azproszenie
Naokoło trwała cisza. Magnetyzujące chóry żab nie przeszkadzały w jej jestestwie, a nawet się z nią wspaniale harmonizowały. Nawet dźwięki przejeżdżających samochodów nie psuły tej pieśni nocy, a brzmiały jak zaklęte w rogach syreny. Wszystko brzmiałoby pięknie, gdyby nie ten przeklęty oddech, te bicie przepompowanego serca i te ohydne, nieporadne kroki. A powietrze mówiło o życiu, jego pierwotności, miało smak płodowych wód w wszechoceanie życia. Zapach był tak wilgotny niczym przestrzeń pod wargami i to na dodatek pod wargami łososia.
W końcu stanęli. Miriam rozglądała się, lecz nic nie mogła dostrzec. Dopiero po pewnym czasie spostrzegła jakieś zarysy niby domu. Bardziej to przypominało utęsknienie do domu, majak domu, niż dom sam. Doręczyciel pomrukiwał coś i sapał. Zdawał się być niezadowolony.
-No, czy to już koniec? Teraz to zupełnie nie wiem, gdzie jestem, tam przynajmniej była ulica. Teraz to w ogóle, ale nie będę miała do pana pretensji, jeśli nawet będę pozostawiona tutaj. Jakoś przeczekam do rana, a potem…
-Przeczekamy do rana. – przerwał jej Doręczyciel, po czym wymacał coś nogą i usiadł.
-Jak to poczekamy, czy za mało mi wrażeń. Matko przenajświętsza, Jezusie Nazareńskich, najchwalebniejsza gałago rodu dawidowego, ja chyba oszaleje! Co się dzieje, gdzie i czemu ja do jasnej cholery jestem, mnie to wcale nie bawi, przecież nie jesteśmy dziećmi! Proszę mnie natychmiast, proszę mnie, yyy odstawić… - Miriam się rozpłakała i usiadła koło Doręczyciela.
-Nie stawiaj się. Na pewno cię odstawię, nie bój się żaby. He he. Pokrzyczała i się rozpłakała i mówi mi, że nie jesteśmy dziećmi, he he, dobre sobie. Cóż, musimy spędzić trochę ze sobą czasu, ale o nic mnie związanego z twą sytuacją nie pytaj, bo i tak ci nic nie powiem, nie mogę, a nawet nie chcę. Lubię obserwować, he he. A jak będziesz mnie dręczyła, to zrobię tak, że będziesz miała rzeczywiście powód do płaczu, paniusiu. A skoro jesteśmy w tych „pięknych okolicznościach fauny, a być może i flory”, to poobserwujemy gwiazdy. Dużo ludzi tak robi, znajduje w tym upodobanie, nie pojmuję dlaczego, ale można się pobawić. – zadarł głowę do góry i z wielką lubością na twarzy obserwował czarną plamę, zwącą się niebem.
Miriam cały czas płakała, w końcu się trochę uspokoiła, była zbyt wystraszona i zdenerwowana, by płakać, drżącym głosem powiedziała:
-Przecież niebo jest całe zachmurzone, nie widać ani jednej gwiazdy. Jesteś ślepy, czy co?
-Ech, od czego mamy wyobraźnię, imaginację? Patrzę oczyma duszy, he he. – wydawał się być bardzo zadowolony i spokojny. – Gwiazdy to gwiazdy. Gwiazdy to super star. Super star to Czizus Krajst. Czizus Krajst to gwiazda super star. Gwiazda to ciało niebieskie. Ciało niebieskie to między innymi gwiazda. Gwiazda to gwiazda. Ot i wszystko, ło, powiedział to, co wiedział.