Czarna Kompania II
Za stołem siedział biały jak ściana gubernator, spisujący kolejne dokumenty dotyczące zamachu. Towarzysząca mu eskorta składająca się z pięciu zbrojnych, nerwowo reagowała na najmniejszy hałas. Teraz, gdy w mieście, aż wrzało od plotek i pogłosek na temat tajemniczego napastnika, każdy błąd mógł wywołać katastrofę. Derian został oczyszczony z zarzutów, w zamian za ratunek tak ważnej persony jak Victor Reise. Nie doszłoby jednak do zwolnienia, gdyby nie dowody świadczące przeciw oficerowi, który aresztował Łowcę. Żołnierz spił się w najbliższej karczmie niemal do nieprzytomności, a że miał słabą głowę, szybko zaczął mówić. Okazało się, iż oddał klucze za mieszek złota i butelkę wina. Derian nie przyjął żadnej nagrody. Nie odpowiadał też na żadne pytania dotyczące śledztwa. Pragnął tylko ruszyć w drogę, do siedliszcza Czarnej Kompanii. Okazało się bowiem, że zamaskowany człowiek, to jego dawny przyjaciel, razem z którym poznawał tajniki wojaczki i najemnego fachu. Zasmuciło go to tym bardziej, że traktował go prawie jak brata, którego nigdy nie miał. Pomijając sprawy osobiste, musiał ruszać już w drogę. Przyjął od Victor zlecenie na maga, spotkanego „Pod Smoczym Pazurem”. Ostatni raz przejrzał list znaleziony przy ciele.
Jeśli czytasz tę wiadomość, oznacza to, iż moje przypuszczenia potwierdziły się i zabiłeś Alvaresa. Pewne ważne osobistości, są zainteresowane pozbyciem się Czarnej Kompanii… Jako, że zależy mi na obiecanej nagrodzie, podjąłem się tego zadania. Miałem zamiar wyniszczyć was jednego, po drugim, jednak mój początkowo doskonały plan nie przewidywał, że pojawi się ktoś na tyle uparty, by się choćby przypadkowo przeciwstawić moim zamiarom. Na trakcie udało uniknąć Ci się śmierci, lecz zważ na to, że następnym razem możesz już nie mieć tyle szczęścia. Po eksterminacji bandy chciwych rzezimieszków nikt płakać nie będzie… Życz mi powodzenia w łowach. Do następnego spotkania…
„Dziadek”
P.S. Pozdrów towarzyszy z Stoneange.
-Nadęty gnojek – przeklął w duchu Derian. – Co on myśli, że może nas szczuć jak zwierzęta?!
Wstał i poprawił ułożenie miecza na plecach. Sięgnął ręką do przeciwległego barku, uznając, że może swobodnie i bezproblemowo dobyć broni. Zawiązał płaszcz pod szyją i podszedł wolno w kierunku zwłok. Pochylił się nad dawnym znajomym i zerwał mu z szyi runę, taką samą jak ta, którą nosił. Wziął w dłoń także krótki miecz i przyjrzał mu się pod światło. Gdy blask świecy oświetlił klingę, ujrzał jasną, błękitną i kleistą maź pokrywającą brzeszczot. Spojrzał na wpatrzonego w niego urzędnika i skierował się ku niemu.
- Przyjmujesz zlecenie? – zapytał notariusz, po czym szybko dodał jakby nie będąc pewnym czy przekonał najemnika - Pamiętaj, płacę 5000 regli…
-Za głowę mocodawcy. – przerwał Łowca. – Pamiętam. Proponowałbym także zapłacić alchemikowi, bądź też magowi za zbadanie dokładniej tej substancji. Nie jestem do końca pewien, ale mam wrażenie, że jest to amanityna.
-Co takiego?
-Trucizna. Praktycznie nie do wykrycia. Główne objawy występują po upływie dziesięciu godzin. Między innymi przyspieszona praca serca i odwodnienie. Stosunkowo nie jest to groźne, lecz spora dawka, choćby taka jak ta pokrywająca miecz Alvaresa w przeciągu tygodnia uśmierci ofiarę. – rzekł Derian, po czym położył broń na stole.
-Tak zrobię. – odpowiedział urzędnik, patrząc na klingę ze strachem, po czym przywołał jednego ze strażników i wydał mu odpowiednie polecenia.
Najemnik naciągnął kaptur na głowę, odwrócił na pięcie i zszedł schodami w dół. Następnie korytarzem. Kolejne mijane zaułki i sale – teraz już opustoszałe. Już miał opuścić budynek, gdy nagle postanowił zejść do lochu. Na miejscu zastał jednego żołnierza. Nawet nie musiał go omijać – wojak zasnął na posterunku. Podszedł cicho, na lekko ugiętych nogach do ostatniej celi. Wyciągnął nóż zza pasa i wsunął go między zamek, a kratę. Pchnął nim lekko w dół. Po chwili usłyszał metaliczny odgłos przeskakującego mechanizmu i zgrzyt uchylanej bramy. Spojrzał przez ramię na klawisza. Ten jednak nawet nie drgnął. Derian wszedł do środka i trącił leżącego na pryczy mężczyznę. Więzień obrócił się z jękiem.