Andrea jest przekonana, że wie wszystko o swojej matce. Jakie tajemnice może skrywać Laura, elegancka i poukładana terapeutka mowy, filar lokalnej społeczności?
Tego dnia wybrały się wspólnie do restauracji, by świętować urodziny Andrei. Kiedy w lokalu ktoś zaczął strzelać, większość gości wpada w panikę, jednak nie Laura. Nie tylko zachowała zimną krew, ale sprawnie obezwładniła i bez wahania zabiła napastnika.
Później robi się jeszcze dziwniej. Laura odmawia składania zeznań, a córce każe natychmiast zniknąć. Zszokowana Andrea zaczyna się zastanawiać, kim tak naprawdę jest jej matka. Czy to ta sama kobieta, która czytała jej bajki na dobranoc?
Przerażona Andrea posłusznie wykonuje instrukcje matki, przy okazji odkrywając coraz więcej sekretów z jej przeszłości. Chce poznać prawdę, ale nie ma pojęcia, jak trudne i ryzykowne okaże się podążanie śladami młodej Laury. Przecież ci, którzy tak wiele ukrywają, rzadko mają czyste sumienie.
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Data wydania: 2018-10-03
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 480
Tytuł oryginału: Pieces of Her
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Dorota Stadnik
Zawsze wierzyła - żarliwie, głęboko - że jedynym sposobem na przemianę świata jest jego unicestwienie.
Okładka książki przedstawia twarz kobiety, być może widzianą w lustrze, które jest popękane... Lub w oknie? Ciężko stwierdzić. Nie posiada skrzydełek, więc nie ma dodatkowej ochrony przed uszkodzeniami mechanicznymi. Kremowe stronice, czcionka wystarczająca dla oka. Marginesy i odstępy między wersami zostały zachowane. Podzielona została na rozdziały. jest to grubasek, liczy lekko ponad pięćset stron.
Nie tak dawno czytałam "Zapomnianą dziewczynę" i dlatego też z miłą chęcią nadrobiłam pierwszy tom dosyć szybko. Lubię kryminały napisane przez Karin Slaughter. Są to dłuższe historie, ale niezwykle dopracowane. Niczego im nie brakuje. Tutaj może za dużo było opisów, dużo więcej niż dialogów, mimo to akcja była napięta, momentami wstrzymywałam oddech przed tym, co miało się zdarzyć. Czytało się szybko i lekko, bez jakichkolwiek blokad. Co prawda momentami opisy mnie nużyły, ale nie nudziły na dłuższą metę, bo uwierzcie mi, naprawdę dużo się działo. Bardzo szybko uciekła mi ta lektura - gdyż była tak wciągająca, że z trudem robiłam przerwy. Tak naprawdę to zaczęłam ją w Wielki Piątek - niewiele przeczytałam, zaledwie dwa lub trzy rozdziały ze względu na mało czasu, obowiązki domowe mnie wykończyły, ale przynajmniej się odrobiłam. Z kolei w Wielką Sobotę już skończyłam ją całą, nie mogłam się oderwać. Dom posprzątany, ciasta i sałatki przygotowane. I tak uciekł mi dzień z Karin Slaughter. Jestem zadowolona, jak zawsze.
Tak naprawdę powinno się zaczynać czytać serie od pierwszego tomu, a tutaj najpierw poznałam drugi, teraz pierwszy. Już poniekąd znałam główną bohaterkę, Andreę. Tutaj mogłam jeszcze bliżej przyjrzeć się jej i poznać tak naprawdę. Bo to, przez co przeszła w tej książce... To ręce opadają, naprawdę. Współczułam jej całym sercem... Zarówno to, o czym się dowiadywała, jak odkrywała karty jedną za drugą... Gdzie wierzyła w kogoś, kto okazał się zgoła kimś innym.
Znajdziecie tutaj postacie, które śmiało możecie spotkać w codziennym życiu, mijać ich na ulicy. Każdy z nich jest inny, ma inny charakter, niekoniecznie są to pozytywne osoby. Jednak każdy z nich ma jakiś cel w tej opowieści, dostarcza nam innych emocji. Są to dobrze wykreowane osobowości - nie można tego zaprzeczyć.
Emocji było sporo, szczególnie, gdy wczuło się w odczucia Andrei. Bolało mnie serce, jak dowiadywałam się razem z nią przeszłości, przeszłości jej matki i tej dziwnej zagadki, tych wszystkich tajemnic... Fabuła jest dopracowana w każdym szczególe, więc sama pędząca akcja dostarcza nam niejednokrotnie niemalże zawału, dreszczy, wielkiego zdziwienia, gdzie szczęka opada niemal na podłogę. Dzieje się tutaj ogrom wydarzeń, są trupy więc to dla czytelników o mocniejszych nerwach. Wiem, że mam tu osoby, które nie lubią rozlewu krwi, trupów, opisów mordowania - więc ta pozycja może nie do końca Wam przypaść do gustu. Mnie tam się podobała, bo w wykonaniu pisarki wychodzi naprawdę dobra opowieść, która pochłania czytelnika od pierwszej strony. Trzyma w napięciu do ostatniej kropki.
Uważam, że jest to pozycja, której niczego nie brakuje. Miło spędziłam z nią czas, byłam zaintrygowana. Lubię książki autorki i sięgam po nie w ciemno, nie czytając opisów - w jej przypadku nigdy. Pisarka wykonała kawał dobrej roboty, patrząc na fabułę, która jest ogromnie zagmatwana i wpływa na główną bohaterkę znacznie. A więc, reasumując - intrygująca, wciągająca, nieodkładalna i momentami niebezpieczna jeśli chodzi o opisy trupów i morderstw. TRZYMA W NAPIĘCIU! POLECAM!
"Miała dziesiątki, może nawet setki przyjaciół i znajomych, ale nikt nie znał jej we wszystkich odsłonach."
Muszę przyznać na początku, że miałam nieco problemu z połapaniem się w relacjach między bohaterami. Trochę autorka namotała a może po prostu ma taki styl. Zdecydowałam się na tę książkę, gdyż to pierwszy tom serii " Andrea Oliver" a ja mam z biblioteki tom drugi, więc chciałam zacząć od początku.
Sam tytuł książki "Układanka", już nam wskazuje, że to będzie skomplikowane. A dochodzenie do ułożenia całości to żmudny proces, ale wart uwagi.
Andrea wybrała się z matką do restauracji aby świętować swoje urodziny. Jej matka Laura jest logopedą, po przebytej chorobie nowotworowej doszła szybko do siebie. Zapowiadało się dość miłe spotkanie, lecz gdy podeszła do ich stolika jakaś osoba dziękująca matce za pomoc, znudzona Andrea odeszła od stolika i usiadła przy barze. Z zaskoczeniem zauważyła, że ktoś strzela do kobiet przebywających obok ich stolika...
Panika udziela się wszystkim znajdującym się w lokalu, lecz jej matka, o dziwo, zachowała zimną krew i bez zbytniego wahania poradziła sobie z napastnikiem. Andrea jest tak zszokowana, że wpadła w stupor i nie może się nawet odezwać. Zastanawia się nad tym, jakim cudem jej spokojna matka potrafiła tak obezwładnić mężczyznę z bronią i jeszcze go zabić. Czy naprawdę jej matka to zrobiła?
Lecz później nie było już nawet chwili na zastanowienie się nad tym. Laura wymogła na córce, żeby nie rozmawiała z policją dopóki nie skontaktuje się ze swoim byłym mężem (ojczymem Andrei), sama również odmawia zeznań. W domu daje córce wskazówki, żeby natychmiast zniknęła. Zszokowana jeszcze bardziej Andrea zastanawia się nad tym, kim naprawdę jest jej matka. Skąd wzięła się nagle jej siła i determinacja, lecz jest przerażona tym wszystkim i obiecuje matce, że spełni jej prośbę i wyrusza zgodnie z jej wskazówkami.
Im dalej jest od domu tym jest coraz bardziej zdezorientowana, gdyż zaczyna iść śladami swojej matki, która tak naprawdę nie jest tą osobą, za którą się podawała przez tyle lat. Okazało się, że Andrea nie wie nic o swojej matce, to jakby zupełnie ktoś obcy wyglądający tak jak jej matka...
Jednak dlatego, że miała dobre dzieciństwo i młodość i była zżyta z Laurą, to powoli zastanawia się, że przecież matka zawsze chciała dla niej dobrze.
"Patrząc z perspektywy czasu, musiała jednak przyznać, że rady Laury często miały sens. Stój prosto, bo inaczej po trzydziestce będą cię bolały plecy. Noś porządne buty, bo inaczej po trzydziestce będziesz pokutować. Wyrób w sobie zdrowe nawyki, inaczej po trzydziestce zapłacisz za swoją niefrasobliwość.
Andy miała trzydzieści jeden lat. Płaciła tyle, że praktycznie była bankrutem."
Im dalej w książkę tym coraz więcej dowiadujemy się o Laurze i przyczynach jej początkowo dla nas dziwnego zachowania.
Chociaż chwilami zbyt bardzo irytowało mnie zachowanie głównych bohaterek, to sam pomysł jest dość ciekawy a fabuła wciągająca.
W zasadzie wolę mniej skomplikowane intrygi, bardziej może przejrzyste. Jednak dobrze mi się czytało i zastanawiam się co okaże się w drugiej części.
Za kilka dni okaże się, bo zabieram się wkrótce za lekturę tytułu "Zapomniana dziewczyna".
Wąż i zaklinacz, niebezpieczna gra
„ Nie masz pojęcia kim jestem. Nigdy nie wiedziałeś i nigdy się nie dowiesz. „
Karin Slaughter, amerykańska pisarka, która na swym koncie ma kilkanaście kryminałów i thrillerów wielokrotnie nagradzanych i tłumaczonych na kilkadziesiąt języków. Każda jej kolejna książka to międzynarodowy bestseller. Polscy czytelnicy polubili jej książki za bardzo ostro zarysowane tło obyczajowe, naturalistyczny język i dużą dawkę przemocy. W ocenie czytelników autorka wykazuje się niesamowitą znajomością ludzkiej psychiki, potrafi dawkować i budować odpowiedni nastrój oraz napięcie i ma świetne pomysły na swoje fabuły. Trudno pozostać obojętnym na tak kuszące recenzje.
Zachęcona pozytywnymi opiniami sięgnęłam po najnowszą książkę tej autorki, jak się okazało nie najlepszej w jej karierze. Wielbiciele jej twórczości mieli jakiś punkt odniesienia, ja natomiast nie wiedziałam, z czym przyjdzie mi się zmierzyć i ile jest prawdy w tych wszystkich zachwytach nad powieściami Karin Slaugther. Spodziewałam się thrillera na międzynarodowym poziomie i miałam, co do tej książki konkretne oczekiwania, ale niestety trochę się rozczarowałam. Nie twierdzę, że ta książka nie jest dobra, ale autorka wystawiła moją cierpliwość na trudną próbę. Chociaż „ Układanka „ zaczęła się dobrze można rzec z przytupem i bez chwili zwłoki wrzuciła mnie w sam środek wydarzeń by po chwili mocno zwolnić i szybko dotarło do mnie, że nie mam, co się łudzić, że będzie lepiej. Fabuła skupia się na relacjach matki z córką oraz tajemnicach z przeszłości. Życie Andrei jest nudne i przewidywalne. Wydaje jej się, że wie wszystko o swojej matce, z którą od dłuższego czasu mieszka. Laura jednak okazuje się być kimś innym nie jest osobą, za którą się podawała, i którą wszyscy znają. Tak naprawdę nikt nie ma pojęcia, kim faktycznie jest, nawet najbliższa rodzina.
Książka pozornie przybliża związek matki z córką, ale w rzeczywistości spędziłam większość lektury na obserwacji samotnej drogi Andrei i jej próbie poukładania przeszłości matki w jedną całość. Bardziej interesujące wydały mi się retrospekcje, bo bieżące wydarzenia za sprawą głównej bohaterki, która sama siebie określa mianem „ ameby” są niesamowicie rozwleczone i nużące. Od początku denerwowało mnie zachowanie głównej bohaterki i budziło irytację, bo, pomimo, że znalazła się w trudnej i nietypowej sytuacji, to brak jej zdolności do składnej wypowiedzi i ciągłe analizowanie w kółko Macieju tych samych wydarzeń nie uprzyjemniało mi lektury. Całe szczęście reszta bohaterów w przeciwieństwie do niej, są charakterystyczni i mają przynajmniej jakąś osobowość.
Powieść jest dość zawiła i zawiera wiele wątków w tym społeczne i ekonomiczne, podszyte nawet lekką nutą polityki, której nie lubię. Bardzo dużo powtórzeń i wałkowanie tych samych scen powoduje, że akcja ciągnie się niemiłosiernie. Trochę liczyłam, że może w którymś momencie się rozkręci, ale nic takiego nie nastąpiło. Fabuła w pewnym momencie staje się dość przewidywalna i naprawdę nie trzeba być geniuszem by przewidzieć finał historii.
Jak wcześniej wspomniałam to nie jest zła książka i ma też swoje mocne strony. Moim zdaniem to dość dobrze napisana powieść, którą czyta się nieźle i ma dużo do zaoferowania czytelnikowi. Autorka wykazała się znajomością ludzkiej psychiki poruszając temat umiejętności manipulowania drugą osobą. Przedstawia studium kobiety tkwiącej w toksycznym związku oraz będącej pod wpływem sekto podobnej grupy. Co prawda nie nudziłam się podczas czytania, ale czuję pewien niedosyt, bo liczyłam na nieco inną lekturę.
„ Jeśli nie możesz grać muzyki, którą ludzie cenią, graj taką, którą kochają. „
Jak dobrze znasz swoją matkę? Myślisz, że wiesz o niej wszystko? W tym momencie pewnie uśmiechasz się lekko sceptycznie. Oczywiście, że tak! Może nie znasz jej ulubionych słodyczy, ale przecież jest obecna przez większość twojego życia. Po prostu znasz ją jak samą siebie. Ale czy aby na pewno?
Andrea uważa, że wie wszystko o swojej matce. Jest przekonana, że bycie filarem lokalnej społeczności od zawsze stanowiło jej cel w życiu. Że spokojna, czasem nawet nudna egzystencja w całości ją zadowala. I spotkanie matki z córką w restauracji idealnie się w ten schemat wpasowuje. Ale coś psuje ten wizerunek. A dokładniej ktoś – uzbrojony mężczyzna, który przerywa Andrei i Laurze spokojne spotkanie. Czy kobieta stoi jak sparaliżowana, czy wpada w panikę? Nie, najzwyczajniej w świecie... eliminuje napastnika. Skąd Laura potrafi tak się bronić? I kim... tak naprawdę jest. Andrea zadaje pytania, ale nie dostaje odpowiedzi, tę układankę będzie musiała ułożyć sama.
Muszę przyznać, że opis powieści mnie zaintrygował. Połączenie wątku obyczajowego z kryminałem brzmiał świeżo i ekscytująco. I tak też to wyszło w praktyce. Po pierwsze, bardzo ciekawa historia. Naprawdę świetny pomysł i jego realizacja. Z niegasnącym zainteresowaniem śledziłam rozwój wydarzeń i zaskakujące zwroty akcji.
Ciąg dalszy:
"Slaughter" w języku angielskim oznacza : rzeź, masakrę, pogrom. I właśnie z tym kojarzą mi się książki autorki o tym samym nazwisku. Jako jedna z nielicznych potrafi jednak utrzymać cienką granicę pomiędzy thrillerem a horrorem. Jej powieści przesiąknięte są klimatem gore, pełne latających kończyn i morza krwi, jednak pomimo całej tej makabry autorka nie zapomniała o jej uczestnikach. Bohaterowie książek Slaughter to postaci pełnowymiarowe, wyraziste i prawdziwe. Ich problemy naprawdę interesują czytelnika, który bardzo szybko angażuje się w fabułę. Częstym motywem książek autorki były trudne relacje pomiędzy ojcami i córkami. Tym razem schemat ten został zmieniony i na miejsce ojca podstawiono rodzicielkę. Czy i z tym tematem autorka poradziła sobie równie dobrze? Czy skomplikowane relacje na linii matka-córka można w ogóle poddać analizie?
Pewnego dnia Andrea umawia się ze swoją matką Laurą w restauracji by świętować urodziny. Nagle, do położonego w centrum handlowym lokalu, wpada uzbrojony mężczyzna i zaczyna się strzelanina. Na dźwięk strzałów w Laurze budzi się instynkt zawodowego żołnierza. Kobieta bierze sprawy w swoje ręce. Upewniwszy się, że jej córka jest bezpieczna, z zimną krwią zabija napastnika. Andrea nie może uwierzyć własnym oczom. Wydawało jej się, że zna swoją rodzicielkę, spokojną doktor logopedii, mieszkającą w małym nadmorskim miasteczku, która niczym szczególnym się nie wyróżniała wśród lokalnej społeczności. Okazało się, że Laura przez ponad trzydzieści lat ukrywała swoją poprzednią tożsamość. W całą sprawę angażuje się policja, jednak kobieta nie chce z nikim rozmawiać, nawet z własną córką. Każe jej się wyprowadzić z domu. Andrea za wszelką cenę pragnie poznać sekret matki i udaje się w desperacką podróż śladami przeszłości.
Miłośnicy twórczości autorki wiedzą, czego spodziewać się po jej powieściach. Zdecydowanie nie jest to literatura dla grzecznych, ułożonych dziewczynek. Wszystkie książki Slaughter, które do tej pory czytałam, były zdecydowanie dla dorosłych czytelników, i to tych którzy nie boją się brutalnych, wręcz rzeźnickich scen, zmasakrowanych zwłok, gwałtów, molestowania oraz skomplikowanych zagadek. Tym razem oprócz zbrodni, morderstwa i przemocy fizycznej mamy całkiem ciekawy wątek psychologiczno-obyczajowy. Głównymi bohaterami, a zarazem narratorami w powieści, są matka i córka. Wydawać by się mogło, że kobiety znają wszystkie swoje sekrety, w końcu przez trzydzieści lat żyły pod jednych dachem i nie raz zwierzały się sobie nawzajem z problemów. Rzeczywistość okazuje się jednak bardziej skomplikowana. Laura przez cały ten czas ukrywała przed córką swoją przeszłość, i nawet teraz, w obliczu tak tragicznych okoliczności, nie chce powiedzieć prawdy. Zastanawialiście się kiedyś, jak może się czuć osoba okłamywana przez całe swoje życie? I to przez najbliższą sercu osobę? Jak wy byście zareagowali jakby wasza matka okazała się kimś obcym, tajemniczym a do tego niebezpiecznym? Ponieważ autorka daje nam wgląd w myśli Andrei, poznajemy odpowiedzi na wszystkie pytania. Dziewczyna nie wie jak ma się zachować, z jednej strony jest przerażona i zrozpaczona a z drugiej zdeterminowana by odkryć wszystkie sekrety. Wraz z nią cofamy się do roku 1968 kiedy to wszystko się zaczęło. Jednak droga do odkrycia prawdy jest długa i wyboista. Andrea jest w szoku, nie może sobie poukładać w głowie tego czego się dowiedziała o swojej rodzicielce, a przecież pozostało jeszcze tyle klocków do dopasowania. Duża część powieści to monologi wewnętrzne bohaterki, momentami przydługie, momentami irytujące, jednak wszystkie one były prawdziwe. Cieszę się, że po zdarzeniu w restauracji, nieśmiała Andrea, nie przeistoczyła się w superbohaterkę która po trupach chciała dogrzebać się do przeszłości. Dziewczyna zachowywała się dokładnie tak, jak po niej oczekiwałam. Miotała się, gubiła drogę, analizowała, rozważała, wchodziła w ślepe zaułki. Dość dużo czasu jej zajęło by sobie to wszystko poukładać w głowie. Było tutaj sporo rozmyślań i powtórzeń, które sprawiły że fabuła momentami traciła na dynamiczności. Jednak nawet to nie miało wpływu na mój odbiór Andrei, której współczułam, polubiłam i z całego serca dopingowałam. Zresztą "Układanka" to powieść pełna mocnych, wyrazistych i odważnych kobiecych sylwetek, tak rzadkich w literaturze kryminalnej.
Kolejną z nich jest matka Andrei, kobieta która kilkadziesiąt lat temu przeżyła piekło na ziemi. Wszystko rozpoczęło się w 1986 roku. Właśnie wtedy poznajemy młodą Laurę, która straciła wszystko co miało dla niej jakąkolwiek wartość. Wiedząc, kto jest sprawcą jej nieszczęścia, kobieta wybiera się do Oslo by dokonać zemsty. Ze spokojnej obywatelki przeistacza się w zdeterminowaną terrorystkę. W rozdziałach "Laury" poznajemy bogatego amerykańskiego biznesmana i jego dysfunkcyjną, patologiczną rodzinę, która jest niczym sekta. Autorka dużo czasu poświęca na analizę stosunków rodzinnych, procesu manipulacji oraz kontroli nad ludzkimi umysłami. Siedząc bezpiecznie w fotelu pewnie zastanawiamy się, jakim cudem tak silna bohaterka, mogła być tak łatwowierna i podatna na sugestię. Zapominamy jednak, że przywódcy sekt czy psychopaci są ludźmi obdarzonymi charyzmą, znającymi techniki manipulowania. Przeraża mnie fakt, że każdego dnia powstają nowe stowarzyszenia religijne, tworzą się różnego rodzaju ugrupowania czy fankluby, których głównym celem jest wykorzystanie członków, zmanipulowanie i wypranie ich mózgów. Choć Laura dokonała strasznego czynu, w głębi serca byłam w stanie zrozumieć i ją i jej pobudki.
Oprócz manipulacji autorka podejmuje kolejny ważny temat jakim jest zmieniająca się rola kobiety na przestrzeni lat. Muszę przyznać, że cieszę się z faktu, iż nie urodziłam się w czasach mojej mamy, albo jeszcze gorzej, babci. Był to okres kiedy przedstawicielki płci pięknej traktowane były z przymrużeniem oka. Nie wymagało się od nich fachowej wiedzy, do szkoły uczęszczały jedynie pro forma. Wierzono, że matematyka, fizyka i ogólnie nauki ścisłe, nie będą im do niczego potrzebne, gdyż kobietom nie wypada być inżynierem czy innego rodzaju specjalistą. Mają na to za małe "móżdżki". Najlepiej wypadały w roli pielęgniarek, bibliotekarek czy ekspedientek, czyli w typowo kobiecych zawodach. Jeśli od najmłodszych lat słyszycie, że nie nadajecie się do sportu czy zajęć technicznych, to chcąc nie chcąc w końcu zaczynacie w to wierzyć. Młodzi ludzie starszych pokoleń byli zdeterminowani by się wykazać przed rodzicami i społeczeństwem. Pewnych rzeczy im po prostu nie wypadało, jak zbyt długo mieszkać z rodziną czy być bezrobotnym. Młode dziewczyny wychodziły za mąż, chłopcy imali się zajęć do których niekoniecznie pałali miłością. Dla kontrastu mamy tutaj nowoczesną, choć nieśmiałą i zwyczajną, przedstawicielkę pokolenia XXI wieku. Ma ponad 30 lat i nadal mieszka w domu rodzinnym. Jej matka zadbała o to by dziewczyna miała lekkie życie, bez większych trosk i problemów. W języku angielskim, takich nadmiernie zainteresowanych życiem swoich pociech rodziców, nazywają "helicopter parents". Andrea balansowała na granicy dorosłości nigdy tak naprawdę się w niej nie zanurzając. Odkrywając prawdę o swojej matce, dziewczyna musiała dorosnąć i wziąć odpowiedzialność za własne czyny, poznać siebie. Nigdy nie przypuszczałam, że krwawy thriller będzie tak znakomitą książką psychologiczną.
Choć "Układanka" jest książką zdecydowanie różną od poprzednich dzieł autorki, to muszę przyznać, że na ich tle wypadła niczym barwny ptak. Oczywiście nie chcę przez to powiedzieć, że cykl o Willu Trencie czy Hrabstwie Grant, były gorsze. Były po prostu inne. "Układanka" jest zdecydowanie mniej krwawa niż jej poprzedniczki. W przypadku kiedy poziom krwi w "Dobrej córce" wyniósł by 10/10 punktów, tak tutaj jest on niższy o połowę. Kiedy tempo akcji w "Mieście glin" pędziło na łeb na szyję, tak tutaj prym wiedzie dialog wewnętrzny i retrospekcje. Nadal jednak jest ciekawie, zwroty akcji są przemyślane a fabuła dopracowana, choć momentami niewiarygodna. Już kolejny raz autorka stworzyła dzieło od którego nie idzie się oderwać, ostrą jazdę z zakręconymi postaciami, morderstwami, zemstą, bólem, chorobą i miłością. Zdecydowanie polecam.
"Próbowali nas zakopać. Nie wiedzieli, że jesteśmy nasionami." przysłowie meksykańskie
Karin Slaughter przygotowała dla czytelnika intrygującą układankę, fabuła opiera się na ciekawym pomyśle, wiele w niej zaskakujących elementów i zwrotów akcji. Podobało mi się zaczerpnięcie tematyki z bezwzględnej manipulacji psychiką człowieka, podatności na sugestię, rozbudowania aspektów ogłupiającej sekty i pragnienia sprawowania kontroli nad ludzkimi umysłami. W dobie popularyzacji social mediów, natychmiastowego dostępu do informacji, obluzowania więzów bliskich relacji, wymuszonej szybkości życia, presji sukcesu, fałszywych autorytetów, oddalenia od wpajania cech indywidualności, człowiek, bez odpowiedniego wsparcia i zrozumienia, jakże często czuje się zagubiony, zdezorientowany i samotny. Niskie poczucie wartości, brak świadomości celu, głód akceptacji, czynią nas podatnymi na wpływy innych, zwłaszcza osób wykazujących się wielką charyzmą, osobistym urokiem, pozornie szczytnymi motywami. Autorce udało się frapująco poprowadzić przez te zagadnienia, ukazać ich skalę, skontrastować pobudki, wciągnąć odbiorcę powieści w sieć pozorów, kłamstw, fałszów i wybiegów. Z jednej strony wydaje się, że sami nie wpadlibyśmy w tak perfidnie zastawione pułapki zwyrodniałych umysłów, a z drugiej nic w końcu nie jest tak oczywiste, wyraźne i bezsporne, jak się na pierwszy rzut oka wydaje.
To moje czwarte spotkanie z twórczością Karin Slaughter ("Moje śliczne", "Ofiara", "Dobra córka") i kolejny raz pozostawiona zostaję z poczuciem satysfakcji czytelniczej. Odpowiadała mi kreatywność w scenariuszu zdarzeń, sensacyjne odwołania, sprytnie wytwarzany klimat napięcia, barwne portrety postaci, z wyczuciem prowadzone tempo akcji, a także przyjazna narracja, zgrabnie łącząca grę na emocjach z wyważonymi opisami i niedopowiedzeniami. Teoretycznie wiemy, dokąd zmierzają wątki, w jaki sposób będą się ze sobą przeplatać, ale i tak jest w tym element świeżości i zaskoczenia. Początkowo trzydziestoletnia Andrea, wydawała mi się przejaskrawiona, podejrzliwie przyglądałam się jej niepewności, kłopotliwym wahaniom, brakowi poczucia własnej wartości, ale z czasem to właśnie taka kreacji głównej bohaterki okazała się plusem thrillera. Jej niekonsekwencja i amatorskość pasowała do klimatu przedstawianej historii. Po cichu liczyłam na bardziej racjonalne i sprawiedliwe zakończenie, jednak w takiej odsłonie też wydaje się logiczne i właściwe. Jak bardzo zderzenie wyobrażeń o najdroższej naszemu sercu osobie z ponurą rzeczywistością kładzie się cieniem na postrzeganiu całego świata? Czy można wybaczyć wciągnięcie w życie oparte na ustawicznych tajemnicach i niedopowiedzeniach? Co dzieje się z człowiekiem, kiedy dowiaduje się, że poznane przez niego tożsamości innych nie są tymi prawdziwymi? Andrea odkrywa sekrety z przeszłości matki, jednocześnie wiele dowiaduje się o sobie samej, w moim odczuciu warto czytelniczo zaangażować się.
bookendorfina.pl
Swego czasu przeczytałam "Tryptyk" autorstwa Karin Slaughter, książkę oceniłam na siedem gwiazdek i pamiętam, że naprawdę mi się podobała, deklarując jednocześnie, że to nie koniec mojej znajomości z tą autorką i jej twórczością. Minęło ponad dwa lata i w moje czytelnicze łapki wpadła "Układanka" tejże pisarki i tu... totalne rozczarowanie. "Układanka" ukazała się dziewięć lat po "Tryptyku" i teraz mam dylemat, czy to mój czytelniczy odbiór aż tak się zmienił, czy pani Slaughter aż tak zjechała z poziomem swojego pisarstwa???
"Układanka" jest tak totalnie nudna, że chyba nudniejszy był tylko "Taniec z aniołem" ?ke Edwardsona. Postać Andrei to jakaś tragedia z jednej strony błyskotliwa, wie czego szuka i gdzie tego szukać, kombinuje niczym prawdziwy Sherlock Holmes. Z drugiej strony popadająca w jakieś dziwne stany stuporu i potrafiąca tylko dukać, jak mądra inaczej "co" i "ale mamo". Ja rozumiem, że autorka pewnikiem chciała uatrakcyjnić główną postać swojej książki, ale opowiadanie o jej, Andrei, życiu seksualnym, a raczej jego braku, w moich oczach wcale tej atrakcyjności nie przydaje, a tym bardziej nie wnosi niczego do głównego tematu książki
Jednym zdaniem, dużo ględzenia o niczym i zero napięcia. Kolejny dość ciekawy pomysł rozłożony na przysłowiowe łopatki, a szkoda. Nie odżegnuję się jeszcze od tej autorki, mam nadzieję, że jej "Układanka" to tylko gorszy "wypadek przy pracy", ale nie polecam.
Pewnego dnia, gdy Andrea je lunch z matką w restauracji, dochodzi do strzelaniny. Andrea jest sparaliżowana ze strachu, natomiast jej matka, Laura, zachowuje spokój. Właśnie ten spokój i fakt, że jej matka liczyła naboje, nie daje Andrei spokoju. Kolejne wydarzenia uświadamiają jej, że nie zna swojej matki. Interesująca, trzyma w napięciu.
To moje pierwsze spotkanie z twórczością Karin Slaughter i powiem szczerze, że jestem mile zaskoczona,.Autorka doskonale stworzyła główne bohaterki:matkę Laurę i córkę Andre, które poznajemy gdy obie znajdują się w "niecodziennej sytuacji".Od tej pory Andrea zdaje sobie sprawę,że zupełnie nie zna swojej matki.Okazało się, że Laura przez ponad trzydzieści lat ukrywała swoją poprzednią tożsamość.
"Układanka"to doskonały thriller trzymający w napięciu,to powieść, która nie tylko opowiada o poszukiwaniu ukrytej przeszłości ale i o zemście, żalu i obsesyjnej miłości.Jest to także w sumie doskonała prezentacja psychicznej władzy nad drugim człowiekiem.
Polecam jak najbardziej.
„Układanka” Karin Slaughter to ten typ powieści, która już od pierwszych stron porywa czytelnika intrygującą akcją. Wszystko zaczyna się od niepozornej sceny – matka i córka jedzą urodzinowy lunch i rozmawiają o przyszłości trzydziestojednoletniej jubilatki. Andy jest przeciętną kobietą, która nie ma pomysłu na przyszłość - mieszka w domu matki, nie ma oszczędności ani pomysłu na siebie. Jej nudne życie przewraca się do góry nogami, kiedy do restauracji wpada uzbrojony szaleniec, który zaczyna strzelać. Sparaliżowani strachem goście kulą się ze strachu za stolikami, modląc się, by to nie oni stali się kolejnym celem zamachowca. Tymczasem ranna matka Andy, drobna logopedka, staje w obronie córki, spektakularnie rozbraja napastnika i go zabija…
Andrea jest w szoku, nie może uwierzyć, że jej stateczna rodzicielka odważyła się obezwładnić i zabić niebezpiecznego mężczyznę. Tymczasem rozpoczyna się śledztwo, a Laurą i jej niezwykłym wyczynem zaczyna interesować się FBI. Zachowanie zrównoważonej do tej pory kobiety gwałtownie się zmienia. Laura kategorycznie zabrania córce rozmów z policją, staje się oschła i dość obcesowo każe Andy natychmiast wyprowadzić z domu. Trzydziestojednolatka jest zagubiona z powodu nagłej zmiany zachowania mamy oraz czuje się odtrącona, na swoje nieszczęście zwleka z wyprowadzką i staje się świadkiem przerażającej sceny. Okoliczności zmuszają Andy do natychmiastowej ucieczki. Podążając za wskazówkami pozostawionymi jej przez matkę kobieta przemierza Stany Zjednoczone, by odkryć szokującą prawdę o przeszłości Laury.
Akcja „Układanki” rozgrywa się na dwóch planach czasowych – wydarzeń rozgrywających się w teraźniejszości i bardzo ciekawych reminiscencji, które przenoszą czytelnika do roku 1986. Na główną część powieści składa się historia Andy, jej ucieczki, prób odkrycia tajemnic matki oraz przyspieszonego procesu dojrzewania emocjonalnego, który musi przejść mocno gapowata bohaterka. Andy jest niestety postacią bardzo irytującą i trudno ją polubić – jest niezaradna życiowo, często zachowuje się jak beksa, pozwala sobą manipulować i przez ogromną część fabuły zachowuje się jak osoba lekko upośledzona. Nie takiego typu głównego bohatera spodziewa się na ogół czytelnik sięgający po thrillery. Odniosłam wrażenie, że opowieść dotycząca Andy jest jedynie pretekstem do przedstawienia innej, o wiele ciekawszej i bardziej złożonej historii. Jest swoistego rodzaju klamrą, dzięki której pisarka mogła elegancko domknąć wątki i wydarzenia, które rozgrywały się w przeszłości.
Najmocniejszą stroną tego tytułu nie jest historia rozgrywająca się w teraźniejszości, lecz właśnie naładowane akcją, tajemnicą i mnóstwem wątków psychologicznych oraz społeczno-obyczajowych fragmenty przenoszące czytelników do roku 1986. To w nich kryje się główny wątek powieści i to one wyzwalają podczas lektury największe emocje – właśnie dla tych części warto przeczytać „Układankę”.
Karin Slaughter zabiera nas do posępnych, mrocznych przestrzeni, do których inni pisarze nie ośmielają się wkraczać... Jest jedną z najbardziej...
Współczesna Atlanta, stolica amerykańskiego Południa. Faith Mitchell agentka federalna pracująca w Biurze Śledczym Georgii, wraca spóźniona do domu...
Tak wyglądał ich związek przez sześć lat. Przyciąganie i odpychanie. Wir. Jo-jo. Rollercoaster. Wielbiła go. Gardziła nim. Niszczył ją. Był jej słabością. Stawiał ja przed wyborem: wszystko albo nic.
Więcej