Okładka jest utrzymana w kolorach szarości, bieli, czerni i żółci. Z czego te trzy ostatnie to głównie napisy, które są wytłuszczone. Cała okładka jest jednak matowa. Widzimy spękaną ziemię, sam tytuł zresztą dużo nam mówi, na czym problem w książce będzie polegał.
Nie posiada skrzydełek, zresztą mało kiedy pozycja wydana w Dom Wydawniczym Rebis ma skrzydełka. Stronice są kremowe, czcionka nie jest jakaś duża, ale też niezbyt mała, nie trzeba mrużyć oczu. Została podzielona na części i rozdziały.
Nie wiem już, które to jest moje spotkanie z autorem. Pamiętam jednak, że moja miłość do jego twórczości pojawiła się w pierwszej gimnazjum. To wtedy zaczęłam czytać jego książki i poznawać tę pokręcone opowieści. Czyta się bez jakichkolwiek przeszkód, dosyć szybko. Ja, gdy zabieram się za jego powieści to jednak je połykam. Zawsze są dla mnie tak interesujące, że staram się nie odrywać od czytania, bo jestem ciekawa, co wydarzy się na kolejnej stronie… I tym razem się nie zawiodłam. Dostałam kawał dobrej lektury, która wzbudziła we mnie wiele różnych emocji. Myśli… i…
Miałam po przeczytaniu pierwszej połowy tak pokręcony sen, że to było dla mnie szokujące. Obudziłam się rano i myślę sobie… wtf… co to było? To na pewno po tej pozycji. I bałam się następnego dnia ją kończyć, bo co, jeśli znowu nawiedzą mnie takie pokichane sny? Ale odważyłam się i całe szczęście, nic mi się już takiego szczególnego nie śniło. Uf, całe szczęście. ;)
Mamy tutaj kilku bohaterów, z którymi spędzimy trochę czasu. Martin jako głównodowodzący był takim aniołem stróżem, pracował w opiece społecznej. Pomagał innym, starał się, by biedniejsi żyli lepiej. Polubiłam go, mimo jego chwilami irytującego zachowania. Zrobił też jeden błąd, za który myślałam, że mu nakopię w cztery litery. Całe szczęście później się poprawił, niemniej jednak rysa została. Pozostałe postacie nie wybiły się zbytnio i nie zdobyły mojej sympatii, no, była taka jedna, którą myślałam że ukatrupię.
Ogólnie postacie są normalnymi ludźmi, których spotkać moglibyśmy w naszym życiu. Każdy ma wady, zalety – jednych polubimy mniej, drugich bardziej, innych w ogóle.
Akcja ma swoje odpowiednie tempo, które pędzi wraz z kolejnymi stronami. Początek to w ogóle mnie zmiażdżył. Scena z synem Martina w sklepie mnie tak obrzydziła, tak zniesmaczyła, tak… zszokowała, że mnie mogłam dojść przez długie chwile do siebie. Nie mogłam tego przetrawić… Mamy tutaj kilka różnych takich mocnych scen, ale ta na początku bije wszystkie.
Czułam wiele emocji, o części już Wam napisałam powyżej. Zrobiła na mnie ogromne wrażenie ta książka i właśnie za to lubię raz na czas sięgnąć po Mastertona – zawsze czymś mnie zaskoczy, w pozytywnym lub negatywnym aspekcie, bo wymyśli coś tak pokręconego, że aż mowę odejmuje.
Reasumując uważam, że książka zdecydowanie jest warta uwagi. Jednak nie polecam osobom, które nie czują się psychicznie na siłach udźwignąć taką lekturę. Ten początek naprawdę jest tak popieprzony, że głowa mała… Dla czytelników, o mocnych nerwach. Później jest już lepiej, mamy ucieczkę, mamy brak wody, walkę o przetrwanie i kolejne trupy. Jeśli lubicie powieści autora sięgnijcie, jeśli nie jesteście przekonani, może przeczytajcie inną książkę autora, może ona Was zachęci po coś mocniejszego.
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 2021-07-13
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 352
Tytuł oryginału: Drought
Dodał/a opinię:
Angelika Ślusarczyk
Od erotycznych gier i zabaw może zależeć powodzenie twojego życia miłosnego. Dzięki opisanym w tej książce zabawom dowiesz się, jak pokazać swemu partnerowi...
Ogród seksu to fascynujący przewodnik po krainie kobiecych marzeń sennych. Graham Masterton odrzuca konwencjonalne teorie i skupia się na analizie...