404NOTFOUND - Rozdział 7
W drodze słońce przyjemnie parzyło skórę, a wiatr, niczym mleko, delikatnie ją łagodził, więc chłopak nie stresował się aż tak bardzo. Przez chwilę nie był pewny, czy będzie miał jak się bronić, gdyby coś się stało, dlatego przed szkołą udał się do parku. Przeszukał całą torbę, zanim, spanikowany, przypomniał sobie o sztylecie w glanie; dla pewności zerknął, czy nie zapomniał o nim. Tak na wszelki wypadek, jakby miał jednak mieć – dosłownie - przejebane dzisiejszego dnia.
Na początku nic się nie działo; na jednej z przerw podszedł do niego profesor. Chciał wyjaśnić tę sprawę z filmikiem, ale chłopak odmówił składania wyjaśnień, do dzwonka nie odezwał się nawet jednym słowem, dlatego profesor w końcu odpuścił.
Reszta czasu okazała się równie spokojna. Nikt go nie zaczepił, o nic nie pytał. Atmosfera była wyjątkowo luźna. Aż do ostatniego dzwonka.
Gdy chłopak wyszedł ze szkoły wszystko wydało się dziwne illadystyczne: słonko święciło, ptaszek śpiewał... Dziwne wrażenie spoczęło na Danielu, gdy ten stanął na skrzyżowaniu szkoła – dom - park. Poczuł się, jak gdyby rzeczywistość uderzyła go w twarz. Widząc jeden z cieni, zdał sobie sprawę z sytuacji, w jakiej się znalazł: pułapka. W następnej sekundzie cień zmienił się w ciała. Czterech, bardzo dobrze zbudowanych chłopaków osaczyło Dana. Akcja rozegrała się, jakby w zwolnionym tempie. Cios w żołądek powalił dziewiętnastolatka, który stracił przytomność. Obudził się w parku. Kilka razy zastanawiał się, co by było, gdyby nigdy się nie obudził.
Siedział na ławce, jego torba zwisała z drzewa, książki leżały pod nią porozrzucane, z powyrywanymi kartkami, popalone – zniszczone.
Marynarka chłopaka była rozdarta na plecach, koszula pożółkła, a spodnie całe w błocie. Nie mógłby przysiąc na sto procent, jednak był pewien, iż glany wciąż ma na nogach. Chociaż jedna pocieszająca myśl.
Z drugiej strony Daniel mogły przyznać, iż jest sam. Chciał potwierdzić tę myśl jednak poczuł ból, bardzo mocny ból w szyi, dlatego zrezygnował. Starał się nie ruszać, by uchronić ciało od kolejnej dawki nieprzyjemności. Wychodziło mu to do momentu, gdy ktoś położył wielkie łapska na jego ramionach, zmuszając nastolatka, by opuścił głowę; w jednej chwili padł irytujący śmiech oraz zaskakująco głośny wrzask bólu.
- Co jest, głąbie? - Syknął mu do ucha... Silny? – Ej, eeeejj, Czarny, palant się obudził!