicho śnieg. Ale w tym dniu, gdy miałem iść na pogrzeb kolegi – cały dzień lał deszcz.

Ogoliłem się, zerkałem w lustro. Oczy wyblakłe jak echo tysiąca losów zrównanych w jednym dole.

Gdzieś zgubiłem parasolkę, a deszcz nie ustawał.

No i nie poszedłem.

Od dawna życie – płoche, muszę dzielić jednym kieliszkiem wódki z wrogiem? Ze sobą?  No to wypiłem pod wieczne odpoczywanie  tego, który odszedł do niebieskiej tancbudy.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
zibi16
Użytkownik - zibi16

O sobie samym: Napisz kilka słów o sobie
Ostatnio widziany: 2023-05-04 18:17:38