13-21
- Jesteś zagubiona. To zrozumiałe. Ale nie martw się, to nie potrwa długo. Zadam ci tylko kilka pytań, a potem zajmie się tobą mój pan.
- Kim on jest i co to znaczy, że się mną zajmie?
- Spokojnie. Wszystko w swoim czasie. Nie przejmuj się, jeśli będziesz posłuszna, nic ci się nie stanie.
- A jeśli nie?
- Wtedy będę musiał użyć siły.
- Przykro mi, ale ja nic nie wiem. – powiedziała Annie.
- Nie masz pojęcia, ile osób już to mówiło. Na szczęście znaleźliśmy sposoby, żeby im się przypomniało. Może nie są to zbyt humanitarne metody, ale nie mamy innego wyjścia. To jak? Będziesz współpracować? Na początek powiedz mi, jakie moce mają twoi przyjaciele.
- Ale ja naprawdę nic nie wiem. – skłamała Annie, choć nie do końca, bo naprawdę nie wiedziała, kto co potrafi.
- Na razie jestem spokojny, ale moja cierpliwość ma swoje granice. – powiedział spokojnie mężczyzna.
W końcu ktoś zapalił światło i mogła zobaczyć jego twarz. Okazało się, że jest młody. Tak naprawdę to był jeszcze chłopak. Jak wszyscy jego koledzy był nieziemsko przystojny. Niczym jednak nie dorównał Ianowi. Annie poczuła się nieswojo, gdyż przypomniała sobie, że ma na sobie jedynie bieliznę. Chciała się zakryć, ale miała związane ręce.
- Mogę się ubrać? – zapytała.
- Niestety to nie zależy ode mnie. A gdyby nawet, mi też podobasz się w takiej postaci. – odparł chłopak.
- Zimno mi.
- Zaraz przyjdzie mój pan. On już się postara, żeby zrobiło ci się gorąco. Na razie nie mogę nic zrobić, bo on chce cię widzieć tak, jak teraz. Wcale mu się nie dziwię. Gdybym ja miał taką dziewczynę, też nic bym nie zmieniał.
- Chyba coś ci się pomyliło. Nie jestem jego dziewczyną, chyba że mówimy o Ianie. – powiedziała Annie, lecz od razu tego pożałowała. Miała nie wymieniać żadnych imion.
- A Ian! Poczciwy chłopak. Na pewno teraz się o ciebie martwi. Szkoda, że już nigdy cię nie zobaczy.
- Dlaczego tak mówisz? Co chcecie ze mną zrobić?
- Tylko od ciebie zależy, czy zachowamy cię przy życiu.
- To lepiej od razu mnie zabijcie, bo nawet gdybym coś wiedziała, to nie pisnęłabym słówka.
- I właśnie dlatego was nie lubimy. Jesteście tacy lojalni wobec siebie, że czasami robi to na mnie wrażenie. Uwierz mi, że nienawidzę przemocy, ale wy, Anioły nie zostawiacie nam innej możliwości. Masz szczęście, że na razie nic nie mogę z tobą zrobić. Ale spokojnie, jeszcze zdążę. Wtedy będziesz błagała o śmierć, ale nie łudź się, że nadejdzie tak szybko. U nas nie jest to takie proste. Słyszałaś mit o Prometeuszu? Tutaj poczujesz się tak, jak on. A teraz wybacz, muszę przygotować się do naszej następnej rozmowy. Uprzedzam, że nie będzie już tak uprzejmie, jak teraz. Na razie. Życzę przyjemnej zabawy. – powiedział i odszedł.
Jeszcze nigdy Annie nie bała się tak, jak teraz. Czego miała się spodziewać? Kim jest ten pan? I co chce jej zrobić? W tym samym momencie przyszedł on. Annie nie mogła w to uwierzyć. To był Luke. W najczystszej postaci. Jak zwykle wyglądał zniewalająco. Do tego ten uśmiech. Nie mówiąc nic podszedł do niej i zaczął całować. Odsunęła się tak daleko, jak tylko mogła. Nie zraziło go to ani trochę. Przysunął się do niej i ponownie pocałował w usta. Chciała powiedzieć, żeby przestał, ale nie umiała wydobyć żadnego dźwięku. Dopiero kiedy zdjął jej stanik i zaczął dotykać jej piersi, krzyknęła. Również to nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. Całował jej szyję i piersi. Prosiła, żeby przestał, ale zachowywał się tak, jakby nie słyszał. Powiedział coś, ale nie mogła zrozumieć, co. W końcu zebrała się na odwagę i kopnęła go w najczulsze miejsce. Poskutkowało, ale niestety tylko na chwilę. Zdołała uciec, ale szybko ją dogonił. Znowu coś powiedział. Tym razem zrozumiała. Było to coś typu: „I tak będziesz moja.” i przewrócił ją na ziemię. Krzyknęła z bólu, kiedy uderzyła głową o posadzkę. Teraz była już całkiem naga. Chciała się jakoś zakryć, ale związane ręce tylko jej to utrudniały. Luke przycisnął ją do siebie i wrócił do całowania. Płakała, ale nie mogła nic zrobić. Gdzie był Ian? Dlaczego nikt jej nie ratował? Tak bardzo chciała zniknąć.