Alkoholik
Alkoholik to bardzo nieprzyjemne słowo. Wywołuje poniekąd obrzydzenie, niepokój a także wyobrażenie kogoś bezdomnego, skończonego, leżącego zarzyganym na ławce, lub przy śmietniku. Zaszczany i brudny gość z czarnymi zębami w ciuchach dobranych bez gustu i na pewno nie zgodnie z najnowszymi trendami mody.
Alkoholik to ktoś komu się zdecydowanie nie udało, kto stracił rodzinę, nie ma pracy, domu i już raczej nic przyjemnego go w życiu nie spotka.
Alkoholik to przygłup który nie skończył żadnej szkoły, nie miał pracy bo zawsze był leniem, nie miał ani intelektu żeby się czegoś nauczyć, ani chęci do tego by coś w życiu osiągnąć.
W zasadzie jest wrażenie że Alkoholik urodził się już taki, te śmierdzące ciuchy, ten brud i wszechobecna ciemność postaci towarzyszyła mu od zawszę.
Trudno mi wyobrazić sobie że ten Alkoholik był kiedyś szczęśliwy, normalny, miał dzieciństwo, dziewczynę i plany. On nie mógł grać w piłkę, chodzić do kina, na basen czy do teatru. Zdecydowanie nie bywał na ważnych spotkaniach, nie obracał dużymi pieniędzmi oraz już na pewno nie pomagał innym.
Takiej refleksji czy myśli nie jest w stanie poczuć nikt kto tego nie przeżył, nikt kto nie jest Nami raczej nie pomyśli o Nas w ten sposób i słysząc to nieprzyjemne słowo na „A” będzie miał obraz taki jak opisałem powyżej. Tak z całą pewnością sądzę ale z drugiej strony mam to głęboko w dupie czy ktoś mi przyzna rację czy nie.
Mam 33 lata i moje picie zaczęło się całkiem niewinnie. Ponieważ od małego grałem w piłkę i lubiłem wszelkiego rodzaju sporty do czynienia z alkoholem miałem dopiero w wieku chyba 18 czy 19 lat. Oczywiście jakieś urodziny czy impreza – tak to się zaczyna.
W ciągu następnych paru lat zdarzyło mi się może ze 3 lub 4 razy odpalić komputer z muzyką i pijąc whiski rozmyślać o przeszłości lub przyszłości w stanie „odprężenia”. Lubiłem to.
Później były studia gdzie wraz z ekipą rozpieszczonych towarzyszy z mojej uczelni chodziliśmy po najlepszych klubach (bo rodzice płacili i było nas stać na wszystko), więc bawiliśmy się w najlepsze po 3,4 razy w tygodniu a następnego dnia opowiadaliśmy sobie co kto pamiętał i mieliśmy niezły ubaw z tego że ktoś dostał mandat a kogoś mało nie zabrano na „wytrzeźwiałkę”.
Mógłbym o tym dużo pisać ale wolę skupić się nad tym co było potem.
Po jakimś czasie okazało się że lubie pić w samotności, idealnym zwieńczeniem tygodnia pracy był piątek z butelką whiski, odpalenie komputera, tym razem co ważne z pokerem on Line i przegrywanie pieniędzy. Gdy już suma zrobiła się dość wysoka na pocieszenie w stanie dużego upojenia alkoholowego wykonywałem telefon po dziewczynę która miała mi zapewnić towarzystwo oraz sprawić bym nie czuł się samotny (oczywiście spotkania było sponsorowane). Zdarzało się że byłem ulubionym Klientem kilku Pań bo i uroda była w miarę ok, ciuchy modne, a i sposób wypowiadania się całkiem składny. Trwało to jakiś czas i nie wydawało się bym miał jakiś problem, oczywiście jak czasem poszliśmy z kumplami na miasto a impreza przeciągnęła się na 2 lub 3 dni to głowa bolała i jakieś sygnały że coś jest nie tak się pojawiały. Tym bardziej że człowiek jakiś wystraszony i znacznie mniej pewien siebie.
W końcu poznałem dziewczynę. No miłość życia. Zakochaliśmy się od pierwszego wejrzenia, ona bez trudu zakończyła 6-letni związek a ja odstawiłem na bok jakąś modelkę z którą akurat się widywałem.
Zamieszkaliśmy razem po czym okazało się że firma Ojca w skrócie - zbankrutowała, moja dziewczyna mnie zdradziła a ja nagle poza odcięciem od sporej kasy to i w związku niezbyt mogę ufać. Kurwa ! nie mogę ufać i to nie miało sensu ! Wtedy jednak o tym nie wiedziałem. Postanowiłem wybaczyć i żyliśmy tak przez 1,5 roku a ja ciągle w podświadomości z tą myślą o zdradzie, bez zaufania i z ciągłym lękiem który niszczył mnie od środka.