1863
A ja nawet nie zdążyłem się przestraszyć. I tak niedługo przyjdzie wiosna, wiosna przyjdzie niedługo – mówiłem i śmiałem się. Przestałem dopiero, gdy usłyszałem strzał. Potem drugi. Me ciało przestało czuć ciężar, jednak nie łatwo było wstać ze związanymi rękami, a i dalej byłem w szoku. Wkrótce usłyszałem kroki. Następnie ktoś rozciął sznury i podniósł mnie. Wstając, spodziewałem się raczej kogoś od swoich, kogoś kto przeżył. A jednak ujrzałem brodatego dziada. Nie różniłby się on niczym od zwykłego pustelnika, gdyby nie jego oczy. Oczy, które przeszywały serce, umysł i duszę. Choć mnie uratował, te spojrzenie wywołało we mnie taki strach, że aż mnie zamroczyło. Ale nie upadłem. Poszedłem za nim tak jak kazał. W jego głosie było coś takiego, że chyba nawet gdybym nie chciał z nim iść i tak bym pójść musiał.
Dziad narzucał tempo, jakiego bym się po nim nie spodziewał. Ja mimo wcześniejszego wyczerpania, nadążałem za nim. Wypełniła mnie jakaś siła, jakaś dziwna energia. Byłem pewny, że i przez całą noc będziemy szli, by jak najbardziej oddalić się od miejsca potyczki, a jednak niedługo po zmierzchu, tajemniczy nieznajomy zarządził, że rozbijemy obóz.
Odwróciłem się jedynie na moment, a on w tym czasie rozpalił ognisko. Co dziwne, wilgotne drzewo paliło się jak suchutki chrust, a i nie słyszałem, by przy rozpalaniu używał zapałek, albo krzesiwa.
- To chyba nie jest dobre miejsce na obóz – rzekłem, słysząc niedalekie wycie wilków i odruchowo sięgnąłem po pistolet.
- Wręcz przeciwnie. Jesteśmy tutaj bezpieczniejsi, niż gdziekolwiek indziej.
I dziwów tych nie było końca, bo wkrótce podbiegły do niego dwa zające i pozwoliły mu się zabić. Zapomniałem o głodzie, gdyż żołądek podszedł mi do gardła, gdy zrozumiałem kto przedemną siedzi. Od dawna, jeszcze przed powstaniem, słyszałem historie o wędrownym dziadu, którego słuchają się zwierzęta. Oprócz tego widzi przeszłość i przyszłość. Umie też leczyć i dokonuje cudów. A i sam zabił setkę Moskali, albo i więcej. Nie bardzo jednak wierzyłem tym historiom, gdyż relacje często były sprzeczne. Nie raz i nie dwa, widziano go w różnych miejscach Białorusi i to w tym samym czasie.
- Tak, to ja – mruknął i dalej obdzierał zająca ze skóry.
- Ale... Dlaczego chodzisz sam? Nie sądzisz, że bardziej byś się przydał gdybyś wędrował z którąś partią? Gdybyś na przykład był wtedy z nami, nie wpadlibyśmy w zasadzkę...
- Unikam ludzi, bo jak wiesz, widzę przyszłość każdego człowieka. Wiem kto kiedy zginie, a ostrzec ich nie mogę, bo każdy ma coś pisane, a w konflikt z Kostuchą wchodzić nie chcę.
- Nie rozumiem. Czemu więc uratowałeś mnie?
- Bo tylko twojej przyszłości nie mogłem odczytać.
Zapadła głęboka cisza. Dziad zajął się zającami, a ja wpatrywałem się w ogień, który wręcz mnie hipnotyzował. Dopiero gdy zjedliśmy, spytał mnie, co zamierzam robić dalej.
- Może pójdę do znajomego z Rozedranki...
- Jaśka został aresztowany. Donieśli na niego sąsiedzi, że pomaga powstańcom, a w jego domu znaleziono broń, oraz "Mużycką praudę".
- No to może...