404NOTFOUND - Rozdział 7
Daniel usiadł i zaczął się śmiać, więc tamci spojrzeli na siebie, następnie zarechotali. Choć było po nich widać, że bardziej się boją.
- Debilowi jest mało! - Zarżał Benek.
Dan, drżącymi rękoma, wyciągnął zawiniątko z buta.
Kolejna salwa śmiechu; chłopak dostał migreny; potarł brwi.
Rechot; Daniel zamknął oczy. W jednej chwili stał się Kirą. Nie bał się niczego, postawił wszystko na jedną kartę; czuł się, jakby licznik jego życia z jednego procenta wzrósł do co najmniej pięciu, a ekwipunek z prowizorycznego sztyletu stał się tarczą, zbroją i mieczem najwyższej jakości zdolnym przeciąć ich wszystkich na pół. Przed sobą zobaczył cztery olbrzymy-zombie. Teraz, ta chwila, wszystko albo nic.
Podniósł się, podbiegł.
Trafiony!
Ryk bólu, potwory uciekły.
Daniel opadł na ziemię. Z ręki wyleciał mu sztylet; upadł koło twarzy chłopaka. Ten zaś padł na ziemię lewym bokiem.
Obudził się kilka minut po siedemnastej. Leżał więc ledwo żywy, cholernie zmęczony. I spóźniony do domu. Dwie godziny. To i tak nieźle. Mama wraca za godzinę, mam czas – przemknęło mu przez głowę.
Nie miał pojęcia, jak znalazł się w parku i dlaczego sztylet znajdował się w jego dłoni, ale gdy tylko go obejrzał, od razu wrzasnął. Cały we krwi. Zerknął na swoje ciało, maksymalnie przerażony, jednak nic nie znalazł. Nawet jednej ranki, zadrapania czy czegokolwiek, choć wszystko go bolało. Nie pamiętał nic. A bardzo chciał wiedzieć dlaczego leżał w parku, ze sztyletem w dłoni. Zwłaszcza, że ostrze było pobrudzone cząstką jakiegoś człowieka... zwierzęcia? Coś mu podpowiadało, że Kira będzie wiedział, jednak nie miał teraz czasu go o to zapytać. Brak dowodów na to, że to jego krew trochę go uspokoił.