Na poszukiwanie mitycznej „szczeliny jeleniogórskiej” – schowka z czasów II wojny światowej, w którym ponoć Niemcy ukryli złoto, biżuterię, brylanty, dzieła sztuki itd. – wyruszają bracia Czarnowscy, Maks i Patryk, wraz z żonami, Edytą i Dorotą. Od lat Czarnowscy hobbystycznie zajmują się eksploracją, licząc także na rychłe wzbogacenie się. Zdobyte przez nich informacje lokują „szczelinę” w starej sztolni kobaltu w Górach Izerskich. O tej lokalizacji informację ma też Justus Schwarz, obywatel RFN, który wraz z polskim wspólnikiem, Marianem Boryczko, ruszają na poszukiwania. W Góry Izerskie wyrusza także Jacek Sulima, dziennikarz miesięcznika zajmującego się tropieniem tajemnic i zagadek z czasów II wojny światowej. Aby rozwiązać tajemnicę skrywaną przez „szczelinę jeleniogórską” będą musieli pokonać nie tylko ekstremalne warunki pogodowe, ale także zmierzyć się z nietypowymi mieszkańcami Gór Izerskich, o których istnieniu nie mieli pojęcia. Kiedy się już dowiedzą, będzie za późno i niektórym przyjdzie zapłacić wysoką cenę.
Wydawnictwo: Wydawnictwo Psychoskok
Data wydania: 2017-10-05
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 538
"Jest czas szukania i czas tracenia".
Jolanta Maria Kaleta łącząc ze sobą przygodę, grozę, sensację i historię, zaprasza do świata pełnych niebezpieczeństw Gór Izerskich, w których pasja przeradzająca się w chorą fascynację, buduje klimat pełen napięcia. Nie sądziłam, że literackie rozwiązywanie zagadek z przeszłości może być aż tak wciągające i przy tym niebezpieczne. Ta książka to prawdziwa pułapka emocji, które musicie poczuć.
Jolanta Maria Kaleta to wrocławska pisarka, z wykształcenia historyk i politolog, znana głównie z powieści sensacyjnych, których akcja dzieje się we Wrocławiu lub na Dolnym Śląsku. Jej książki nawiązują do nieodkrytych tajemnic naszej historii. Autorka pracowała we wrocławskich muzeach, oraz uczyła w szkołach średnich historii i wiedzy o społeczeństwie. Jest miłośniczką górskich, pieszych i rowerowych wędrówek oraz kocha zwierzęta.
Czasy współczesne, okolice świąt Bożego Narodzenia. Dwie pary, czyli bracia Czarnowscy ze swoimi żonami, przyjeżdżają na Dolny Śląsk, do Gór Izerskich, by odnaleźć legendarną "Szczelinę Jeleniogórską" skrywającą skarby ukryte przez Niemców. W tym samym czasie w górach pojawia się także dziennikarz Jacek Sulima oraz Justus Schwarz - obywatel RFN wraz ze swoim wspólnikiem, Marianem Boryczko. Bohaterowie nie spodziewają się, że wpadną w zastawioną na nich pułapkę.
Jolanta Maria Kaleta po raz kolejny nie zawiodła moich czytelniczych oczekiwań, bowiem swoją najnowszą książką zaserwowała mi pełen wachlarz emocji oraz niezwykłą przygodę, jaką była możliwość eksplorowania Gór Izerskich wraz z bohaterami. Fabuła "Pułapki" została utrzymana w podobnej konwencji, co poprzednie książki autorki, czyli w obszarze tropienia tajemnic ukrytych na Dolnym Śląsku i jestem z tego stanu rzeczy niezwykle zadowolona. Zupełną nowością jest natomiast dla mnie fakt, iż akcja książki dzieje się w roku 2011, a nie w czasach PRL-u, do czego autorka zdążyła już przyzwyczaić czytelników swojej twórczości.
Wrocławska pisarka w najnowszej powieści, z wyczuwalną nutą fantazji, dotyka tematu osławionej, mitycznej "Szczeliny Jeleniogórskiej", której istnienia do tej pory nie udowodniono. Miejsca, w którym podobno Niemcy ukryli zrabowane podczas wojny, biżuterię oraz dzieła sztuki. Otóż dwie ekipy eksploratorów próbują odnaleźć tę szczelinę, nie wiedząc o tym, że los zgotował dla nich nie lada pułapkę. Myślę, że dla wielu czytelników wątek ten stanowić będzie doskonały wstęp do dalszego zgłębiania tego niezwykle intrygującego tematu.
Jestem zaszczycona możliwością przeczytania tej książki na długo przed jej premierą. Jestem także zaszczycona możliwością napisania do niej rekomendacji na okładkę. Powieść tę przeczytałam z niesłabnącą ciekawością w jeden wieczór, także z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że każda, kolejna książka Jolanty Marii Kalety to gwarancja wysokiego poziomu literackiego, warsztatowego i merytorycznego. Koniecznie przeczytajcie "Pułapkę".
Jest czas szukania i czas tracenia… (s. 120)
Do tej pory nie znałam żadnej powieści Jolanty Marii Kalety, ale Pułapka to zmieniła. Mogłabym rzec, że wpadłam w pułapkę. Świąteczną pułapkę.
„Te wzgórza kryją w sobie jakiś potencjał skarbowy, nie można wykluczyć…” – przemknęło mu przez myśl. (s. 180)
Taka myśl o Wzgórzach Buchholza przemknęła Jackowi Sulimie, redaktorowi miesięcznika „Tropiciel”, które zajmuje się rozwiązywaniem tajemnic i zagadek z drugiej wojny światowej na Dolnym Śląsku. Dziennikarz został wysłany przez swego naczelnego w Góry Izerskie, aby zająć się tematem szczeliny jeleniogórskiej i wyjaśnić sprawę nieznanego zwierzęcia zostawiającego tropy, które zabija i kradnie zwierzęta domowe.
Sprawdzimy coś za jeden. Ryś, pies czy czupakabra. (s. 324-325) Sulima
Wielu okolicznych mieszkańców uważało, że to tajemnicza bestia rodem z Ameryki Południowej – czupakabra. Inni mówili o wielkim rysiu czy o zdziczałym psie. Sprawa nie jest łatwa. Lecz bardziej skomplikowana i mająca znacznie dłuższą hitorię, nie wspominając o ilości ofiar:
Od lat ludzie gadali, że na Tłoczynie […] miał istnieć schowek z poniemieckimi skarbami. Ponoć jakaś szczelina czy cóś. Od czasu do czasu jacyś przyjeżdżają i szukają z tymi wykrywaczami metalu, czy jak to się tam nazywa. (s. 189)
Ponoć w górach Niemcy tuż przed zakończeniem wojny ukryli wielkie skarby, które do tej pory nie zostały odnalezione, a przynajmniej nikt nie pochwalił się sukcesem. Nic dziwnego, że modnym zajęciem stała się eksploracja gór. Amatorami eksploracji są bracia Maks i Patryk Czarnowscy oraz ich żony. Do nielegalnych poszukiwań szczeliny przygotowują się od dłuższego czasu. Termin został wyznaczony przez Maksa na Boże Narodzenie. Na bazę wynajął starą gajówkę stojącą na Mokrej Przełęczy. O „bajecznych skarbach” w mitycznej szczelinie jeleniogórskiej dowiedział się także Niemiec Justus Schwarz, który na poszukiwania rusza ze wspólnikiem Marianem Boryczko.
Rajski krajobraz wokoło, a w sercach piekło. (s. 309)
Czarny Las i Czarcie Skały robią wrażenie na ludziach. I to skrajne. Krajobraz iście bajkowy – biel skrzącego się śniegu, strzeliste świerki stojące jeden przy drugim, wzgórza i hulający wiatr. A na niebie niezwykły spektakl – pięć planet ustawionych w szeregu promieniowało zimnym blaskiem. Były to: Merkury, Wenus, Mars, Saturn i Jowisz. Taka wielka koniunkcja zdarzała się rzadko. W trakcie jej trwania dochodziło do różnych niewyjaśnionych i dramatycznych zjawisk… Inne wrażenie Czarcich Skał to lęk, przerażenie, uciekanie, walka o przetrwanie, walka o życie.
To przecież on wpędził ich w tę pułapkę. Świąteczną pułapkę. (s. 347-348)
Tytułowa Pułapka to odludne miejsce, w którym znalazła się rodzina Czarnowskich. Ale w powieści czytelnik znajdzie jeszcze inne „pułapki” – te dosłowne i bardziej metaforyczne. Co dla człowieka może stać się pułapką? Co może w nią wpędzić? Czy da się z niej wyjść? Jeśli tak, to w jaki sposób? Warto się zastanowić w trakcie lektury, czy my sami nie tkwimy w jakiejś pułapce, choćby pułapce uczuć…
„Czarny Las, psiakrew. Zachciało ci się tajemnic, to masz, durniu”. Poczuł na karku przykra gęsią skórkę. (s. 244)
Tajemnice kusiły ludzi i będą kusić nadal. Ta powieść też kusi ukrytymi w niej tajemnicami, zagadkami czekającymi na rozwiązanie. Mnie skusiła, jednakże muszę przyznać, że na początku ciężko mi się czytało. Dogłębne poznanie rodziny Czarnowskich okazuje się słuszne w dalszej części powieści, lecz jest kilka dłużyzn, które nic nie wnoszą do akcji, tylko niepotrzebnie ją rozciągają. Dopiero „Część druga” wciągnęła mnie w wir wydarzeń, a przepadłam w dalszych dwóch częściach. Przygoda zimą, gdy temperatura spada do -20 stopni, to już nie jest zabawa, zwłaszcza gdy wkoło są dzikie zwierzęta, a w leśnym mroku czai się niebezpieczeństwo. W powietrzu czuć grozę, panuje dziwna, napięta atmosfera. A na dodatek ktoś strzela…
Autorka napisała ciekawą powieść przygodową dla dorosłych z elementami grozy, sensacji i kryminału. Ciekawą fabułą przykuła uwagę czytelnika, zaserwowała mu różne emocje, ukazała inne oblicze świąt Bożego Narodzenia i ukoiła pięknymi, zimowymi krajobrazami, choć też pokazała groźne oblicze zimy, potęgę natury. W kilku momentach zaskoczyła mnie zwrotami akcji i rozwiązaniami poszczególnych wątków, lecz zakończenie… pozostawiła wyobraźni czytelnika. Zabrakło mi dosłownie 2-3 zdań do postawienia kropki nad i. Ot, taka pułapka dla wyobraźni czytelnika!
Ostatnio kopanie jest w modzie. (s. 133)
Wybierzcie się razem z Jolantą Marią Kaletą i jej bohaterami na poszukiwanie poniemieckich skarbów w Góry Izerskie. Przynajmniej literacko. Warto przeżyć taką przygodę, nie wychodząc z domu. Szczególnie wtedy, gdy zima i Boże Narodzenie za pasem…
Przed kłamstwem nie uchroni nawet przysięga, a przed demonami i siłami nieczystymi nie ocali nowy Bóg... Po śmierci Zbigniewa Bolesław Krzywousty przejmuje...
„Operacja Kustosz” to powieść sensacyjna, w której Autorka sięgnęła po solidną garść faktów z przeszłości – tej dawnej, z czasów II wojny...
Ocena: 4, Czytam,
Choć z twórczością Jolanty Marii Kalety spotykam się już od dobrych kilku lat, przyznam szczerze, że nie od samego początku stałem się jej wiernym fanem. Od pewnego czasu - bodajże od przeczytania „Złota Wrocławia” - stwierdziłem, że po każdą kolejną powieść autorki mogę sięgać bez żadnego zastanawiania, wiem bowiem, że moje oczekiwania nie zostaną zawiedzione. Swoimi ostatnimi powieściami „Testament templariusza" i "RIESE. Tam gdzie śmierć ma sowie oczy", Kaleta jak najbardziej te oczekiwania spełniła. W trakcie ich lektury stwierdziłem, że zdecydowanie rozwinęła swój warsztat pod względem konstrukcji całej fabuły, a także budowania osobowości swoich bohaterów.
Autorka, jako popularyzatorka Dolnego Śląska oraz tajemnic z nim związanych, oddając czytelnikowi swoją najnowszą produkcję, przenosi go w przepiękne Góry Izerskie, pośród których, wraz z bohaterami, odkrywał będzie kolejne niezgłębione sekrety tego wspaniałego regionu i poszukiwał ukrytych, legendarnych depozytów III Rzeszy. W powieści zatytułowanej „Pułapka”, pisarka zdecydowała się na wprowadzenie do fabuły elementów grozy, co moim zdaniem wyszło jak najbardziej korzystnie i dało pożądany efekt w gatunku powieści grozy, w którym Jolanta Maria Kaleta postawiła swoje pierwsze kroki. Należy oczywiście wyjaśnić, że nie jest to groza, jakiej oczekiwałby czytelnik po powieściach Stephena Kinga. Moim zdaniem to groza subtelna, podszyta nawet elementami humorystycznymi, co oczywiście w żaden sposób nie wpływa negatywnie na odbiór tekstu. Przeciwnie, pisarka skonstruowała „Pułapkę” w taki sposób, który zadowoli każdego z jej stałych odbiorach, zapewni także miłe chwile rozrywki czytelnikowi, który z jej twórczością zetknie się pierwszy raz. Zapewniam, że w powieści tej ławo znaleźć inspirację do odkrywania Dolnego Śląska, na terenie którego jest jeszcze tak wiele do odkrycia. „Pułapka” może stać się także iskierką, która zainicjuje pierwsze podróże po tym historycznym regionie. A może to Tobie, czytelniku, uda się odkryć legendarną Szczelinę jeleniogórską i zapewnić sobie doskonała przygodę oraz napisać dalszą część historii związanej z tajemnicami III Rzeszy i jej skarbami ukrytymi na tym terenie?