Absurdalne nadzieje
Niekiedy mówi się, że człowiek przypomina otwartą księgę. Niezdarnie próbuje ukryć własne myśli, przekonania, osądy. Skrupulatnie kieruje wrażeniem, uważnie bacząc by nie popełnić nawet najmniejszego błędu. Jednak często zapomina o pewnych szczegółach. Wręcz bagatelizuje je. Błąd. To właśnie te detale decydują o powodzeniu jego działań. Laura zawsze to dostrzegała. Dziwiło ją dlaczego z taką łatwością potrafiła spojrzeć w oczy i dostrzec w nich głębię duszy. Zagłębiając się w literaturę naukową takową przypadłość mianowano by definicją inteligencji. Dla niej to był dar. Jednak patrząc z perspektywy czasu wie jak bardzo się myliła. Każdego ranka siada na tej samej ławce i patrzy niewidzącym wzrokiem na harmonię miejskiego parku. Niechętnie spogląda na mijających ją przechodniów, którzy z dezaprobata patrzą na tlącego się papierosa w jej dłoni. Nie czuje nic. Martwią ją tylko te podkrążone oczy i wychudła sylwetka człowieka, który mimowolnie stał się jej ofiarą. Widzi go. Codziennie. Stara się ukryć przed nią twarz, pokazać jej jak bardzo mu nie zależy na jej osobie. Jak bardzo chce jej oddać z nawiązką to co mu zrobiła. Pragnie zemsty. Jednak nienawiść nie jest skupiona jedynie na jej osobie. Darzy nią również siebie.
Rok wcześniej
- Powtórz sobie to sto razy. Nawet dwieście. Eliza, musisz to zrobić! – doping ze strony Laury zawsze dodawał jej otuchy. Dziewczyna nie mogła utrzymać mikrofonu ze stresu, ale w końcu zamknęła oczy i przełamała się. Z jej piersi wydobył się pełny, dźwięczny alt.
– Świetnie. To jest to. Kolejna!
Drobna blondynka odebrała już trochę pewniej wyglądającej czternastolatce mikrofon. Widać było, że z niecierpliwością czeka na swoje pięć minut. Dlatego gdy ciszę przerwały tubalne kroki księdza, spojrzała z zawodem na Laurę.
- Chwileczkę. Dzień dobry wszystkim. Laura, pozwól na chwilę – Ksiądz jak zwykle ze swoim szarmanckim uśmiechem wyprowadził ją na korytarz. Nie był sam. Towarzyszyło mu dwóch, rosłych mężczyzn. Zdziwiło ja to, ponieważ obaj trzymali mocno zniszczone gitary. Z łatwością można było zauważyć, że cała uwaga księdza skupiona jest na niższym, tęższym gitarzyście. Laura od razu na niego spojrzała. Wyglądał na około dwadzieścia pięć lat, miał na sobie zniszczone bojówki i czarną koszulkę. Gęsty zarost i niedbale ułożone dredy sprawiały, że ten człowiek emanował niesamowitą charyzmą.
- Laura, nie gniewaj się, ale wiesz jak jest. Ty masz szkołę, sama się uczysz, a dziewczyny potrzebują silnej ręki. Mateusz zobowiązał się... – jego twarz oblała się rumieńcem pod wpływem zdziwionego wzroku niższego jegomościa – znaczy się, powiedział, że pomoże nam z techniką i wspomoże swoim głosem. Poznajcie się i do roboty.
Laura poczuła nagłą falę gniewu i irytacji. Tyle razy prosiła o pomoc. A kiedy w końcu poczuła, że naprawdę potrafi wszystko pogodzić, a i próby coraz lepiej jej wychodzą to ten nagle sprowadza jej dwóch delikwentów, którzy najwidoczniej średnio są zainteresowani zaistniałą sytuacją. Powstrzymała się od ironicznej uwagi i spojrzała na drugiego jegomościa. Był wyższy, o silnie rozbudowanej sylwetce. Dopiero burza pospiesznie ułożonych loków i niezwykle szczere spojrzenie sprawiły, że przychylniej spojrzała na przybyszów i gestem dłoni wskazała kierunek głównej sali. Dziewczyny oszaleją – przemknęło jej przez myśl.
- Wszystkie materiały z których korzystam leżą tutaj. Myślę, że z czasem zapoznacie się z metodą z jaką prowadzę zajęcia.
- Spokojnie. My tu tylko pomagamy – mruknął Mateusz, ale Laura od razu zauważyła, że przygląda jej się z niezwykłą uwagą. Natychmiast wzięła się do pracy. Gdy próba dobiegła końca gorączkowo pozbierała teksty i jak najszybciej chciała opuścić budynek.