62
– Tak mi powie… – usłyszałem nagle urywek piskliwego głosiku niewątpliwie należącego do jednej z bliźniaczek, po czym znów zagłuszył go tenor Włocha. Zamarłem. Dlaczego w polifonicznej zasłonie autorstwa Pavarottiego pojawiła się wyrwa? Przeczuwając najgorsze spojrzałem na ekran telefonu i nie mogłem uwierzyć. Krótka przerwa w odtwarzaniu spowodowana była powiadomieniem o niskim poziomie baterii telefonu, a co w następstwie – tym, iż za chwilę się wyłączy . Jak mogłem być tak głupi i nie sprawdzić baterii?! Byłem przerażony. Zainteresowanie współpasażerami ustąpiło panice i chęci ucieczki. Miałem czas dopóki cudowny tenor liryczny Pavarottiego trwał przy mnie.
Energicznie wstałem z miejsca, zwracając na siebie uwagę, i zacząłem przeciskać się w kierunku drzwi.Nie obchodziło mnie, że będę musiał iść pieszo. Wszystko, tylko nie ich rozmowy. Chwiałem się na nogach, odczuwałem brak powietrza i zawroty głowy.
– Jak to możliwie? – myślałem gorączkowo – Nie przygotowałem się? Jak mogłem być tak lekkomyślny?
Ocierając się o nieznajomych i stąpając im po butach dotarłem w końcu do drzwi, jednak wciąż musiałem czekać na następny przystanek, do którego nadal było jeszcze daleko. Kiedy wirtuoz śpiewu operowego mnie opuścił zamknąłem oczy oczekując męczarni.
Mimo słuchawek, którego ciągle miałem w uszach, natychmiastowo zacząłem słyszeć obce dźwięki. Z początku chaotyczny szum momentalnie zmienił się w urywki poszczególnych rozmów. Jak na złość teraz rozmawiających było więcej niż dwie bliźniaczki.
– No, mówię ci! Jak się wczoraj naprułam i wróciłam do domu, to stara chciała mnie wydziedziczyć – mówiła pierwsza z identycznych brunetek.
– Dobrze, że nie wydziewiczyć! To już masz za sobą! – jakże elokwentnie zauważyła druga, takim samym piskliwym głosikiem.
Salwa śmiechu z obu gęb była najlepszym podkreśleniem.
– Mówię jak jest, Pani Mario, otóż za komuny było lepiej – mówiła natomiast staruszka z charakterystycznym fioletowym beretem, poufale pochylając się w stronę drugiej starszej kobiety siedzącej naprzeciwko – Praca była…
– Ależ oczywiście – zgadzała się Pani Maria.
– … spokój był…– wymieniała dalej Pani w fioletowym berecie.
– Oczywiście – kolejna aprobata Pani Marii.
– …a dzisiaj to tylko gadają, jak to socjaliści zabijali ludzi – perorowała dalej staruszka w berecie – Otóż powiem Pani jak jest, toż to są wierutne kłamstwa. Całe życie za komuny przeżyłam, mój mąż, były milicjant, nigdy nie mówił o jakimś tam zabijaniu. Więc jak to mogłoby tak być?
– Ależ tak – Pani Maria zgodziła się.
Z trudem łapiąc powietrze, patrzyłem zamglonym wzrokiem przez okna wypatrując przystanku. Był już blisko.
– Nie rozumiem – odezwał się młody chłopak do kolegi – jak można czytać takie książki?
– Taa – uaktywnił się drugi – w ogóle ta lista lektur to jakieś szambo. Kto czyta takie rzeczy? Poczułem niezwykły ból przeszywający mnie na wylot. Na koniec wytoczyli ciężkie działa.