Cisza...
I ogarnęła ją wszelka miłość słoneczna…odrobina fantazji skrywanej w zakamarkach ciała i duszy…
Odważyła się posłać swój uśmiech w eter…ale czy do kogoś on trafi?? Czy zawiesi się w próżni, jak większość błahych z pozoru, niechcianych myśli…
Jak to jest przemykać jak cisza?…niezauważenie…a jednak pozostawiać ślad po sobie…
ubarwiony chwilą, jakimś słowem…odchodzącym ciepłem…
Dziś po tylu latach cisza wydaję się oswojona, znana, co dzień zasiada na ławce z roztrzepanym spojrzeniem…naga, skąpana niknącymi promieniami słońca…
Po prostu jest, jak miliony innych rzeczy na tym świecie…beznamiętnie poukładanych we wspólnocie, synchronicznie złożonych, oczywistych jak przemykające obłoki.
Dziś, po tylu latach, nic cię już nie zaskoczy, będziesz tylko elementem, bezwstydnie szlifowanym, aby jakoś się dopasować do układanki. W końcu narodziłeś się, więc należysz do niej. Czy tego chcesz, czy nie, jesteś szlifowany od dzieciństwa, po pewnym czasie nie zauważasz tego, przywykłeś, że ciągle musisz się gdzieś wpasować.
Jak nauczyć się patrzeć, by umieć zauważać, jak oddychać, by poczuć czyjś oddech…??
Czasem na siłę zostajesz wpychany, tam gdzie nie pasujesz…i albo wykroją cię w odpowiednie kształty, albo wydalą.
Czysta segregacja, pozory, marne wybory ślepej gałki ocznej.
Bo przecież jakoś trzeba żyć, coś trzeba stworzyć wokół, do czegoś trzeba się przyzwyczaić, coś trzeba oswoić, stworzyć pozory jakiejś iluzji, ale tak, by inni tez mieli dostęp do niej, by został zachowana wymiana informacji, by dalej się rozwijać i nie pozostawać w tyle. Trzeba porozumieć za pomocą wspólnego języka duszy…
Po pewnym czasie wszystko staje się tak idealnie dopasowane, aż razi oko swą iluzoryczną doskonałością, swym pustym pozorem…na którym nie warto zawieszać oka na dłuższą chwilę, wszyscy to znają, staje się to nudne…
Pod pozorem ideału kryją się najczystsze ludzkie niedoskonałości, wady i słabości. To co piękne i wielbione wyrasta poprzez czyjeś poświęcenie i pasmo wyrzeczeń.
Ideał, harmonia, ład, piękno…wszystko pod linijkę…a gdyby opuścić swoje granice???
Nieład, niepewność, nieznane…
Co dzień wstajesz, pracujesz, uczysz się, jesz, każdy dzień jest podobny do poprzedniego, nigdy nie masz na nic czasu…wszystko jest szare, bez koloru…uśmiechy są krzywe, przyjaźnie nie szczere, miłość niepewna, strach przed nieznanym…
Myślimy tylko o tym, by znaleźć na świecie coś co dałoby nam namiastkę bezpieczeństwa, stałości, względnej harmonii…i dlatego popadamy w rutynę, która potem budzi w nas gorycz, nieszczęście, nienawiść do wszystkiego co znane i co kochane.
Bo ile można zadowalać się życiem bez koloru, ryzyka, gdy wszystko jest odgórnie zaplanowane przez nas samych i skrupulatnie realizowane, bez jakiejkolwiek zmiany, byle jak najprościej i jak najmniej poświęcenia.
Wszystko co wydaję się nam nierealne, zostaje przez nas odrzucone, choć by było najbardziej pożądane.