Chata, którą wieki roztrącą
moich dobywać. * * * Zaczął pan panie Marcinie to spotkanie od poczęstowania gości prawdziwym wiejskim chlebem, o smaku nieba. Tymi słowami przywitał się z gospodarzem Tadeusz Nowak. O wsi polskiej, której już nie ma, wam opowiem. Wpisałem ją w swoje książki, ochroniłem choć trochę jej czaru i barwy jej zapachu i smaku. - Przynieś Jaśku chleba naszego, ukroimy kromkę i zjemy na powitanie. - „Za mną jest ta wieś – zaczął opowiadać Tadeusz Nowak – już teraz śpiewająca od końca do końca godzinki, patrząca jak przez lipcowe niebo przelatuje anioł pański i po chwili zapada w dojrzewające zboża... Za mną jest ta drewniana wieczność łamiąca pełną garścią chleb... A drogą biegnie pomylony Michał . biegnie z bochenkiem chleba pod pachą” * * * - W 1834 roku wyruszyłem w podróż po Wołyniu, Polesiu i Litwie. Opisałem to w książce, opisałem tam ten świat. Masz ją Marcinie w swojej bibliotece widziałem ją na półce. Od paru godzin jestem u was a nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Wszyscy dyskutują i dyskutują a ty widzę tylko do piwnic biegasz po wina, szynki wędzisz to i nowych gości nie zauważasz. - Jestem Kraszewski. Józef Ignacy Kraszewski. - Witam panie Józefie – Marcin z radością przywitał pisarza. Pana książkę „Wspomnienia Wołynia, Polesia i Litwy” oczywiście posiadam w swoich zbiorach, ale mam też kilkaset innych pana książek. Czytam je nieustannie - Myślę że te postacie które pan piórem stworzył zjawią się tutaj bo to przecież miejsce dla nich odpowiednie. Może pan to spotkanie w moim dworku opisze, książkowy kształt temu nada i do wydawcy pośle - Nie puści tego cenzura, panie Marcinie, w żadnym wypadku nie puści. * * * Ten dworek Marcinie nie jest skrępowany czasem, przestrzenią, materią. Wszystko tu się może zdarzyć, prawda? Te słowa do Marcina, powiedział Krzysztof Kieślowski, który kiedyś miał zamiar nakręcić trzyczęściowy cykl Niebo, Piekło, Czyściec. - Może tak – rzekł Marcin – ale przecież szynka realna, bigos pachnie na kilometr, a wino? Niech pan spojrzy na Szopena ile wypił wina. * * * - Okazuje się że imię moje nie jest pustym dźwiękiem. To że zaprosiłeś mnie tutaj Marcinie znaczy że nie zapomnieli o mnie. Modliłem się o to by być za życia pogardzanym ale po śmierci bym sławę odzyskał. I stało się. - Ja, Marcinie, Adam – Juliusz wstał i zgodnie ze swoim zwyczajem zaczął chodzić dookoła stołu – musimy stworzyć i stworzymy, powiem więcej stworzyliśmy mit tej ziemi. Lata miną, wieki miną a ci co po nas przyjdą będą tu powracać. To im da siłę. Będą tu powracać ci co tutaj nigdy nie byli, ci którzy wychowali się w wielkich miastach, wśród kominów otoczeni murami nie znający piękna przestrzeni. A wiesz dlaczego to robimy? Bo ten kawał ziemi położony między ogromnymi przestrzeniami Rosji a resztą Europy, Bóg ofiarował nam. I tylko nam. * * * „Panie , dobrze że tu jesteśmy, jeśli chcesz postawimy tu trzy namioty…” Mt 17, 4 * * * Marcin też postawił swój dom, w którym żyli, rodzili się, umierali jego dzieci i wnuki. A teraz w tym domu wesele wielkie, pół Europy się zjechało, a każdy z tych co przyjechał zostawił coś po sobie w wielu domach. I sięgają czasami do dzieł tych aby przyjrzeć się sobie. Juliusz jak zwykle siedział w bibliotece i czytał. Czytał Ewangelię i wers ten o trzech namiotach przypomniał mu chwile kiedy w szwajcarskim Pani Pattey patrzał godzinami na góry. Alpy. Marcin przysiadł si