Bar
- I tyle lat żyjesz tym… wyobrażeniem?
- Owszem. Nie potrafiłem nigdy pójść dalej, zawsze sobie wyrzucałem, że wtedy nie odważyłem się na więcej przy… Karolinie. – Młodszy z wrażenia upuścił szklankę. Szczęśliwie była już pusta, więc tylko rozprysła się po podłodze tysiącem kawałków. Wszyscy wkoło spojrzeli na niego nieprzychylnie, on jednak nie zdawał sobie z tego sprawy, zasłuchany w słowa starszego. – Całe moje życie polegało później na rekompensowaniu sobie tamtej słabości. Jak pewnie się domyślasz zdobyłem naprawdę sporo pieniędzy. Przez moje łóżko przewinęło się wiele pięknych kobiet, jednak będąc z każdą z nich mogłem myśleć tylko o twarzy Karoliny, jej ciepłym uśmiechu i tym, jak byłoby nam razem dobrze.
- Moja… mój ideał też ma na imię Karolina… - nie wiedział na ile jego szczerość powodowana jest alkoholem, a na ile otwarciem się starszego. Zapewne oba te czynniki jakoś ze sobą współgrały, zwłaszcza wobec tego, że ciągle miał ważenie, jak gdyby tamten wyjmował mu słowa z głowy. Postanowił spytać go o coś, co nurtowało go od dłuższego już czasu:
- A nie myślałeś, że może ta Karolina w rzeczywistości była zupełnie inna od tego, jak ją sobie wyobrażałeś?
- Jasne, że myślałem. Często tak sobie właśnie racjonalizowałem to, że nie wykonuję względem niej żadnych ruchów. Wiesz jednak co ci powiem? Sto razy bardziej wolałbym zdobyć się na zbliżenie do niej i zniszczenie moich pięknych wyobrażeń, niż żyć wśród niezrealizowanych marzeń. Gdybym się przełamał to mogłem zyskać partnerkę na całe życie. Jasne, równie dobrze wszystko mogłoby się szybko posypać, ale wtedy przynajmniej miałbym satysfakcję, że spróbowałem. Tym bardziej, że brakiem działania nie dało się spowodować, żebyśmy byli ze sobą. Przegrałem wszystko nawet nie podejmując gry. Zostało mi tylko złudne marzenie o nagrodzie. Marzenie tak silne swoim niespełnieniem, że nie pozostawiało miejsca dla innych marzeń, innych nagród.
Olaf siedział, nie wiedząc co powiedzieć. To, co słyszał od starszego Olafa równie dobrze mogłoby być jego własnymi słowami wypowiedzianymi do tamtego. Zastanawiał się, czy to on miał tak dojrzałe przemyślenia, czy też starszy tak bardzo zafiksował się w młodzieńczej miłości, że pod pewnymi względami od tamtego czasu nie rozwinął się ani trochę. Po chwili milczenia, w której to tym razem młodszy wyciągnął papierosy, starszy kontynuował.
- Jeślibyś przysiadł się do kogokolwiek w tym barze, mógłbyś usłyszeć tę samą historię. Przynajmniej co do istoty. Widzisz, wszyscy ci mężczyźni na którymś etapie swojego życia nie odważyli się na coś. Jedni, tak jak ty i ja, nie odważyli się sięgnąć po marzenia. Inni nie zdobyli się na obronę tego, co wywalczyli. Jeszcze inni nie doceniali tego co mieli i lekkomyślnie pozbyli się najcenniejszych rzeczy w życiu. Są w końcu i tacy, którzy zawsze szli przez życie szybko i zdecydowanie, nie zauważając innych. W końcu lata zmusiły ich do zwolnienia i okazało się, że nie mają wokół siebie nikogo, kto by ich podtrzymał teraz, kiedy ich kroki nie są już tak pewne. Wszyscy oni siedzą tutaj i z animuszem perorują o kolejnych przeszłych, teraźniejszych i przyszłych sukcesach. Każdy wie, że to o czym mówi jest zupełnie jałowe. Każdy też wie, że to o czym mówią inni jest zupełnie jałowe, ponieważ nie mają z kim albo nie potrafią się z nikim prawdziwie podzielić tym, co przeżywają. Pozostali im tylko tacy sami jak oni kumple od kieliszka, którzy rozumieją ich doskonale, ponieważ sami coś przegapili w życiu, ale w żaden sposób nie potrafią się przejąć ich słowami, bo tak mocno zamknięci są we własnym cierpieniu. Ten swój ból obudowali fałszywym pancerzem wyimaginowanej siły niezdrowego wzorca męskości, który każe im wytykać sobie nawzajem najmniejsze nawet potknięcia i słabości. Gdyby zauważyli, że wziąłeś Jacka Danielsa, i to z lodem, to orzekliby, że jesteś cipą, bo kto inny mógłby pić takie perfumy? Nie daj Boże, żebyś nieopatrznie wyciągnął przy nich swoją paczkę slimów, pogrzebaliby cię śmiechem. Wiesz już na czym polega ich tragedia?