Daleko do nieba. Rozdział 3.
Po prostu biegła nie zwracając na nic uwagi. Wszystko wokół nagle wydawało się takie obce i nieznajome, a przecież dobrze znała każdy zakamarek tego lasu. Działała pod wpływem impulsu. Myśleli, że nie wyskoczy z okna na poddaszu i nie zabezpieczyli go. Zrobiła to nie zważając na to gdzie wyląduje, ile zrobi przy tym hałasu i czy czegoś sobie nie zrobi. O dziwo dopiero przy przechodzeniu przez płot noga jej się powinęła i upadła wykręcając ją boleśnie. Jednak była osobą na tyle silną fizycznie, że ból po chwili minął i mimo iż biegła najszybciej jak mogła nie czuła zmęczenia. Może świadomość, że musi uciekać dodawała jej tyle energii? A może tylko wydawało jej się, że biegnie tak szybko?
I nagle w oddali dostrzegła znajomą postać.
Postać chłopaka, którego zna niemal jak własnego brata.
-Kuba! - Zawołała, ale chwilę potem uświadomiła sobie, że popełnia największy możliwy błąd.
Chłopak odwrócił się w jej stronę i kiedy ją dostrzegł zaczął biec w jej stronę.
-Nie, uciekaj! - krzyczała, gubiąc się w swoich myślach.
Sama nie miała pojęcia czy lepiej, żeby był przy niej i bronił jej, czy aby została sama nie narażając go na niebezpieczeństwo. Ale było już za późno. Zawołała go i chłopak podbiegł do niej.
-Biegnij! Potem Ci wyjaśnię! - powiedziała dysząc ze zmęczenia.
Złapał ją za rękę i pociągnął w lewo. Biegła ostatkiem sił, ale jej nogi coraz bardziej odmawiały posłuszeństwa.
-Amy - powiedział Kuba z przejęciem lekko posapując, kiedy dostrzegł, że nie dając już rady opada na śnieg. Oparła się o drzewo bez przerwy łapiąc zimne powietrze. Czuła ból w gardle, który nie pozwalał jej mówić.
-Oni…Oni nas gonią… - wysapała z trudem.
-Ale, o co chodzi?
-Musimy ich zgubić… - powiedziała tylko, a już po chwili wstała i stanęła za starym, grubym drzewem. Pociągnęła za sobą Kubę, który omal się nie przewrócił przy okazji robiąc przy tym sporo hałasu.
Dziewczyna oparła się o drzewo i spojrzała na niego. Była zupełnie zdezorientowana. Czuła zagrożenie, które czaiło się z każdej strony. Biegnąc przez las nie zastanawiała się jak biegnie, wiedziała, że musi uciekać jak najdalej.
Rozejrzała się. Byli prawie na skraju lasu. Dalej były pola pokryte grubą warstwą śniegu.
-Słuchaj. Wokół mojego domu dzieje się coś bardzo dziwnego. Od dwóch dni siedzimy zamknięci w domu odcięci od świata. Nasz dom jest otoczony przez jakichś ludzi, zabarykadowali okna i drzwi, ale pozostawili te na poddaszu. Nie mamy wody, kończy nam się jedzenie… - mówiła drżącym głosem, nieco przekręcając niektóre słowa. Opierała się plecami o drzewo i cały czas rozglądała się we wszystkie strony.
-Chcesz powiedzieć, że jesteśmy otoczeni i w sporym niebezpieczeństwie?
-Tak, na to wychodzi. Rodzice milczą, są załamani, ale o całej tej sprawie rozmawiają tylko między sobą.
Przez chwilę spoglądali na siebie. Widziała w jego oczach jednocześnie przerażenie i zdziwienie całą sytuacją. Nagle jego wyraz twarzy się zmienił i był to skutek tego, ze dobiegły go pewne dźwięki.
-Słyszysz to? - zapytał.
Kiwnęła głową.
-Biegnijmy…
*
-Szefie. Widzę ją. Biegnie w moją stronę. W zasadzie to nie jest sama. Towarzyszy jej jakiś chłoptaś. Kiedy będą w odpowiedniej odległości złapiemy ich - przekazał i nie czekając na odpowiedź przełączył odbiorcę.
-Za 5 minut będą w idealnym położeniu. Wtedy wiecie, co robić, tak? - teraz m&