Czerw I
Dopiero po kilku minutach odważyła się ponownie rozchylić powieki; ciemne plamy ustępowały powoli umożliwiając rozróżnienie coraz to większej ilości szczegółów.
Ciemnoczerwone szarfy wiszące u stropu powiewały lekko na niewyczuwalnym z dołu wietrze, skrywając co chwila blask pochodni i rzucając cień na nią i porozrzucane dookoła, pozbawione krwi ciała. Przesunęła po nich wzrokiem zatrzymując się niekiedy na dziwnych, człekopodobnych istotach, które widywała dotąd wyłącznie we wspomnieniach nosicieli.
— To, czemu się tak przypatrujesz to Argonianie; zwierzęta żyjące na mokradłach. — Doszedł ją spokojny, choć drżący lekko w ekscytacji głos. — Jeśli tylko będziesz chciała pokażę ci jak je tresować, by stały się całkiem znośnymi niewolnikami, Roweno. Ravenclaw odwróciła głowę w kierunku właściciela głosu pragnąc ujrzeć jego twarz, lecz dostrzegła wyłącznie monotonnie szare włosy wychylające się spod obszernego kaptura, rdzawoczerwonej szaty nekromanty. Na piersi nieznajomego pysznił się czarny wisior, wykonany z nieznanego jej czarnofioletowego kamienia; niestety z powodu odległości nie potrafiła określić co konkretnie, ów wisior przedstawia.— Gdzie jestem? — Próbowała pchnąć w swój głos nutę stanowczości i pewności mimo wciąż targających nią drgawek. Pragnęła odzyskać choć odrobinę godności, którą utraciła leżąc nago na zimnej skale.
— Jesteś w domu, siostro. — W tonie mężczyzny dało się słyszeć zadowolenie. — Jesteś już w domu.
_________
Przebrnąłeś przez to..? Jesteś Miszcz (a należy zauważyć, iż jest to dopiero początek). Przepraszam. o_o'