Cudowny obraz pierwszego sekretarza (cz.2)
***
Każde mieszkanie ma swój specyficzny zapach. Czasem ostry i nieprzyjemny, a czasem ledwo wyczuwalny i trzeba wejść do środka, żeby go poczuć. Inne czuć już na korytarzu, wystarczy przejść obok drzwi wejściowych. Naczelnik Strugaczka potrafił z zawiązanymi oczami rozpoznać, kto i gdzie mieszka. Oczywiście, ograniczało się to tylko do jego klatki. Cztery piętra po cztery mieszkania, co daje szesnaście mieszkań, plus stróżówka dozorcy, a każde pachniało inaczej. Niektóre zapachy lubił, nawet te ostre. Inne go odrzucały i wtedy zbiegał po dwa stopnie, a z ostatnich czterech zeskakiwał na półpiętro. Zdolność rozpoznawania mieszkań za pomocą węchu była bardzo pomocna, kiedy nie było światła. Jeśli się pogubił w liczeniu pięter począwszy od parteru, a skończywszy na czwartym, uruchamiał zmysł węchu. Były też inne sposoby, ale żaden z nich nie był aż tak niezawodny. Sąsiadka na jego piętrze w kółko śpiewała jakieś arie, ale czasem wychodziła do sklepu albo do kościoła. Sąsiedzi z drugiego piętra wciąż się kłócili, nie szczędząc sobie wulgaryzmów. Na trzecim można było spotkać starszą panią, którą syn wyganiał z mieszkania na korytarz. Tak się do tego przyzwyczaiła, że kiedy się zapił na śmierć, to ona nadal wychodziła na klatkę, siadała na malutkim stołeczku i trwała bez ruchu. Warto było się zatrzymać na półpiętrze między drugim, a trzecim, żeby zobaczyć przez zakurzone okienko pewną młodą sąsiadkę, paradującą po mieszkaniu w półprzezroczystej koszuli nocnej. Młody Strugaczka spędził na swojej klatce schodowej wiele godzin, szczególnie wtedy, kiedy zapominał klucza. Babka nieboszczka była nieco przygłucha i nie słyszała dzwonka. Czuł się wtedy jak pies albo sąsiad alkoholik, którego wyrzuciła żona. Nie miał gdzie spać, to kładł się na wycieraczkach, a do szafki z licznikami chował swoje rzeczy.
Naczelnik Strugaczka żałował, że już nie ma takich zmysłów jak dawniej, bo może by mu było wtedy łatwiej rozwikłać zagadkę pojawienia się w mieście cudownego obrazu pierwszego sekretarza i nie naraziłby się na tyle nieprzyjemności.
***
Gdy naczelnik Strugaczka znalazł się przed swoją kamienicą wciąż myślał o tym, co go dzisiaj spotkało.
Zadarł głowę, żeby sprawdzić, czy atlanci podtrzymujący wykusz nie stroją głupich min na jego widok. Ostatnio miał wrażenie, że jeden pokazał mu język i od tego czasu zawsze wolał się upewnić.
Idąc przez podwórze potknął się o wystający z ziemi stalowy pręt. Pręt był wkopany tam celowo, żeby ludzie nie byli zbyt pewni siebie, bo życie szykuje różne niespodzianki i trzeba być gotowym na wszystko.
Na klatce, zamiast zwykłej żarówki ktoś wkręcił żarówkę do wiecznej lampki. Nie tylko dlatego, że zwykłe wszyscy kradli, ale głównie po to, żeby ludziom zrekompensować ten wystający z ziemi pręt. Roztańczone ogniki i melodyjne skrzypnięcia drewnianych schodów tworzyły niepowtarzalny klimat i pozwalały zapomnieć o wszelkich życiowych przykrościach.
I przy okazji, nad skrzynką na listy pojawił się humorystyczny tekst, napisany przez kogoś życzliwego czarnym flamastrem:
Gdy na klatce gaśnie światło albo mroczna ballada
miasto zasypia z oporami
karmiąc się wcześniej horrorami
po ciemku ktoś pomylił dzwonki
wciąż miewam euforyczne stany
po których chodzę jak pijany