Abstrakcja

Autor: Johnny_Grotesque
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Już nie mówił, że los jest ślepy; wręcz przeciwnie: „ma sokoli wzrok” – burczał pod nosem na złotym tronie, podziwiając nagie kurtyzany, zabawiające się w basenie z jakimś obleśnym karłem; albowiem zaznał bezczelnej fortuny, nie talentem, lecz czystym przypadkiem. Z nudów ciągnął przeciętną kreskę nie byle jakiej farby po wytrawnym płótnie, trzymając w ręku pędzelek z najlepszego końskiego włosia. Porzucił pogryzione kolory swojej niedocenionej abstrakcji i zajął się obrazowaniem tych realnych, życiowych zdarzeń, właśnie takich jak sprośne zabawy kurtyzan z karłem i będąc reżyserem wszystkich niekończących się dziwactw, swojego nowobogackiego pałacu fałszu, pływał w złudnej radości docenienia, jako że teraz każdy chciał być jego przyjacielem. „Jest pan wspaniałym artystą”– mówili władcy krowich wymion i baranich rogów, właściciele włości ciągnących się do morza, a nawet miejscy biznesmeni kupowali jego kalekie bohomazy i wieszali w swych schludnych apartamentach. „Cóż za realizm” – stwierdzali wszyscy zgodnie. Wieś go teraz poważała i pił dużo mniej. „To ten co napełnia matce bezdenny ocean szczęścia, szczerym złotem i to po same brzegi. Ten wspaniały syn! – krzyczały podniecone baby. – Bóg kierował jego uczciwą ręką gdy skreślał liczby. To jego pośrednik, święty artysta. Dzięki niemu nasza parafia stała się w końcu miejscem godnym swej posługi – prawił proboszcz ze złotej ambony”. „Złote dachy” – zabrzmiała dumnie nowa nazwa wsi, która naturalnie stała się miastem. „Nie przeszkadzać!” – niosło się echem jego ulubione zdanie, gdy prowadził tą swoją słynną na cały kraj kreskę kiczu. „Cóż za błazen” – brzmiały z kolei komentarze jego osobistych krytyków, kiedy wiedzieli, że nie ma go w pobliżu. W końcu któryś z tych nędznych dworzan, znawców płótna z bożej łaski, podpalił pracownie tego idioty mającego się za mistrza pędzla, gdyż nie mógł już znieść tych odpłatnych bzdur, fałszywego pochlebstwa, śmierdzącego zgnilizną, która pożarła mózgi wszystkim pracującym w tym śmietniku rozbudowanym siłą ślepego losu do rozmiarów luksusowego pałacu – pachniał wyciąg z sali sądowej, kiedy on sam nie wąchał, tylko płakał nad swoimi dziełami idealnymi, których jeszcze nie zdążył nikomu pokazać, a już ich nie było, gdyż uniosły się w smudze pożarowego dymu. Choć strata daremnych płócien, fizycznie nie naruszyła kosmicznego budżetu, jaki wciąż posiadał: „To jednak człowiek słaby załamie się byle pierdem” – stwierdzali zgodnie ludzie, patrząc na błąkającego się późną nocą, zupełnie jak dawniej, pijaka artystę.         

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Johnny_Grotesque
Użytkownik - Johnny_Grotesque

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2014-04-11 16:58:58