azproszenie
*
Doręczyciel rozdziawił swe usta w rozpertym grymasie ziewu. Wszystko już widział, bowiem nastał dzień, słońce z lubością wyjawiało rzeczy na wierzch. Przyjemne ciepło ucałowało istnienie na przywitanie. Doręczyciel spojrzał na swój towar, który oczywiście podobny był do domownika. Miriam spała, a na pewno już było południe, bo słońce płonęło w zenicie. Potarmosił więc trochę kobietę.
-Aaa! Matko, więc tu jesteś, więc mi się nie śniłeś. Co teraz, co znowu, a może koniec przedstawienia? – rozejrzała się dookoła. Zatrzymała wzrok na domku, na pewno ktoś tam mieszka i może jej w jakiś sposób pomóc, myślała tylko o tym, jak pozbyć się tego dziwnego stworzenia. Można by chociaż narobić jak najwięcej hałasu, wtedy ktoś na pewno wyjdzie, by zobaczyć co się dzieje, o ile ktoś tam w ogóle mieszka. Już zamierzała się rozwrzeszczeć, ale zamiar ten przerwał odzew Doręczyciela:
-Przedstawienie dopiero się zaczyna. Idź, przez pierwsze drzwi wchodź bez pukania, a do drugich, to już pukaj.
Miriam zaskoczyła ta propozycja, jeśli nie rozkaz, ale uczyniła też ją niezwykle radą. Toteż wstała i podeszła do drzwi. Niepewnie spojrzała na Doręczyciela, lecz jego już nie było. Przerażona, rozejrzała się dookoła, lecz nigdzie ani śladu po towarzyszu. Może był tylko jej jakimś durnym snem, jakąś zwidą albo po prostu bardzo szybko się gdzieś schował. Tak to sobie wytłumaczyła. No, ale czas coś w końcu zrobić z tą przedziwną sytuacją. Przyłożyła ucho do drzwi. Słyszała czyjeś podśpiewywanie i jakieś dziwne odgłosy, jakby szorowania, tak to na pewno było szorowanie. Nie śmiała otwierać drzwi bez pukania, tak jak zaproponował jej Doręczyciel. Przeto lekko, z wciąż nie opuszczającym ją strachem, zapukała do drzwi.
-O nie. Kogo tam niesie i to w takiej sytuacji? Nie wierzę, by już to był ktoś inny. A może? Trza sprawdzić.
Drzwi się otworzyły.
-O, to ty. – powiedziała smutna i zmęczona twarz dziewczyny. Zawróciła do domu. Rzuciła jeszcze przez plecy – wchodź.
Miriam nie rozumiała już nic. Podeszła do następnych drzwi, które były otwarte. Domyśliła się, że przeszła przez sień. Domek wyglądał w tej części jak stodoła. A to, co znajdowało się po drugiej stronie wydawało się być kuchnią. Podłoga była uczyniona z gołych desek. Dziewczyna była bardzo chuda, miała niezdarnie związane włosy. Ramiączko jej bluzki opadło bezładnie na ramię oczywiście. Nic nie miała na nogach. Gołe stopy współistniały z mokrą podłogą. Kończyny, zarówno dolne jak i górne, były chude, ale sprawiały wrażenie mocnych. W dłoniach dzierżyła szczotę o twardych włosach. Obraz dopełniała brudna, kiedyś prawdopodobnie niebieska miska, z brudna wodą w środku i takąż samą szmatą. Miriam stała przyglądając się, nie mówiła nic. Była zaskoczona, ale bardziej jakby zdezorientowana. Nic bowiem w ogóle nie wiedziała, nic absolutnie nie rozumiała.
-No co tak stoisz, kurwa! Coś ci się nie podoba? Ściągaj buty i zapierdalaj do pokoiku! Będzie mi tu, kurwa, stała i się przyglądała, a co ja jakiś obiekt interesujący jestem, czy co?!
Zszokowana reakcją Miriam odpowiedziała zaiście żenująco.
-Przepraszam, ale ja sobie wypraszam.
-Ha, ha. Przepraszam, ale wypraszam. To przepraszasz czy wypraszasz? Nie masz prawa wypraszać, nie masz tutaj żadnych praw, dopóki cię nie polubię. Jeśli to się w ogóle stanie kiedykolwiek. Teraz, proszę won do pokoiku, bo muszę skończyć szorowanie tej przeklętej podłogi.