BOBAS
– Nasz słodziaczek. Zobacz, jaki duży już, zobacz – mówi mama.
– Widzę.
– Widzisz, jak sobie radzi? Widzisz?
– Widzę.
– Wcale nie patrzysz. Mógłbyś przejawiać trochę więcej entuzjazmu.
Tata przekręca się na drugi bok, korci go, by odpowiedzieć, żeby przestała paplać dla samego paplania, ale szkoda ładnego dnia na awantury.
Chwiejnym krokiem bobas dociera na koniec ogrodu.
– Zostaw malinki, synuś – ostrzega mama.
– Dobrze, myśl o malinkach i przestań patrzeć – gaworzy bobas.
– Słyszysz jak gada nasz łobuziak?
Tata przewraca oczami. Chciałby móc poczytać choć przez chwilę.
– No przestań się lampić, mamusia.
– Co chcesz nam powiedzieć, synku?
– Żebyś w końcu zajęła się sobą i dała mi się wysrać.
Maluch już nie może wytrzymać. Napręża się i wali kupę.
Na twarzy mamy pojawiają się podejrzenia.
– Tomuś, czy ty robisz kupę? – pyta.
– E,e.
Na buzi bobasa pojawia się wyraz ulgi.
– No pięknie – mówi tata. – Ty go przewijasz.
– O nie, mój drogi, teraz twoja kolej.
– Ja nie mogę, bo się zrzygam.
– Nie zrzygasz się, dasz radę – zapewnia mama.
– Za bardzo się skupiam, żeby nie pawiować i za mocno mu ściskam nóżki. Nie mogę kontrolować dwóch rzeczy na raz. I aż mnie pikawka boli od tego stresu.
– Poradzisz sobie.
– Tatuś się zrzyga, bo kupa jest wielka – mamrocze bobas dotykając malinek.
Chwila ciszy. Tata próbuje wziąć mamę na przetrzymanie.
Nic z tego.
– Jednak potrafisz nie paplać, co? – mruczy pod nosem tata.
Wstaje z koca i idzie do bobasa.
– W nogi! – woła Tomcio.
– O, ty srajduszku. Chodź tu. Nie uciekaj, bo rozmażesz to wszystko!
– Hahahaha, szybko, nóżki, szybko! – woła po swojemu bobas.
Dopada do płotu, traci równowagę i ląduje na pupie.
– O nie... – Tata jest załamany.
– Ładunek się rozgniótł, tatusiu.
– Oo, jak on słodko gaworzy – Mama rozpływa się nad dzieckiem.
– Bardzo śmieszne. Jesteś zwyczajnie złośliwa. – Zasapany tata podnosi synka i przytula. – Uh, chodź, klusko.
– Ale ci serce wali, tatuś.
– Śmieszne poliki – gaworzy maluch.
– Bł, bł… Nie no, rzygnę. – Tata ledwie się trzyma.
– Tylko nie na mnie!
– Coś ci się jeszcze nie podoba, mały zasrańcu? Marzena!
– Co?!
– Chodź, bo naprawdę się zrzygam!
Mama przychodzi wkurzona.
– Naprawdę masz problem przewinąć własne dziecko? O kurczę.
Widok jest straszny.
– Jesteście ze mnie dumni?
– Noo. A temu zasrańcowi jeszcze wesoło – mówi tata.
– Nie mów tak o nim.
– Przecież nie rozumie.
– Wszystko rozumiem! Ale ci wybaczam, mój cienki tatusiu.
– Dasz radę. Chusteczek nie brakuje.
– Weź to zrób, bo puszczę na niego pawia.
– Nie puścisz.
– Obok możesz! – woła bobas.
– Dla ciebie nie jest to takie straszne. Ja cię nie obarczam czymś, co jest ponad twoje siły – mówi ojciec.
– Tak? Czym na przykład?
– Na przykład naprawą samochodu.
– Poradziłabym sobie.
– Pewnie, ja też sobie poradzę, ale nie jest to dla mnie lekkie, jak naprawa samochodu dla ciebie, bo mechanicy z łatwością nabijają takie lale w butelkę.
– Kogo nazywasz lalą?
– Zimno mi w dupę! Nie kłóćcie się!
– No już, już, moje słoneczko, ja cię przewinę.
– Tatuś, gdzie idziesz?!