Ciąg dalszy "Królewny Śnieżki", czyli "Siedmiu Pasibrzuchów"
Za górami, za lasami, żyła sobie królewna biała jak śnieg, rumiana jak krew i o włosach czarnych jak heban. Zwana była Śnieżką i po wielu złych chwilach związanych z macochą, w końcu zaznała spokoju w pałacyku księcia. Rządziła wraz z królewiczem mądrze i sprawiedliwie, za co poddani bardzo ją kochali.
Mieszkało tam również siedmiu karzełków. Było im tam tak dobrze, tak milusio i cieplusio, że postanowiły już nigdy więcej nie maszerować w góry, wydobywać drogie kruszce. Całymi dniami wylegiwały się w pięknych perłowych łożach, jedząc raz ciasteczko, raz czekoladkę, a raz duży, śmietankowy tort.
Z dnia na dzień karzełki rosły i tyły. I kiedy przecisnęły się przez drzwi pałacu i podążyły do miasteczka, zdały sobie sprawę, że znajdują się one w centrum uwagi. Bowiem wszyscy: wróżki, gobliny, czarodzieje, inne krasnale, smerfy, a nawet zwykli ludzie, naśmiewali się z nich. Szydzono i drwiono tak bardzo, że karzełki, a raczej pasibrzuchy rozpłakały się i szybko pobiegły do swego azylu.
Śnieżka usłyszawszy przykrą przygodę tych siedmiu istotek, odparła:
- Kochani, jesteście uroczymi ludkami z wielkimi serduszkami, a nie dużymi brzuszkami. Nie warto słuchać tych niemiłych słów, bo oni nie znają prawdy i już!
Lecz pasibrzuchy nie wierzyły w słowa królewny.
- Jest za miła i kłamstwa nam wmówiła- odparł jeden z nich.
- Środek jest najcenniejszy?- spytał drugi.
- A niech to! Dlaczego serce czy wątroba miałyby być ważniejsze od naszego wyglądu?- zdziwił się trzeci.
- Głuptasie, Śnieżce naszej miłej chodziło o duszę. To nasz charakter jest najważniejszy- wytłumaczył czwarty.
- Ale istoty z miasteczka nie znają naszego środeczka- dopowiedział kolejny otyły krasnoludek- osądzają nas po wyglądzie.
- Nic na to nie poradzimy. Staliśmy się brzydcy. To tylko nasza wina. Nie możemy gniewać się na innych z tego powodu- wydukał rozżalony smakosz ciasteczek.
Po długiej rozmowie, pasibrzuchy postanowiły powrócić do dawnego wyglądu. Próbowały wszystkiego- na nic. Ciągle rosły i tyły…
Pewnego razu zdecydowały wybrać się do czarownicy. Odbyły długą i męczącą podróż, przez rzeki i lasy, wysłuchując ciągłych przezwisk: „Grubasy”, „brzydale”, „do lasu, gdzie nikt was nie ujrzy”.
W końcu dotarły do starej i zniszczonej chatki czarownicy, która wysłuchawszy całej historii, odparła z chytrym uśmiechem:
- Mam na to radę- i wyjęła małą, szklaną buteleczkę z niebieskim płynem- eliksir ten, wnet ukoi wasze zmartwienia. Wystarczy, że pomalutku, pocichutku wlejecie go do kielicha Śnieżki i bum! kłopoty znikną!
- Ale co się stanie?- zapytał jeden z nich.
- Otóż…- zamyśliła się- wszyscy zmienią do was nastawienie. Będą mili i pomocni. I już nikt, nigdy was nie obrazi, nie wyśmieje.
Uradowane pasibrzuchy wzięły eliksir i wybiegły z chatki.
- Ha, ha, lekkomyślne grubasy! Kiedy usta Śnieżki dotkną tej cieczy, umrze. Na zawsze! A wtedy ja odzyskam urodę i zasiądę na tronie!- wykrzyknęła uradowana czarownica.
W tym czasie krasnoludki planowały jakby tu niezauważalnie wlać eliksir do kielicha królewny. Podążały szybkim krokiem przez las, kiedy pojawiła się przed nimi wysoka istota w długim czarnym płaszczu.