W każdej legendzie tkwi ziarnko prawdy. Przez całe życie Marena wiedziała, że nie będzie jej wolno zakochać się i założyć rodziny. Nigdy nie opuści Góry Kujawskiej, a jej jedynymi towarzyszkami będą zielarki leczące mieszkańców Bydgostii. Każdego dnia uczono ją właściwości roślin i symptomów najróżniejszych choróbsk.
Okazało się jednak, że trzy przebiegłe Zorze miały względem niej zupełnie inny plan. Gdy budząca się w niej moc stała się zbyt silna, musiała wyruszyć na poszukiwania mitycznej wiedźmy i przekonać ją, by ta pomogła jej zapanować nad darem, który stał się jej przekleństwem. Jakby tego było mało, wszystko skomplikował pewien wiking, z którym połączyła ją dziwna więź. W wyścigu ze śmiercią Marena zapomniała o najważniejszej zasadzie. Zawsze trzeba rozsądnie dobierać sojuszników. Nigdy nie wiadomo bowiem, kto przyparty do muru zdradzi.
Wydawnictwo: b.d
Data wydania: 2020-05-20
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 380
Język oryginału: polski
Seria „Kwiat paproci” Katarzyny Bereniki Miszczuk zapoczątkowała modę na motywy słowiańsko-ludowe w powieściach. Modę, która bardzo mi się podoba, choć nie każda realizacja tego motywu jest tak udana jak w wymienionej serii. Zwykle daję się skusić tytułom obiecującym takie historie – i zdarza się, że się okropnie rozczarowuję. Jak było w przypadku „Zielarki”? Przedpremierowe recenzje były pełne entuzjazmu, oceny wysokie, opinie – pełne zachwytów, więc wysoko ustawiłam poprzeczkę i w sumie nie rozczarowałam się, ale też – nie padłam z zachwytu.
Główna bohaterka – Marena jako czterolatka trafiła pod opiekę zielarek i wśród nich została wychowana, aby nieść pomoc potrzebującym i leczyć różne choroby. Dziewczyna ma jednak pewien dar, który sprawia, że jej przeznaczenie się zmienia: jest uzdrowicielką i z tego powodu nie jest jej pisane zostanie wśród zielarek. Dziewczyna jest sympatyczna, tylko miałam wrażenie, że nieco bezwolna, chwilami mnie denerwowała przez swoją niepewność, pozwalanie, by inni nią kierowali. Az w końcu uświadomiłam sobie, że to przecież siedemnastoletnia dziewczyna, więc trudno, żeby była od razu ukształtowana i wiedziała wszystko, kim chce być i jaką drogą podążyć. Ona się siebie uczy, poznaje swoje moce, a także swoją przeszłość – więc Autorka wykazała się dobrą znajomością psychologii i miała świetną intuicję w prezentowaniu tej postaci.
Interesującym zabiegiem jest ukazywanie równolegle z toczącą się akcją oddziału Wikingów, którzy przemierzają kraj, grabiąc i łupiąc wioski – zdajemy sobie sprawę z tego, że prędzej czy później losy ich wodza i Mareny połączą się, i ta świadomość rodzi napięcie i ciekawość. Chociaż zarazem dodatkowych wątków (w tym retrospekcji) jest – moim zdaniem – za dużo, przez co właściwa historia trochę się rozmywa.
Autorce kilka razy zdarzyło się mnie nieźle zaskoczyć – wie, jak grać z czytelnikiem, potrafi świetnie mylić tropy. Kiedy nam się wydaje, że wszystko wiemy, nagle okazuje się, że sytuacja zmienia się diametralnie i musimy od nowa budować sobie opinię.
Bardzo mi się podobał motyw zielarek i tego, jak są odbierane w wiosce – niosą pomoc, a jednak ludzie nimi gardzą, ich podejście do kobiet jest pełne uprzedzeń, niesprawiedliwości, podszyte strachem przed nieznanym. Autorka bardzo umiejętnie ukazała problem odrzucenia i lęku przed tym, co niezrozumiałe; głupich plotek i pomówień, które potrafią wyrządzić dużą krzywdę.
Tego, co mi się nie podobało, nie potrafię za bardzo ubrać w słowa. Bo niby książka jest ciekawa, niby chcemy wiedzieć, co będzie dalej, niby jesteśmy zaskakiwani przez Autorkę – ale… czegoś brakuje. I nie do końca wiem czego. Akcja – choć ciekawa – nie wciąga tak, że nie chce się odkładać książki ani na moment. Jest tak trochę… letnio. No i nie spodobało mi się zakończenie, które wyglądało tak, jakby Autorka chciała szybko podsumować i rozwiązać wszystkie wątki – więc po dość wolno toczącej się akcji, na końcu następuje seria szybkich zdarzeń, w moich oczach trochę nienaturalna.
Ale nie będę się czepiać szczegółów, bo książka ogólnie mi się podobała – była lekka i miło spędziłam czas na lekturze.
Komu „Zielarka” może się spodobać? Jeśli lubicie historie o dawnych Słowianach, opowieści pełne magii, tajemnic i wydarzeń nie z tego świata – to na pewno się Wam spodoba.
Podsumowując: kolejna opowieść z dawnych czasów, sięgająca do korzeni słowiańskich. Dość ciekawa, choć nie – porywająca.
Katarzyna Muszyńska oddała w nasze ręce już nie pierwszą powieść z gatunku fantasy. Dla mnie to właśnie ta książka okazała się wyjątkowa. Autorka w tworzeniu fabuły wykorzystała legendę o zielarkach zamieszkujących Górę Kujawską.
Każdego dnia Marena uczyła się właściwości roślin oraz jak leczyć choroby. Do zielarek trafiła, gdy miała cztery lata. Od tamtej pory znała tylko życie, które wiodła wśród tych kobiet na Górze Kujawskiej. Miała swoje obowiązki, ale nie wolno jej było się zakochać i założyć rodzinę. Pewnego dnia odkryła w sobie moce, które zmieniły jej dotychczasowe życie i stała się wyjątkowa. Młoda dziewczyna nie umiała jednak nad nim zapanować, co mogło doprowadzić ją do śmierci. Wyruszyła na poszukiwanie czarownicy, która miała jej pomóc. Dziewczyna w głębi duszy chciała też odnaleźć swoją matkę i dowiedzieć się, dlaczego ją kiedyś oddała. Nieoczekiwanie na jej drodze stanął nieobliczany wiking ze skomplikowaną osobowością. Marena lgnęła wręcz do niego, bo czuła niebywałą siłę, która ich łączyła. Czy udało jej się okiełznać moce, czy odnalazła matkę, a może zaufała nieodpowiedniej osobie?
Akcja toczy się w XI i XII w. w Bydgostii. To czasy, gdzie zielarki nazywano wiedźmami. Ich wiedza i umiejętności przerażały ludzi. Przedstawione postacie są fikcją literacka, a opisywana historia opiera się na legendach i dawnych wierzeniach.
Katarzyna Muszyńska ma ogromną wiedzę i czuje się pasję w każdym zdaniu. Stworzyła świat pradawny z detalami, odpowiednim słownictwem pasującym do tych czasów. Wykreowała bohaterów i ich dziwne, czasem straszne cechy charakteru. Opis okolicy, wiosek, budynków, przyrody, wszystko, to razem powoduje, że autorka świadomie zabiera nas w tamte czasy.
Fabuła opisuje jednocześnie wydarzenia kilku osób, których losy w efekcie się splatają. Wiedźmy, stwory, wierzenia, bogowie, niepojęte moce, duchy – to wszystko wplecione w piękną opowieść, która skradał moje serce i wyłączyła umysł. I jak natchnieni, kartka po kartce chcemy więcej i więcej. Polubiłam bohaterów, tych dobrych, ale i tych z czarnym charakterem i podążałam za nimi z ciekawością.
Emocje, które mi towarzyszyły przy czytaniu, to zdziwienie, zdumienie, fascynacja, niedowierzanie, zachwyt. Często moje oczy robiły się wielkie, a twarz rozpalona od wrażeń. Gdy zamknęłam ostatnią stronę, to tylko jedno słowo przyszło mi do głowy: „łał”. Tak się czułam, łał co to była z podróż, cóż za nowe doświadczenie. Jak dużo wiedzy zyskałam, bo wkroczyłam w nowy baśniowy świat. To jedna z najciekawszych książek, które ostatnio czytałam, dziękuje autorce za te nowe doznania i za tak pięknie napisaną powieść.
Ten świat fantasy był dla mnie niespodzianką. To pierwsza książka tego gatunku od kilku lat w mojej biblioteczce. Szczerze jestem zakochana w tej historii i chętnie obejrzałbym jej ekranizację. Cudowna fabuła czyta się z dużą ciekawością i wręcz pochłania kolejne strony. Szybka akcja, pełna emocji i zwrotów. Polecam nawet dla tych, którym ten gatunek jest obcy.
Bohaterowie nie tylko z naszego świata przyciągają uwagę. Polubiłam uzdrowicielkę, choć czasami irytowała mnie, a jednocześnie intrygowała ukrytą mocą i nieodgadnionym prawdziwym ja. Eskil, niezwykły człowiek, skrywający w sobie przerażającą tajemnicę, fascynował, ale i budził niepokój. Wiedźma to nieprzeciętna osobowość, wyróżniająca się „elokwencją” i wiedzą. Na uwagę zasługują inni: Wilkomir, Jaromir, Sambora, Żyborka, wikingowie, zwłaszcza kobieta wiking Astrid. Niezwykła! Są też bohaterowie zbiorowi, a wśród nich zielarki, kujawskie wiedźmy, znachorki, odcięte od świata, widzące tylko ludzkie cierpienie.
Interesuje mnie, jak dawniej na co dzień żyli ludzie, jak sobie radzili. Dzięki powieści obserwowałam codzienność Polan, żyjących na przełomie X i XI wieku. Mieszkałam w chacie i w strażnicy, byłam w Wyszogrodzie i Gdańsku. Przebywałam wśród ludzi, zaglądałam do ich chat. Podróżowałam i gościłam w karczmach. Strzegłam Brdy i obserwowałam napaść wikingów. Autorka wiernie przedstawiła rzeczywistość, odmalowując blaski i cienie życia przed wiekami, ludzkie radości i bolączki oraz przesądy, choć to fikcja literacka.
Coraz więcej powieści wpisujących się w popularny nurt mitologii słowiańskiej, ale Zielarka wyróżnia się na ich tle. Czym? Na kartach powieści pojawiają się znane demony słowiańskie, ale nie do końca w takim samym ujęciu. Dzieją się tu rzeczy niepojęte nawet dla demonów. Autorka połączyła mitologię słowiańską z mitologią nordycką i elementami chrześcijaństwa. Obok bogini Marzanna i Nyji pojawia się Odyn, Loki, Tyr, a na tle miejskich krajobrazów widać dwa kościoły. Całość okrasiła ziołolecznictwem i doprawiła magią. Książka jest hołdem złożonym matce naturze i zielarkom, bogini Marzannie. Także wiedźmom – tym, co wiedziały.
Punktem wyjścia do napisania powieści stała się legenda o zielarkach z Góry Kujawskiej. Interesujący pomysł zamienił się w zaskakującą i wciągającą historię, w której zanurzycie się na kilka godzin i będziecie czytać z niesłabnącym zainteresowaniem, by potem chcieć jeszcze więcej. Ciekawie prowadzone dwa pozornie odległe od siebie wątki splatają się w jeden, tworząc spójną całość, nieoczekiwaną, magiczną i demoniczną, dostarczającą wielu emocji, napisaną lekkim i przystępnym stylem. Wraz z rozwojem akcji autorka stopniowo ujawnia prawdę o głównych bohaterach. Po kolei zdejmuje warstwy tajemnic, a tym samym jeszcze bardziej intryguje. Dzieję się! Jest dużo niewiadomych. Mam nadzieję, że to nie wszystko, co Kasia Muszyńska ma do powiedzenia w kwestii Mareny, bo zakończenie zostawia otwartą furtkę, a ja z chęcią przeczytałabym o dalszych losach uzdrowicielki. Choć to fantasy, to nie brak w niej podstawowej wiedzy o ziołach i ich leczniczych właściwościach, dobrych rad i skrzydlatych słów. Przepiękna okładka i szata graficzna oddają klimat powieści, dodają uroku i wyróżniają ją.
"Zielarka" to swoista mieszanka legendy, ziół, magii, leczenia, mitologii, zabobonów, wierzeń, wypraw łupieżczych wikingów, realiów średniowiecza powstała w wyobraźni autorki. W tym wszystkim nauka, samotność, szczególna więź, poszukiwania własnej tożsamości, ścieżki życiowej, prawdy o rodzinie, odróżniania wrogów od przyjaciół i jeszcze coś. "Zielarka" pachnie ziołami, czaruje magią, leczy żarem, oplata emocjami, wabi słowiańskością, wieje grozą. A gdzieś nad głową krąży kruk…
Każdy sekret ma swoją cenę, ale najczęściej płacą ją niewinni. Riley dorasta w niewielkiej osadzie przy kopalni soli. Od pozostałych górników odróżniają...
Mia ucieka od przemocowca, zamieszkuje w Chicago i próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Pracuje jako dziennikarka „Today News”, wciąż...
Przeczytane:2020-09-20,
RECENZJA
"Zielarka" Katarzyna Muszyńska.
Akcja powieści osadzona jest w odległych czasach, głównie w 1111 roku.
Marena jako czteroletnia dziewczynka została oddana przez matkę na przyuczenie zielarkom z Góry Kujawskiej, w przyszłości ma zostać jedną z nich. Kobiety te były całkowicie oddane ratowaniu ludzkiego życia, zbierały zioła i leczyły mieszkańców Bydgostii. Nie zakładały rodzin i całe życie spędzały na owej Górze. Niestety nie wszyscy je doceniali, niektórzy traktowali je jak wiedźmy. Ludność bardziej ufa balwierzowi choć ten jest niekompetentny i bardziej szkodzi niż pomaga.Nie posiada tak rozległej wiedzy jak zielarki.
Marena chłonie wiedzę i już jako nastolatka zajmuje się chorymi.Przypadkowo odkrywa swą moc zwaną żarem. Jest więc nie tylko zielarką ale i uzdrowicielką. Moc uzdrawiania posiada nie wiele osób, jest niezwykłym darem, ale jest też dla niej niebezpieczny.Dziewczyna musi nauczyć się go kontrolować.W tym celu wyrusza na poszukiwanie legendarnej wiedźmy która ma ją tego nauczyć. Po drodze czyha na nią wiele zagrożeń , pojawiają się licha, strzygi i inne stworzenia. Na swej drodze spotyka też wikinga Eskila z którym łączy ją magiczna więź.
Magia, pierwsza miłość, podróże, niebezpieczeństwo i przyjaźń to wszystko znajdziecie w tej pasjonującej powieści.
Przyznam iż rzadko czytam fantastykę , ale ta historia mnie porwała, a świat słowiańskich demonów zafascynował mnie.
Lektura niezwykle wciągająca, kartki dosłownie same się przekręcały. Mimo iż książka jest dość gruba to i tak było mi żal, że to już koniec. Autorka ma bardzo lekkie pióro, posługuje się przyjemnym w odbiorze językiem. Opisany świat jest niezwykle realistyczny, a przedstawione postacie tak prawdziwe iż nie sposób ich nie polubić.
Pani Muszyńska bardzo dobrze przygotowała się do napisania tej powieści, wiele dowiedzieliśmy się o zastosowaniu ziół, a także żyjących niemal tysiąc lat wstecz ludziach. Przeraziły mnie tragiczne warunki ich życia, pacjenci narażeni na zakażenia, a myśl o porodzie mrozi krew w żyłach. Cieszę się, że przyszło mi żyć w dzisiejszych czasach , w cywilizowanym świecie.
Polecam lekturę tej książki, nie tylko fanom powieści fantastycznych.
Jestem pewna, że zauroczy miłośników różnych gatunków. A ja czekam na drugi tom tej serii pt."Karczmarka" który ukaże się już wkrótce.