366 dzień ( tytuł roboczy) 2 Pierwsze rozdziały
Nadszedł ważny dzień, przeddzień wyjazdu. Jeszcze wczoraj o mały włos a zupełnie odwołalibyśmy cała eskapadę. Tak się pożarliśmy z moja panią że niemal doszło do kompletnej, finalnej separacji między nami. - Kingunia przepraszam Cię za to... - To przez stres kochanie, musimy zmienić miejsce bo to tutaj doprowadzi nas do szaleństwa.-Puentowaliśmy. Nazajutrz: kompletowanie ciuchów, medykamentów , przyborów toaletowych. Kilka sztang fajek, które łatwo można sprzedać z dość sporym zyskiem. Trochę polskiej wódki na okazję godnego przywitania sie z Michałem i spółką. Pierogi ruskie , które rzecz jasna uparcie lepiła, własnoręcznie, moja kochana 92 letnia Babcia Maryla . Kochana Babcia. Tyle przykrości życie jej przysporzyło na przestrzeni tych lat, tego prawie wieku a mimo to jej starość, poza bólem zmęczonych kości, osłabionymi zmysłami i nasilającą się niedołężnością charakteryzowała się bijącą aż w serce, życzliwością, wyrozumiałością, dobrem i nadal chęcią poświecenia się dla drugiego człowieka. Kochana Babcia Marylka. Moja najlepsza Babcia na świecie.
Wieczorem wraz z Kingą postanowiliśmy wyjść na pożegnalne piwo z moimi dwoma kumplami. Wieczór ten spędziliśmy w pobliskiej knajpie, żłopiąc kolejne butelki i grającw, zupełnie przypadkowo mocno angielskiego darta. Z tego co pamiętam szlo mi całkiem niezłe. Kinga jako zupełny żółtodziób, odziwo rzucała naprawdę dobrze jak na swój pierwszy raz. -Kolejny mój pierwszy raz z Tobą- zwykła mawiać. Lubiłem te jej pierwsze razy ze mną. Wróciliśmy do domu koło 2 nad ranem a o ile pamieć mnie nie myli wyjazd mieliśmy o godzinie 4. Siłą rzeczy stiwerdziliśmy, że sen nie ma tutaj większego sensu wiec dotrwaliśmy do godziny "0" kochając się i w miedzy czasie sprzeczając o pierdoły, czyli standardowo. Śnieg prószył sowicie, oblodzona jezdnia i lodowate wietrzysko- tak żegnało nas nasze przytulne miasto. A my żegnaliśmy je z kacem w oczach. Dowieziono nas na lotnisko, zapłaciłem koledze 100 złotych za tę przysługę i pożegnaliśmy sie z nim. Kurde miałem jeszcze dwie dychy w kieszeni, nie zdążyłem ich już wręczyć naszemu szoferowi ponieważ on zdążył już odjechać. W jednym z lotniskowych barów,kupiliśmy za te nasze ostatnie złotówki zdecydowanie za drogie kanapki i popijaliśny je zdecydowanie za drogą kawą . Ja piłem latte,Kinga małą czarną. Odczekaliśmy swoje i po pewnym czasie kolejny raz trafiłem w syntetyczne objęcia ciasnych siedzeń ryanair'owskiego Boeinga. Tym razem oprócz bagażu miałem ze sobą najdroższą Kingę i 600 funtów szterlingów w żywej gotówie na spokojny start. Maszyna wjechała na pas startowy i po chwili oglądaliśmy ojczyznę z ptasiej perspektywy.- Farewell Polsko .-Czule i opiekuńczo schowałem jej smukłą, oliwkową dłoń w swojej-Kolejny mój pierwszy raz z Tobą.- Urokliwie rzekła Kinga ze swoim firmowym lekkim uśmiechem, próbując ukryć nim ,dość nieporadnie wypisany na pragnącej odpoczynku twarzyczce niepokój...