Ciąg dalszy "Królewny Śnieżki", czyli "Siedmiu Pasibrzuchów"

Autor: livingadreams
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

- Czarownica was okłamała. Jest to bowiem zła macocha dziewczyny białej jak śnieg, rumianej jak krew i o włosach czarnych jak heban. Jedna kropelka niebieskawej mazi jest w stanie zabić. Ukryjcie ją więc i strzeżcie dobrze.

                Obżarciuchy zrobiły tak, jak kazała im magiczna postać. Pogodziły się z tym, że zawsze będą grube i postanowiły już nigdy więcej nie wychodzić z pałacu.

                Gdy zła macocha dowiedziała się, że Śnieżka nadal żyje, cała krew spłynęła jej do serca ze złości. Weszła do tajnej, ukrytej komory, gdzie nikt nie wchodził i tam nachyliła się nad ogromnym kotłem. Wrzuciła do gara serce bawoła, skrzydła ważki, przebiegłość lisa, skórę węża, ogon szczura i wiele innych rzeczy. Jednak nie zauważyła jak wpada do niego również jej jeden, czarny włos. Wypowiedziała zaklęcie i tuż przed nią stanął przerażający, olbrzymi smok.

- Smoku! Twym zadaniem jest znaleźć Śnieżkę i zabić ją raz na zawsze- rozkazała macocha.

                Lecz smok był bardzo chytry i widząc Śnieżkę- tak piękną; wrócił do chatki czarownicy i uznał, że nie zabije jej bez powodu. Jego mózg lisa podpowiedział mu, że warto żądać zapłaty za ten czyn. Zdenerwowana macocha przysięgła oddać mu połowę majątku, gdy zasiądzie na tronie. Wnet potwór rozprostował skrzydła i poleciał do pałacu.

                W tym czasie istoty z miasta czekały już na smoka. Były gotowi do walki. I gdy potwór się zjawił, wszyscy się na niego rzucili. Każdy walczył na swój sposób. Gobliny waliły swoimi maczetami, smerfy trzymały stwora za długi ogon, krasnale tworzyły różnorakie pułapki, wróżki i czarownice używały czarów, a ludzie strzelali z armat. Niestety, gdy smok zamachał swymi skrzydłami kilka razy, zmiótł wszystkich z siebie i wzniósł się ku górze. Zbliżał się do zamku, w którym była przestraszona Śnieżka z pasibrzuchami.

                Forteca została zamknięta, jednak nawet to nie zatrzymało potwora. Walił i walił. Cytadela była bliska rozwalenia, gdy przybiegło siedem pasibrzuchów i zablokowało przejście wrogowi. Byli oni bowiem tak duzi, że smok żadnym sposobem, nie mógł ich ominąć.  

                Stwór syczał i ryczał, gdy obżarciuchy wpadły na pomysł, jak go pokonać. Smakosz ciasteczek pognał w stronę swojej komnaty.

                Długo go nie było, jednak krasnale nie traciły sił. Stały uparcie między fortecą i strzegły wejścia do środka. Reszta istot z miasta pochowała się w domkach, po pierwszym ataku. Bowiem przestraszyli się stwora, gdy ten napastował ich swymi skrzydłami. W końcu się zjawił długo oczekiwany siódmy pasibrzuch. Trzymał w swoich łapkach małą fiolkę z niebieskawym płynem. I gdy smok otworzył swą ogromną paszczę, by zaryczeć, pasibrzuchy wrzuciły mu do środka eliksir złej czarownicy.  

                Wróg zaczął się dławić i przewracać. Zionął niebieskim dymem, aż w końcu padł zdechły na ziemię. Gobliny, wróżki, smerfy, czarodzieje, krasnale i inne stworzenia zaczęły wychodzić na dwór, by obejrzeć zdechłego smoka.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
livingadreams
Użytkownik - livingadreams

O sobie samym: Pa­mięta­cie, kiedy by­liście małymi dziećmi i wie­rzy­liście w baj­ki, marzy­liście o tym, ja­kie będzie wasze życie? Biała su­kien­ka, książę z baj­ki, który za­niesie was do zam­ku na wzgórzu. Leżeliście w no­cy w łóżku, za­myka­liście oczy i całko­wicie, niezap­rzeczal­nie w to wie­rzy­liście. Święty Mi­kołaj, Zębo­wa Wróżka, książę z baj­ki - by­li na wy­ciągnięcie ręki. Os­ta­tecznie do­ras­ta­cie. Pew­ne­go dnia ot­wiera­cie oczy, a baj­ki zni­kają. Większość ludzi za­mienia je na rzeczy i ludzi, którym mogą ufać, ale rzecz w tym, że trud­no całko­wicie zre­zyg­no­wać z ba­jek, bo pra­wie każdy na­dal cho­wa w so­bie is­kierkę nadziei, że które­goś dnia ot­worzy oczy i to wszys­tko sta­nie się prawdą. [...] Pod ko­niec dnia, wiara to za­baw­na rzecz. Po­jawia się, kiedy tak nap­rawdę te­go nie ocze­kujesz. To tak, jak­byś pew­ne­go dnia od­krył, że baśń może się nieco różnić od twoich wyob­rażeń. Za­mek, cóż, może nie być zam­kiem. I nie jest ważne "długo i szczęśli­wie", ale "szczęśli­wie" te­raz. Raz na ja­kiś czas, człowiek cię zas­koczy, i raz na ja­kiś czas człowiek może na­wet zap­rzeć ci dech w pier­siach...
Ostatnio widziany: 2015-10-11 22:38:38