Anioł kusiciel

Autor: assarhadon
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Marcin S., ten na którego trafił, był już dojrzałym młodym człowiekiem. A właściwie to niedojrzałym i w dodatku ćpunem, w ciele którego narkotyki poczyniły już znaczne spustoszenie. Jego poprzedniego Stróża odwołano. Ezechiasz pomagał Marcinowi, „poznali” się i nawet wspólnie zamieszkali razem z innymi ćpunami w jakiejś opuszczonej, grożącej zawaleniem kamienicy. Każdy lokator miał swój własny pokoik, była też wspólna kuchnia, gdzie jedynym przygotowywanym posiłkiem był kompot z makówek. Wodę gotowano tylko do rozmajenia spirytusu. Kamienica stała na uboczu, tuż pod wiaduktem kolejowym, więc nikt nic nie słyszał ani sąsiedzi się nie skarżyli. A czasami dochodziły z różnych szczelin i zakamarków budynku nieludzkie jęki, krzyki i odgłosy przyćpanych i otumanionych narkomanów. Narkotyczne wizje wypełniały ich świat niczym powietrze.

Nie potrafili stawić czoła rzeczywistości, nie rozumieli praw nią rządzących ani nie podzielali priorytetów „zwykłych ludzi”. Nie znaczyło to oczywiście, że byli wyjątkowi. No może jedynie wyjątkami…

- No daj działkę – jęczał na głodzie Marcin – jest mi tak źle, umieram – po czym jego ciało skręcało się w konwulsjach a niewyraźna, pozbawiona życia twarz, stawała się blada niczym pióra anioła.

- I jak mogłem mu odmówić? Tym bardziej, że poczułem do niego coś na kształt….trudno to określić…polubiłem go od początku. Nawet bardzo. Więź, która nas łączyła, a każdym koszmarnym dniem stawała się silniejsza. Cóż za dziwny mezalians: Ja – anioł, on – ćpun. Już nie człowiek, tylko ćpun.

Nie wiem, dlaczego odczuwałem wewnętrzną potrzebę troszczenia się o niego? Przytrzymywałem go, gdy „odlatywał” i gładziłem jego spocone włosy, gdy kładąc swą głowę na moich kolanach wpadał w delirium. Cierpiał, a ja płakałem. Nad jego losem. Chociaż znałem go tak krótko, to zdążyłem dowiedzieć się o jego przeszłości. O dzieciństwie….po każdej takiej rozmowie zamykałem się w swoim pokoju i szlochałem w kącie nad jego życiem. A on zaznawał rozkoszy po działce, którą mu dałem. Bo nie mogłem patrzeć, jak cierpi….Chodziliśmy razem kraść. Kradłem, aby on był szczęśliwy, chociaż na tę krótką chwilę. Czy go kochałem? I…Jak go kochałem? Na oba te pytania potrafię odpowiedzieć jedynie: Tak!

- A teraz? – Ezechiasz popatrzył tępo na plastikowy woreczek.. Z oczu płynęły łzy. – Teraz jestem sam, tak jak zawsze. On umarł, a wraz z nim umiera ta część mnie, która była ludzka. Dlaczego tak się dzieje? Czy to konieczne? Czy przechodzę właśnie chrzest na anioła…..?

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
assarhadon
Użytkownik - assarhadon

O sobie samym: Samotnik, ktory nie przepada za ludźmi. Woli przebywać sam ze sobą, unika przez to kłótni i zbędnych wymian zdań o niczym. Słowo traktuje poważnie zgodnie z jego znaczeniem. W końcu, jak mawia Kołakowski: "Ze Słowa świat się począł, przez Słowo się zmieni". - Tylko kiedy ja się pytam, mistrzu?
Ostatnio widziany: 2012-10-09 09:36:29