Cisza...
Rodzi się w nas bariera, która odgradza nam drogę w inne kraje naszej duszy…
Wolimy nie zakradać się w nieznane rejony…kto z nas nie podąża co dzień tą samą drogą?
I dochodzimy do wniosku, że to wszystko nie ma sensu, że życie jest beznadziejne, że jesteśmy bezpłciowi, pozbawieni energii wszechświata, że nie czujemy już smaku życia, nie rozróżniamy kolorów…nie znamy siebie, nie wiemy czego pragniemy, nie wiemy co nas czeka, nie potrafimy zdobyć się na odwagę…
Do końca swych dni pozostajemy szarą masą, nie wychodząca poza swoje granice jesteśmy dokładnie tacy jak nas dopasowano i ukształtowano, właśnie tacy odtąd, dotąd i niczym więcej.
Nigdy nie uwolnimy pragnień swojej duszy, zostanie ona zamknięta w złotej klatce, którą własnoręcznie domkniemy kłódką codzienności…tylko dlatego, bo będziemy żyć, tak jak trzeba, tak jak wypada, tak jak nam radzą inni.
I już wiecie dlaczego cisza wydaje się taka oczywista…bo wszyscy przyzwyczaili się, że ona po prostu jest, a nikt nigdy nie wsłuchiwał się ile w niej alikwotów pustki…
Wszystko jest oczywiste bo mamy przed sobą obraz świata, który jest szablonem, stworzonym przez innych ludzi, a my tylko się do niego dopasowujemy…każdy musi znaleźć dla siebie miejsce…
A wszyscy boją się, że gdy każdy zacznie robi to co chce, zapanuje anarchia…bo tak by było w istocie, zawsze znajdzie się ktoś, kto musi panować nad całością. Inaczej nie byłoby wspólnoty, a świat ludzi podzieliłby się na miliony kawałków. A z tych kawałków, nie mogłaby powstać w żaden sposób układanka…
,,bądź szaleńcem, ale tak by inni myśleli, że jesteś zwyczajnym człowiekiem”.