50+
- Dobrze, nie będę. Kontynuuj Mario.
- No i jestem, tu gdzie jestem, jakby nie oni, to bym skończyła w psychiatryku. Tam, gdzie większość kończy. Gdyby nie moja rodzina, to ja nie ręczę za siebie, jaki byłby koniec. Ja nie miałam siły z domu wyjść, nie miałam odwagi znajomym powiedzieć, co się dzieje. Boże, dziękuję Ci, że mam rodzinę.
-A dziś jak jest?
- Minęło trochę czasu. Po naszym "Motylu" inaczej myślę o tym wszystkim. Mnie osobiście dał on tyle, że się otworzyłam, że mam już odwagę wyjść z domu, nie tylko o takich porach, żeby czasem kogoś nie spotkać. Byłam wycofana, a teraz zobaczyłam, że są takie osoby, które mają ten sam problem. Wiesz, ja jestem dziś inną osobą. Niby nic się nie zmieniło, ale ja inaczej na to wszystko patrzę. Nawet wczoraj odważyłam się zapytać sąsiadkę, czy nie słyszała, żeby kogoś szukali do pracy u niej w firmie. Nie mam już tego wstydu i zaczynam mówić, że nie mam pracy. Wcześniej bałam się powiedzieć o tym komukolwiek. To trudny czas. Weryfikują się znajomości, przyjaźnie. Zostały mi tylko dwie, no sporadycznie trzy przyjaciółki. Jedna z nich najbardziej mnie wspiera, prawie codziennie do mnie dzwoni i pyta, jak się czuję . Wiesz, to nie jest takie wścibskie, ciekawskie pytanie, ona się naprawdę martwi o mnie. Takie pełne politowania pytania tylko mnie dołują. Zmieniłam obrazek i opis na Facebooku, żeby przestali pytać: Mario, to nadal jesteś bez pracy? Wciąż jesteś bezrobotna? Jak nie mogą pomóc, to niech chociaż nie ciągną w dół.
Ale najważniejsze, że pozbyłam się lęków, mogę już mówić o tym wszystkim. Nie płaczę, nie przeżywam tego wszystkiego nieskończoną ilość razy. Zdarzyło się i trudno. Może napisz tym wszystkim kobietom, że nieważne, ile mają lat. Zawsze wszystko jest przed nimi. Życie nie kończy się jedną decyzją szefa. Żeby się nie załamywały, żeby szukały pomocy z zewnątrz. Żeby do siebie pisały, dzwoniły, spotykały się, szukały kontaktu z innymi. Tylu ludzi wokół ten problem dotyka. Koniecznie napisz, żeby się same nie zamykały w domu, bo od tego miejsca już tylko krok do dramatu...