Anioł kusiciel

Autor: assarhadon
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Ezechiasz szedł powoli pustą, wyludnioną ulicą. Było przenikliwie chłodno i późno więc światła w oknach były pogaszone, a z każdej szczeliny wypełzał na światło nocy smród minionego dnia, który dopiero teraz zdawał się być naprawdę odczuwalnym. Ciemna, otulona płaszczem i szalem postać idąc powoli przystanęła i splunęła przed siebie krzywiąc nos w geście obrzydzenia.

- Tylko tyle po sobie zostawiają – pomyślał. – Smród i…i jeszcze coś. – Na myśl o tym złość wezbrała  w nim niczym gwałtowna burza. – Najgorsze, co po nich pozostaje to pamięć! Pamięć o tym, że byli, istnieli…. i musieli odejść. Każdy z nich musi. Więc po jaką cholerę ten Mądrala kazał im przydzielać Stróży? – Tu spojrzał ku przyprószonemu delikatnymi pyłkami gwiezdnego światła niebu i pokręcił głową z niezrozumieniem. – Wywołał tym w nas niemałą konsternację. Bo jak mamy chronić kogoś, kto i tak jest skazany na śmierć, tylko nie wie kiedy? A co najciekawsze my też tego nie wiemy. Więc w sumie to tak, jakbyśmy walczyli z przeznaczeniem! – Przerwał rozmyślania, gdyż zaczepił go nieznajomy.

- Pan wygląda na nieszczęśliwego – zagadnął  młody mężczyzna o płaskim, owalnym nosie i starannie przyciętej bródce, na której ktoś zaplótł misterne warkoczyki. Na szyi wisiał ogromny złoty krzyż. – Może chce pan czegoś na Weltschmerz?

- O, niemiecki zna – zaśmiał się w duchu Ezechiasz.

- To jak, da pan sobie pomóc? – Nalegał nieznajomy.

Ezechiasz wbił swój wzrok w chłopaka. Coś go tknęło. – Przecież…przecież tak wielu ludzi odmawia cudzej pomocy!? Nawet ja musiałem się nieźle starać, żeby ten idiota wreszcie mnie posłuchał. A gdy posłuchał, było już za późno…

- Co proponujesz? – Ezechiasz postanowił przynajmniej być miłym. – I za ile?

- Co łaska.

Nieznajomy włożył mu w dłoń foliowy woreczek, za co otrzymał banknot. Zaszeleścił nim i odszedł z uśmiechem na ustach.

Ezechiasz ruszył przed siebie. Ściskał towar kurczowo w dłoni a wspomnienia same dobijały się do świadomości.

Starał się. To była jego pierwsza „akcja”. Nikt mu jednak nie powiedział, co ma robić, nie zapoznano go z żadnym regulaminem czy kodeksem. – Cholerni Sędziowie – pomstował w duchu – są tak wyniośli, że nie dostrzegają nowicjuszy!

Powierzono mu tylko jeden cel: jego człowiek miał być szczęśliwy, na miarę ludzkich możliwości oczywiście. I nie miał prawa dowiedzieć się, kim jest Ezechiasz – takie dziwaczne imię mu dano, jakby był jakimś żydowskim prorokiem. A przecież nie miał nawet brody! Ale postanowił się starać.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
assarhadon
Użytkownik - assarhadon

O sobie samym: Samotnik, ktory nie przepada za ludźmi. Woli przebywać sam ze sobą, unika przez to kłótni i zbędnych wymian zdań o niczym. Słowo traktuje poważnie zgodnie z jego znaczeniem. W końcu, jak mawia Kołakowski: "Ze Słowa świat się począł, przez Słowo się zmieni". - Tylko kiedy ja się pytam, mistrzu?
Ostatnio widziany: 2012-10-09 09:36:29