Samuel, starzejący się profesor filologii klasycznej jedzie na spotkanie z synem, Eliem, wziętym pianistą. Przypadkowe spotkanie w pociągu do Rzymu z piękną młodą kobietą odmienia jego życie. Elio przeprowadza się do Paryża, gdzie nawiązuje udaną relację z niemal o dwie dekady starszym mężczyzną. Oliver, dziś wykładowca college'u w Nowej Anglii, mąż i ojciec, planuje długą podróż przez Atlantyk...
Jak tym razem splotą się losy głównych bohaterów?
Wydawnictwo: Poradnia K
Data wydania: 2019-10-30
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 320
Tytuł oryginału: Find me
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Tomasz Bieroń
„Znajdź mnie” to kontynuacja opowieści o losach Elia i Olivera, których poznaliśmy w książce „Tamte dni, tamte noce”.
Tym razem mamy do czynienia już nie z młodzieńcami, ale z dorosłymi mężczyznami, którzy pomimo upływu kilkunastu lat wciąż nie mogą o sobie zapomnieć. Poznajemy także dalsze przygody miłosne ojca Elia.
Mnie zdecydowanie bardziej przypadła do gustu druga część tej historii. Możliwe, że jest to spowodowane faktem, iż mamy tutaj do czynienia z miłością o wiele bardziej dojrzałą, niespełnioną, która powoduje, że przez większość swojego życia mężczyźni porównują swoich partnerów do swojej nastoletniej sympatii. Przemawia do mnie realność sytuacji, w której obaj mężczyźni się znaleźli. Pozornie spełnieni życiowo – realizują swoje pasje, osiągnęli wiele sukcesów zawodowych, jednak wciąż podąża za nimi cień dawnej miłości.
„Znajdź mnie” zdecydowanie bardziej wciąga i przemawia do głębszych uczuć. Tym razem o wiele bardziej potrafię się utożsamić z tą dojrzałą miłością, która z biegiem lat wydaje się wzmacniać pomimo odległości dzielącej obu mężczyzn. Czytając książkę potrafiłam zrozumieć i współodczuwać głęboki żal wywołany utraconym uczuciem i ciągłym poszukiwaniem szczęścia. Ta historia pokazuje, że to nie wiek, płeć czy status materialny świadczą o prawdziwym życiowym spełnieniu, ale obecność osoby, z którą możemy przeżywać kolejne dni swego życia i dzielić życiowe porażki czy sukcesy.
Książka dająca wiele do myślenia, na długo pozostająca w pamięci.
Za możliwość przeczytania dziękuję @CzytamPierwszy.
www.czytampierwszy.pl
„Znajdź mnie” u mnie zawitała ze względu na poprzednią powieść Autora pt. „Tamte dni, tamte noce”, która była naprawdę świetna. Ta niestety jest lekko mówiąc jej kopią. Szału nie ma, nie powala, ale łzy wyciska.
Jeśli chodzi o fabułę, to bohaterowie bardzo mocno zastanawiają się nad swoimi emocjami, uczuciami i jest to historia, która może wzruszać. Ja zobaczyłam w niej, niestety, tylko powtórzony schemat, nic ponad to.
Ale powiem Wam, że czytało się ją dobrze i powinno się z nią zrobić jak z książkami C. Link, czyli sięgnąć po tę kiedy się zapomni o poprzedniej. Wtedy ten schemat nie kłuje tak w oczy i na pewno będzie przyjemniejszą lekturą.
Tak czy siak, polecam!
Czekałam na tę kontynuację z niecierpliwością. Po lekturze ,,Tamtych dni, tamtych nocy" byłam podekscytowana tym, że autor postanowił pokazać nam dalsze losy Elia i Olivera. Ale to co dostałam w książce ,,Znajdź mnie" ogromnie mnie rozczarowało i zniesmaczyło.
Byłam pewna, że książka będzie opowiadała strikte historię głównych bohaterów z ,,Tamtych dni, tamtych nocy", a zapowiadany na blurbie ojciec Elia będzie niejako tłem. Ależ byłam w szoku, gdy pierwsza część książki to narracja z perspektywy Samuela. W jeszcze większą irytacje wprawiła mnie sama historia romansu podstarzałego profesora i poznanej w pociągu młodziutkiej Mirandy. Myślałam, że to jakiś żart. To co autor zaserwował na początek ,,Znajdź mnie" sprawiło, że chciałam rzucić tą książką. A sceny erotyczne? Chciałabym o nich zapomnieć.
Jedynym powodem, dla którego tego nie zrobiłam byli Elio i Oliver. W końcu musieli się pojawić.
I owszem. Druga część należy w całości do Elia, który poznaje dwa razy starszego od siebie prawnika Michela. Jest do niejako odwrócenie ról do części Samuela i Mirandy. I znowu zgrzytałam zębami czytając romans inny niż oczekiwałam. I znowu hamowałam się by nie odłożyć książki.
I w końcu w trzeciej części z perspektywy Olivera dostałam to na co oczekiwałam sięgając po tę książkę. Elia i Olivera razem. Taa, tylko, że autor postanowił poświęcić im RAZEM kilka!!! (dokładnie osiem) ostatnich stron. Bo oczywiście na początek autor zaserwował nam dziwną historyjkę o trójkącie. 🙈
Nie jestem w stanie wyrazić mojego rozgoryczenia i rozczarowania. Czuję się oszukana. Oczekiwałam historii Elia i Olivera, a nie miłości w stylu instant love. Uważam tę książkę za zupełnie niepotrzebną, a kilka stron poświęconym głównym bohaterom wystarczyłoby umieścić w ,,Tamtych dniach, tamtych nocach". Do tego styl autora, tak jak w jego pierwszej książce mnie zachwycił, tak tutaj zupełnie go nie przypominał.
Podsumowując: w ,,Znajdź mnie" nie znajduje żadnych plusów, dla mnie to największa porażka tego roku. Żałuję czasu straconego nad tą książką.
#czytampierwszy
Książka to powrót do dawnych bohaterów z ''Tamte Dni, Tamte Noce'', podzielona jest na trzy historie: ojca Elio, Elio oraz Olivera. Dowiadujemy się co działo się w ich życiu 20 lat później. Andre Aciman w piękny sposób pokazuje siłę miłości, która jest w stanie przetrwać przez lata i może dosięgnąć każdego, nie zważając na jego wiek. Jest to pozycja obowiązkowa dla każdego kto przeczytał pierwszą część.
Nie czytałam książki „Tamte dni, tamte noce” Andre Acimana, dlatego do kontynuacji pt. „Znajdź mnie” podeszłam z czystą kartą. Uważam też, że nie zapiszę tej karty jakoś znacząco. Nie urzekły mnie te historie ani nie przekonały, nie porwały. Stąd nie będę ich komentować. Miło było wrócić do Włoch czytając tą książkę, chociażby myślami. Znów spacerować tamtymi uliczkami, powłóczyć się po placach, zajrzeć do kawiarni czy kamienic. Atmosfera Italii jest oddana idealnie i to jest plus tej książki. Drugą cechą dodatnią są trafne zdania, które mogą posłużyć za sentencje dotyczące ludzkiej egzystencji. Życie, poświęcenie, śmierć, pożądanie, szczęście, przeznaczenie, miłość. Pojęcia powszechnie znane, zyskują tu nowy, inny, odświeżony wymiar.
Język pisania wchłania człowieka jak cała książka. Kontynuacja książki "tamtych dni, tamtych nocy". Książka opowiada historię ludzi którzy się spotkali po drodze i są sobą zauroczeni a bardziej nie znają się a czują jakby się znali dużo lat. Spotykamy tu Samuela i Mirande, Elię, Olivera oraz innych ludzi którzy są ze sobą powiązani historia, wspomnieniami czują się jakby byli identyczni jak druga osoba z którą się spotkali, starają się zatrzymać tą osobę i być blisko niej jak jedno ciało. Książka po którą warto sięgnąć i przeczytać drugiej nie ma takiej bardzo mi się spodobała.
Po skończeniu pierwszej części jestem mocno zaskoczona, że powstała kontynuacja. Jak dla mnie jest to osobna historia i trochę ciężko umiejscowić mi ją na linii czasu. W „Tamte dni, tamte noce” – dowiadujemy się, że Olivier przyjeżdża do domu Elio po 20 latach wraz ze swoją rodziną i rodzice są razem. W „Znajdź mnie” akcja dzieje się 10 lat po wyjeździe Oliviera i rodzice Elio są po rozwodzie, od kilku lat. Jednak nie mogę odmówić autorowi, że tak jak poetycko i z wdziękiem nikt teraz nie pisze o miłości. W swoim stylu, bez zbędnego patosu, a jednak z mocną filozoficzną stroną rozkłada uczucia na części pierwsze. Nie musi używać słowa miłość, ani informować o napięciu między postaciami – to się czuje. Świetne, czasami lekko abstrakcyjne (w dobrym tego słowa znaczeniu) dialogi. Ciekawa historia i niesamowity klimat. Do tego bohaterzy, którzy nie są oczywiści i często przekraczają swoje granice. Pomimo pierwszo osobowej narracji, do połowy książki nie będziecie wiedzieć kim jest główny bohater. Polecam serdecznie. Mój Egzemplarz pochodzi z serwisu www.czytampierwszy.pl
Jakbym miała zrecenzować tę książkę jednym słowem, miałabym z tym problem. Trudno byłoby mi wybrać między słowem „słaba” a „niepotrzebna”.
O ile pierwsza część nawet mi się podobała, to „Znajdź mnie” nie kupiło mnie w najmniejszym stopniu. Już sama jej forma nie przypadła mi do gustu. Książka podzielona jest na trzy części. W każdej z nich poznajemy dalsze losy różnych postaci z „Tamtych dni, tamtych nocy”. W pierwszej dowiadujemy się, co słychać u ojca Elio, w drugiej zaglądamy do samego Elia, a w trzeciej prym wiedzie Oliver. Ci, co liczyli na ciągłą powieść, będą zawiedzeni tak samo jak ci, co liczyli na szybkie spotkanie Olivera i Elia. Rozczarowani będą też ci, co liczyli na dużo emocji, bo książka jest z nich wyprana. Wszystko wydaje się sztuczne, wymuszone, po prostu zbędne. Wśród tych rzeczy nie ma miejsca na najmniejsze emocje.
No dobrze, jest miejsce na jedną – poczucie niesmaku i zażenowania. Tylko to czułam podczas czytania tej książki. Najwięcej w części o ojcu Elia, zwłaszcza w fragmencie o latarni morskiej. Było to z lekka dziwne, żenujące i obrzydliwe. Jakoś trudno było mi to sobie wyobrazić (całe szczęście! Pierwszy raz byłam wdzięczna za to, że nie mam aż tak bujnej wyobraźni...).
Nie podobało mi się też to, co autor chciał wyrazić tą książką. Widać, że autor wierzy w to, że miłość nie pyta o wiek. Nie mam nic przeciwko temu, prawo do miłości ma każdy w każdym wieku. Tylko że to, co autor pokazywał w tej książce to nie miłość. Bo czy miłość to jednotygodniowa znajomość? No błagam. Człowieka trzeba chyba jednak trochę poznać w różnych sytuacjach, a nie tylko w ciągu jednego dnia czy tygodnia.
Ogólnie książki nie polecam nikomu. Sama męczyłam się z nią chyba miesiąc i pewnie męczyłabym się z nią dalej gdyby nie to, że otrzymałam ją od recenzji i chciałam się z tego szybko wywiązać. „Znajdź mnie” jest powieścią pisaną na siłę, która tylko niszczy wrażenie po pięknym zakończeniu „Tamtych dni, tamtych nocy”.
Książkę odebrałam za punkty w portalu Czytam Pierwszy.
Mężczyzna przed trzydziestką udaje się na przyjęcie bożonarodzeniowe na Manhattanie. Poznaje tam kobietę imieniem Clara. W ciągu następnego tygodnia oboje...
Paul przez całe dorosłe życie przeżywa każdą miłość równie żarliwie i bez opamiętania jak w wieku młodzieńczym. I nie jest istotne, czy podkochuje się...
Przeczytane:2019-12-01,
Od szalonego romansu Elio i Olivera minęło 20 lat. Oliver wyjechał za ocean i prowadzi pozornie szczęśliwe życie u boku pięknej żony i dwójki dzieci, wciąż jednak jego myśli wyrywają się ku dawnemu kochankowi. Elio tymczasem rozwija karierę muzyczną. Na co dzień pracuje w konserwatorium dzieląc się swą muzyczną pasją ze studentami i wciąż czeka na kogoś, kto uszczęśliwi go tak, jak kiedyś przez krótki czas uszczęśliwił go Oliver. Tymczasem Samuel, ojciec Elio, podróżując pociągiem w odwiedziny do syna, spotyka kogoś, kto wywraca jego świat do góry nogami.
Jeśli mój krótki opis tej książki wydał Wam się chaotyczny i trochę bezsensowny - macie rację. Cóż, ciężko przedstawić zarys fabuły jeśli po skończonej lekturze człowiek nie ma pojęcia o co chodziło, po co to było, jaki jest morał i co się właściwie wydarzyło. Nie bardzo wiem nawet, co napisać. Trochę ponad rok temu recenzowałam "Tamte Dni, Tamte Noce" - początek historii Elio i Olivera - i książka wypadła co najwyżej przeciętnie, więc nie spodziewałam się po "Znajdź Mnie" zbyt wiele. A i tak się rozczarowałam...
Pierwszej części zarzuciłam dwie rzeczy, które zepsuły mi lekturę: wulgarne opisy dziwacznych zachowań seksualnych i epatowanie homoseksualizmem. I zanim na mnie naskoczycie, chcę podkreślić, że nie mam absolutnie nic do osób o odmiennej orientacji. Przeszkadza mi jedynie i dziwi niepomiernie podkreślanie ich odmienności. Bo dla mnie nie są inni niż ja. Wszyscy kochamy tak samo, niezależnie od tego jakiej płci jesteśmy my i nasz obiekt uczuć. Koniec, kropka. A im częściej podkreślamy te nieistniejące różnice, tym wyraźniej społeczeństwo je widzi. Nie tędy droga. W każdym razie, najwyraźniej nie tylko mnie przeszkadzały te dwa elementy, a autor postanowił posłuchać głosu ludu, bo w tej części te mankamenty zostały wyeliminowane. Całkowicie. Szkoda tylko, że cała reszta, która była dobra, zawaliła się w gruzy...
Od czego zacząć? Może od tego, że najlepszym elementem poprzedniej części był niesamowicie żywy i wyraźny klimat południowych Włoch, który wręcz wypływał ze stron powieści. To było piękne, magiczne wręcz - niestety "Znajdź Mnie" nie posiada nawet ułamka tego klimatu. Ok, zmieniliśmy miejscówkę, teraz bujamy się po Francji, ale atmosfery nie ma żadnej. Szkoda. Chwaliłam też poprzednią część za poruszające rozterki, jakie przeżywał Elio nie potrafiąc sobie poradzić z pierwszym zakochaniem i niespodziewanym uczuciem pożądania innego mężczyzny. To było urocze, wzruszające, zapadające w pamięć. Tym razem ponownie dostajemy porcję rozterek poszczególnych bohaterów, tylko... Tylko tym razem prowadzą one donikąd. To było fajne przez pierwsze 20 stron, potem mój umysł wykazał tendencję do odpływania podczas lektury by bronić się przed zalewem bezsensownego bełkotu. Dostaliśmy wielki gar zupy z powtórzeń, nadmiernie egzaltowanych deklaracji i iście homeryckich opisów nadgarstków czy kostek. Po prostu bełkot, można usnąć z nudów.
No i muszę, po prostu muszę też doczepić się do bohaterów. Chociaż nie wiem czy bohaterów czy bardziej jednak fabuły, ale coś tu jest totalnie niewiarygodne i nierealne. Oceńcie sami: jest sobie laska, która od lat bywa w luźnych związkach, z których ucieka jak tylko jej partner zaczyna się w owym związku czuć stabilnie i powoli, nieśmiało myśleć o przyszłości. Owa kobitka spotyka w pociągu gościa, który mógłby być jej ojcem i 10 godzin później mówi mu, że chce mieć z nim dziecko i spędzić razem resztę życia. Serio? Serio, ja się pytam? Dalej, młody człowiek idzie na koncert do kościoła, w kolejce po bilet zauważa obcego starszego pana i nagle trafia go takie pożądanie, że gotów wcisnąć mu język do ust tu i teraz. No naprawdę, czy tylko w moich uszach to brzmi zwyczajnie głupio?
Ale największym moim zarzutem pod adresem tej książki jest to, że nie wiem po co ona jest. Bo zazwyczaj powieść pisze się żeby opowiedzieć jakąś historię - historię, która ma początek, rozwinięcie i punkt kulminacyjny. A tu... nie ma nic. Tu są trzy właściwie osobne opowieści o tym, że ktoś spotyka kogoś zupełnie mu obcego i kilka godzin później lądują w łóżku. I koniec historii, jedziemy z następną. Poza tym nie dzieje się nic, nie ma właściwie żadnych innych wątków, poza sprawą odziedziczonego zapisu nutowego, który wprowadził dobrze zapowiadającą się tajemnicę, tylko zapomniał ją rozwiązać i wyjaśnić o co chodziło. Nie rozumiem. Po prostu nie rozumiem po co jest ta książka.
Styl Pana Acimana ma w sobie dużo uroku, jednak samym stylem, jak urokliwy by on nie był, nie da się niestety uratować kiepskiej książki. Bo ta książka jest kiepska. Monotematyczna, przegadana, oderwana od rzeczywistości, zwyczajnie nudna. Jeśli 5 minut potrafi się ciągnąć przez 40 stron to nigdy nie jest dobry znak. Nie wiem co gorsze, czy wulgarność pierwszej części czy nuda drugiej, wiem za to, że bliskie zera są szanse na to, że kiedykolwiek spojrzę jeszcze w kierunku jakiejkolwiek powieści autora. Dla mnie niewypał. Nie polecam.
Książkę odebrałam za punkty na portalu Czytam Pierwszy.