Ballada o bezręce prawej czyli dlaczego Władysław zaczął szukać kobiety.
[gwoli pseudointelektualnego wstępu, koniecznego elementu każdej słownej układanki, tworzonego przy Type O Negative] [A ta jaka otwarta. Kwitnie na czerwono, podobno teraz u podnóża weekendu, kobiety tak właśnie mają. Mężczyznom brak czasu a nadmiar alkoholu, nam nadmiar wrażeń i przemyśleń i odnajdujemy się nagle w jakimś momencie swojego życia u podnóża weekendu i wszystko nam jedno, czy coś wisi u naszego boku, czy nie i czy żebra mamy wszystkie. Ten moment oznacza, że oto nadeszła chwila, kiedy dokonał się przełom. A przełom oznacza, że oto nadszedł czas robienia nowego. I nie znaczy to, że nagle porzucimy dom nasz i majętność całą, oznacza zaledwie, że porzucimy przyzwyczajenie, bo odnaleźliśmy w przestrzeni nowe, które czeka aż przyzwyczaimy się do niego i rzucimy się na wodę głębszą uderzając czołami o dno i odbijając się gdzieś w niewiadome wysokości. Czekam aż padnie temat. Słowo, które pozwoli atakować świat i gładzić go delikatnie po jasnym czole. Daj mi Słowo a zacznę podróż i nie skończę jej aż do skończenia, aż do chwili, kiedy przestanę oddychać, bo patetyzm zablokuje moje (A)aaaarterie. Niematerialna pożywka dla ciała, niekorzystny rys na szybie, autor zbiorowy jak wypadkowa świata teorii licznych] ************** Stałem w pokoju. Zapis myśli z momentu, kiedy spojrzałem po raz pierwszy w okno, wypełniłby tysiącstronicową księgę, która bez wątpienia już po 3 dniach od wydania stałaby się Biblią wielu narodów i nieskończonym źródłem szczęścia, jakie niesie za sobą Moment. Zapis myśli, z momentu, kiedy spojrzałem po raz pierwszy w okno był aktem niemożliwym, gdyż myśli te były nie do opisania. Chciałem wymazać je na ścianie kawałkiem kredy, spisać krwią, na pożółkłej od śladów stóp i czasu, ułożonej na płask na podłodze gazecie. Wypluć je, wydalić czem prędzej z organizmu, by swoją nadzwyczajną przejrzystością i czystością przestały mnie razić i doprowadzać do gorączki. Jednakże to również stało się niemożliwością. Postanowiłem więc, odciąć sobie rękę prawą, gdyż ten moment, szalejący w moim umyśle, nakazywał zmiany. Postanowiłem więc. Ale impuls, przepłynąwszy przez cały mój organizm zawrócił i ulotnił się, pozostawiając po sobie uczucie niesamowitej pustki. Impuls był szansą na zmiany. Nie miałem odwagi. Dziś doskonale wiem, że gdybym pozwolił Momentowi zawładnąć nad sobą, kiedy szumiałoby mi w głowie, zrobiłbym to i zmienił swoje życie. Ale nie odciąłem sobie prawicy. Dlatego dzisiaj jestem tym kim jestem i robię to co robię. Każdego ranka zamiatam pracownię, raniąc się odłamkami szkła i zlizując z palców słodkawą krew. Za każdym razem mam nadzieję, że oto wreszcie wdało się zakażenie i że umrę za chwilę, rażony nagłym toksycznym wstrząsem. Oczekiwanie na śmierć jest tym co robię. Całe dnie spędzam kreśląc na kredowym papierze linie. Linie te łączą się i rozchodzą w różnych punktach, tworząc postacie. Rysuję aż do momentu, kiedy palce zaczynają odmawiać posłuszeństwa i ból odejmuje mi czucie w ręce prawej. Wówczas zamykam oczy i sięgam lewą po butelkę, wyobrażając sobie nagły krwotok i czerwoną ciecz, zalewającą pokój, znaczącą moje rysunki zgrabnymi plamami barwnymi i … czuję ulgę. Jakbym nagle zaczął żyć od nowa i był pewien, że życie, które wybrałem, jest tym, które podarował mi moment. Tym najlepszym, bo ciągnącym się w nieskończoność pasmem spełnienia i zgodności z losem, który mi przeznaczono. Nienormalna ta sytuacja. Tak myślałem. Myślałem bez ustanku powoli wpadając w fatalizm. Dziś wieczór zmienię swoje życie. Nazywam się Władysław, mam za sobą 40 lat industrialnego życia w stanie względnej czystości płciowej. Jestem malarzem, bardziej pokojowym niźli wrogo nastawionym. Nie inspiruje mnie nic prócz alkoholu. Postacie z moich obrazów to zaledwie deliryczne wizje. Jestem malarzem niespełnionym. Alkoholikiem losu i życia. Zaspałem na peryferiach i ogarnęła mnie bezręka ciemno