Piotr wraca do rodzinnego miasta, aby przygotować do wynajmu mieszkanie pozostawione przez jego niedawno zmarłą matkę. Będzie musiał się zmierzyć nie tylko z bólem straty, ale także z duchami przeszłości. Trzynaście lat temu doszło tu do tragedii, której echa nie cichną do dzisiaj.
Co wydarzyło się wówczas na śląskiej prowincji? Dlaczego, pomimo upływu lat, miejscowa stacja wciąż przeraża Piotra?
W tym miejscu nikt nie może żyć, nie będąc jednocześnie skażonym piętnem przeszłości. Zło rodzi zło. Krzywda rodzi krzywdę. A stara stacja ma swoje tajemnice, za odkrycie których zapłacić można tylko szaleństwem lub krwią.
Wydawnictwo: b.d
Data wydania: 2020-11-18
Kategoria: Horror
ISBN:
Liczba stron: 322
Tytuł oryginału: Stacja
Język oryginału: polski
"Jest tylko jedna szlachetna rzecz, którą może zrobić człowiek przyparty do muru przez życie i zawarte w nim zło - zrezygnować z niego na własnych warunkach"
Opowieść zaczyna się spokojnie, wręcz nostalgicznie i jakiś czas tak sobie biegnie i nic nie zapowiada tego co dalej, a już na pewno, takiego zakończenia.
Piotr przyjeżdża do swojego rodzinnego miasta, by uporządkować rzeczy po zmarłej niedawno matce. Banalna sprawa, prawda ? Nie ma kto tego zrobić, ponieważ ojciec Piotra mieszka w Australii, a innej bliższej rodziny w pobliżu zabrakło. Piotr bardzo niechętnie, ale w końcu podejmuje się tego przykrego obowiązku. Wraca więc do miasta swego dzieciństwa, a czytelnik mu skrupulatnie w tej podróży towarzyszy.
Dorosły już teraz mężczyzna opowiada więc o mieście, w którym się urodził i spędził dzieciństwo, o czasach, jak twierdzą niektórzy, słusznie minionych, w których wtedy przyszło mu żyć i chodzić do szkoły. Oraz o "tym" jedynym miejscu, które było wtedy w każdym z takich miast. Miejscu, gdzie dorośli bali się zaglądać, a młodzież i ta starsza i ta młodsza też, miały swoją "bazę". Tam się popalało pierwsze fajki, pociągało z butelek, czy puszek pierwsze wątpliwej jakości sikacze. Tam robiło się wszystko, co było ogólnie społecznie zakazane, niedopuszczalne i niewłaściwe.
I to właśnie w takiej chwili, w takim miejscu po raz pierwszy w tej opowieści powiało strachem, a nawet niewielką jeszcze grozą. Potem napięcie narasta, mimo że akcja wcale nie przyspiesza. Czasami można nie do końca się orientować, co wydarzyło się naprawdę, a co było tylko koszmarnym snem Piotra.
Książka mi się bardzo podobała, doznałam przy jej czytaniu sporo różnych wrażeń i odczuć. Od nostalgii za moim miastem rodzinnym i "tym" miejscem ?, po narastający strach przed niewiadomym, aż po zakończenie i zatrwożenie takim właśnie zakończeniem.
"Antychryst" – nawiązując do klasyków dystopii – zabiera nas do futurystycznego świata, w którym bardzo nie chcielibyśmy się znaleźć, ale niewykluczone...
Dwójka nowych znajomych postanawia... rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady. Szybko jednak okazuje się, że ich podróż niewiele będzie miała wspólnego...
Przeczytane:2024-03-10,
Złe miejsce
Jeśli szukacie opowieści, która otuli was jak ciepły kocyk, niesie z sobą nadzieję na lepsze jutro albo będzie niczym kolorowy plasterek osładzający ból szarej rzeczywistości, to n i e t e n a d r e s. Wy szukający otuchy, zdecydowanie nie macie tutaj czego szukać. Z każdego zdania „Stacji” wyziera bowiem spotworzenie i gniew, emanuje beznadzieja, degrengolada, brzydota i smutek istnienia. Po prostu ohyda. Ale jaka piękna… bo „Stacja” oprócz tego, że „boli po zmysłach”, to pod wieloma względami utwór znakomity.
***
Piotra poznajemy, gdy przyjeżdża do rodzinnego miasta by uporządkować mieszkanie po zmarłej niedawno matce. Nie, nie był na jej pogrzebie. W kilku wstępnych przebłyskach dowiadujemy się, jak wyglądają jego relacje rodzinne i jaki ma stosunek do brzydoty otaczającego go świata. To wystarczy, by unurzać nas w melancholii daremności i zarazić nas samoudręczeniem bohatera. Wyczuwamy także, że pod maską ponurej obojętności czai się podszyty lękiem opór, wyraźna niechęć powrotu. To z czego wynika, przechodzi jednak wszelkie nasze wyobrażenia.
Piotr nie tylko relacjonuje nam bieżące wydarzenia. Zabiera nas także w przeszłość. Do świata, w którym obudziły się plugawe demony. Do dnia, w którym los jego i jego przyjaciół został przypieczętowany. Do pamiętnego wypadu, gdy poszli pić całą paczką na opuszczoną stację, gdzie po raz pierwszy wyczuł czyhające na nich zło i zrozumiał, że nie są niezniszczalni. Do momentu nieuniknionej inicjacji, która wypaczyła mu, przetrąconą już i tak, rzeczywistość.
Odtąd zimna łapska przeznaczenia wypełzającego ze zdewastowanej Chomiczówki, trzymają go w żelaznym uścisku. Czyniąc go, dorosłego, sumą zdarzeń o tyle odrzucających, co dojmujących nieuchronnością i smutnych. Piotra nadwrażliwego i przegranego. Piotra, który wie.
Bo jest Ona. Jej głos. Czekała na niego tyle lat i w końcu do niej wrócił.
***
„Stację” zaludniają widma ludzi wyplutych w ramiona wrogiego im świata, skazanych na katastrofę, bez prawa do odwołania. Obecna tutaj beznadzieja prowincji - estetyka której autor nie próbuje ani normalizować ani romantyzować - odciska na każdym z bohaterów swoje piętno, czyniąc ich postaciami poranionymi, na wskroś tragicznymi. To miejsce wyraźnie popękane, „hodujące” równie jak ono popękane jednostki. Zamiast świetlanej przyszłości jedyne na co można tutaj liczyć, to wegetacja, brodzenie po kolana w cuchnącej rozkładem mieliźnie i brutalne zderzenie naiwności z wulgarnością. Szczęście nie ma tutaj prawa bytu. Jeśli ktoś ośmieli się mieć chociaż jego namiastkę – nastoletnią miłość, swoją paczkę, malucha w garażu - to szybko zostanie sprowadzony do parteru. Nic dziwnego, że atmosfera „Stacji” jest zawiesista, przyciężkawa, a zetknięcie z literacką materią powieści Majchrzaka jest doznaniem nieprzyjemnym.
Owa nieprzyjemność, to w tym konkretnym przypadku żaden zarzut. To atut opowieści o dzieciństwie naznaczonym pesymizmem, w którym pozostaje tylko miejsce na tęsknotę. Potem o nastolęctwie, zbuntowanym, wkurzonym i ocierającym się o szaleństwo, gdy dociera do ciebie, że nic nie możesz, że nic na ciebie nie czeka. Na końcu o tym, że nie ma ucieczki, że możesz tylko do us*anej śmierci karmić potwora – dosłownie i w przenośni. To bolesna świadomość, którą łatwiej wyprzeć niż wziąć się z nią za bary. Trudno więc oczekiwać od lektury skupiającej się na ponurości istnienia, by była milusia.
Można odczytać powieść Majchrzaka, jako pamiętnik zaburzonego dzieciaka, z którego wyrósł jeszcze bardziej zaburzony dorosły, możemy także oddać rację nadnaturalnej naturze zdarzeń, uznać, że są miejsca, w których zło kąsa dotkliwiej. Możemy także wejść głębiej i spojrzeć na nią, jak na – jakże trafną - diagnozę rzeczywistości, zmarnowanej, porzuconej dotkniętej przez smutek, melancholię i samotność. „Stacja”, to z całą pewnością weird zaangażowany, horror mocno osadzony w sytuacji polityczno-społecznej. I to w tej warstwie, odartej ze złudzeń, pokazanej nam w całej jej brzydocie, tkwi najprawdziwsza groza. Od nas zależy, jaki jej wymiar do siebie dopuścimy.
Podsumowując, książka przypadnie do gustu tym, którzy nie szukają w literaturze prostej rozrywki, fanom thrillerów psychologicznych (ale nie pop-thrillerów) i nieoczywistej grozy.
P.S. Książka trafia do mnie także na innym poziomie. Jak wielu czytelników przede mną i jak wielu po mnie, odnalazłam w tej historii cząstkę siebie. Jestem dzieckiem wczesnych lat osiemdziesiątych (więc starsza niż bohater) i jestem Ślązaczką (akcja powieści mogłaby się rozgrywać w każdym innym zdeptanym i zaniedbanym systemowo miejscu, to jednak, że wszystko dzieje się na Śląsku nadaje jej szczególnego wyrazu – przynajmniej dla mnie). Oczywiście, że miałam „swoją” paczkę i chodziliśmy często w zakazane miejsce. W naszym przypadku była to porzucona budowa (podobno miała być szkoła). Wiecie: rowy z brudną wodą, gdzie pływało się na „tratwach”, wydzierane z łap człowiekowi przez naturę fundamenty, na których (i pomiędzy którymi) bawiliśmy się m.in. w ganianego, wystające z ziemi kable i pręty, na których nie raz, ktoś prawie lądował. Nam się jednak udało przetrwać to dzieciństwo. Zadrapania, siniaki, żwir pod skórą. Żadne wielkie halo. „Moje” miejsce było chyba mniej wrogie i mniej bezduszne lub czas nie dał się w nim na długo zatrzymać.
P.S 2 Majchrzak w posłowiu stwierdził, że „Stację” cechuje pewna debiutancka naiwność. Jeśli tego typu powieści określa się naiwnymi, to ja chcę by każda, po którą sięgam była naiwna.
[współpraca barterowa]