cz.1. tułaczka
* Ponura, czarna mglista noc. Odwiozła wszystkich
zaproszonych panów do swoich kwater, po nie wypalonej imprezie. Zostawiła swój
samochód , na jakimś pustym parkingu i zachciała podążyć o własnych nogach do
domu. Mijając stare ruiny i cmentarzysko umarłych. Trzasnęła drzwiami od
samochodu, nadusiła guzik od alarmu, po czym skierowała się w stronę ruin.
Księżyc wysoko na niebie, świeci swym blaskiem dla zbłąkanych i samotnych dusz.
Między innymi dla takich jak ona, które nie mogą zaznać miejsca w żadnym
świecie i tułają się smętnie po nich. Powolnym krokiem omijała kolejne drzewa,
tak jak i kolejny kot dotrzymywał jej towarzystwa. Spojrzała przed siebie,
spostrzegła jakiegoś mężczyznę czołgającego się po ziemi w stronę lasu.
Podeszła do niego, ten zaś zasyczał na nią, lecz nie mając siły by ja
odstraszyć spoglądał w jej wielkie ślepia. Zapach krwi , która z niego wypływała,
pobudzał zmysły głodnej bestii w niej drzemiące.
Mężczyzna przerażony odsuwał się tracąc przy tym więcej krwi i sił. Spoglądała
na niego przez parę chwil, zamyślona głęboko, gdy się otrząsnęła z zamyśleń,
mężczyzna tracił powoli przytomność. Wyciągnęła w jego kierunku dłoń, tym
bardziej że wyczuła iż to jej krewniak Wilkołak. Podniosła go jednym ruchem i
posadziła na ławce niedaleko parku. Podarła swój szal, by móc zatrzymać krwotok
i ocuciła go pewną substancją w fiolce, którą wyjęła z nogawki...
-Jak się Pan czuje - zapytała.
Milczał wpatrując się w jej ruchy.
-Nie zrobię Ci krzywdy, nie zjadam krewniaków - zaśmiała się cicho
Nadal milczał , obserwując jej gesty i ruch warg
-Dobrze nie nalegam skoro wolisz milczeć, to już Cię zostawiam- odwróciła
się i skierowała do lasu
-Dziękuję- usłyszała , gdy się obróciła mężczyzny już nie było.
-Dziwne- pomyślała i nie zwracając uwagi na zniknięcie, szła dalej wytyczoną
drogą.
Będąc niedaleko ruin poczuła chłód na swojej skórze, który wywołał dreszcze i
zbudził bestie w jej ciele. Przemieniła się w Wilkołaka i stojąc na 4 łapach
wąchała podłoże. Wczuwała się w stare zapachy ruin, które były dla niej jak
książka opisująca wydarzenia z tych okolic. Zgięła swoje łapy przygotowując się
do skoku, wybiła się potężnym uderzeniem od ziemi i stała już na szczycie
starej wierzy, która dla nie wielu była dostępna. Nie posiadała żadnych schód, ani możliwości wdrapania
się . Schowała się w cieniu dachu i usiadła, spoglądając w samotnie lśniący
księżyc na niebie. Słyszała już tylko szum wiatru i daleki trzepot orlich
skrzydeł. Ten widok wiele jej wspomnień przywiał. Były one miłe, ale na chwile
obecną bardzo bolesne. Otóż tutaj spędzała czas z osobami dla niej ważnymi, a
których już nie ma w jej życiu, które zostawiły bolesne blizny na sercu.
Wiedziała, że w końcu musi się pogodzić z losem samotnej Bestii. Któż chciałby,
odda