część szósta
Dziękuję Bogu i dobrym ludziom, że nie opowiadam tego współlokatorom dworca, którzy walczyli na wszystkich frontach Bliskiego Wschodu, Indochin i Jugosławii, a w moją historię i tak nie wierzą.
D (vixit)
W ostatnim dniu swego życia NN zszedł z tego świata tudzież wyzionął ducha. Znikając po kawałku mawiał, że to, ile umarł zależy od tego, czy wszystek zdążył się narodzić. Powierzył mi swe porażki i błędy, bym cofnął jego czas czyniąc go bohaterem swej magicznej księgi. Eativ mulucirruc – zaklęcie nie działa.
E (Punkt wyjścia dla ewentualnego hapyjendu)
byłem partyzantem, zabieraliśmy chłopom mięso,
żeby ojczyzna była silna,
braliśmy matek córki, dorodne dziewuchy,
przecież jutro mieliśmy zginąć,
chowaliśmy się do lasu, żeby nie wzięli
w niewolę fabryk volkswagena,
było klawo póki mnie niemcy nie zabili,
bo widziałem przecież własny grób
dawno już na szczęście zapomniany, odczep się,
mnie tu przecież nie powinno być,
więc żadnych oczekiwań proszę, dajno szluga,
teraz walczę z tym systemem, wiesz?
jadam resztki, niedopałki, dołóż do wina,
masz na myśli, że praca uczyni mnie wolnym?
gdzieś to już słyszałem, kolego…
podziwiam świat, oglądam się za kobietami,
tyłki i piersi, duże, jędrne,
może która poleci na poetę, prawda?
bo jestem nim, szkoda, że nie cenzurowanym,
ignorancja śmieje się w gębę,
ale nie będzie powtórki z „Tanga”, idę spać,
śni mi się dom wśród lasów i pól
drwa na zimę, ogród, strumyk, piwniczka i ul,
rano, przed pękniętym lusterkiem
do golenia gęby sposobię się pędzelkiem,
palę w piecu, popijam wino,
mam stare radio, jestem samowystarczalny,
podziwiam przyrodę i kocham.
a budzę się spragniony od nowa spokoju
z czystym sumieniem uciskanych.
będę partyzantem nowych czasów, mój bracie,
będę walczył cicho o swoje,
nie lubię wtrącać się w prywatne sprawy innych,
tak, ucieknę czasem do lasu
odetchnąć świeżym powietrzem, odwiedzić swój grób.
a skrobanie myszy i tykanie zegara,
pożycie niemałżeńskie zza ścian
niech będą muzyką dla ponurego wiersza,
dekolt sklepowej w nocnym z wódką,
puszczanie krwi opętanemu, święci ze ścian
za obraz zaś dla pięknookiej.
pewien chyba jedynie matczynej miłości
kiepuję na zdobiony spodek,
lecz nie czas na wróżby z popiołu i włóczęgę,
ani na całowanie w bramie,
przykolejowe zakamarki i ruiny,
nisze, które chciałem zaludnić
swoim obłąkaniem oraz kościelne schrony
są gasnącym na mych plecach tchem,
gdy zapuszczam się jachtem na głęboką wodę
łowić coraz piękniejsze nimfy,
zatapialne marzenie o bezludnej wyspie
nie wie, że ja nie umiem pływać,
lecz świadom swej niegodziwości jestem gotów
i nie lękam się, a upajam
delikatną kobiecą skórą i muzyką,
odurzającymi środkami
na depresję i żal, że już pewnie za późno
na to, by zacząć żyć, daj spokój,
spokój to wszystko, czego teraz potrzebuję.
dożyłem czasów, których nie ma,
gdy żebracy honorują karty płatnicze