Aaron nie jest złym chłopakiem. Po prostu jest inny... Osierocony w dzieciństwie, porywczy i skłonny do niezrozumiałych zachowań. Samotnik i outsider. Po latach tułaczki znalazł wreszcie swoje miejsce w domu Toma i Lori Stanley. Teraz stara się żyć tak samo jak inni ludzie. Jednak nie jest człowiekiem. W wigilię osiemnastych urodzin zaczyna śnić. Widzi pole bitwy, chaos, powalane kurzem zbroje, wzniesione miecze. Krew. Słyszy szczęk broni, nienawistne okrzyki, jęki konających. I łopot ogromnych skrzydeł przysłaniających burzowe niebo. Zrodzony z anioła i śmiertelnej kobiety, Aaron jest nefilimem. Istotą wstrętną Bogu i ostatnią nadzieją upadłych... Wyrok na niego już zapadł! Tropem Aarona podąża dowódca boskich Potęg, Verchiel. Cel uświęca środki. W tej wojnie nie będzie jeńców. Pierwszy tom tetralogii znanego autora komiksów i scenarzysty, Thomasa Sniegoskiego, wciągająca historia walki pomiędzy śmiertelnikami, upadłymi i boskimi Potęgami. Na podstawie serii powstał serial telewizyjny, a książki doczekały się kilku reedycji.
Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: 2010-11-25
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 318
Tytuł oryginału: The Fallen
Tłumaczenie: Tomasz Illg
Sniegoski znany jest raczej ze swej działalności komiksowej (Wolverine, Punisher, Batman, Hellboy itd.) Okazało się jednak, że jego nazwisko rzuciło mi się w oczy przez przypadek w zupełnie mniej spodziewanym miejscu. Gdy tylko zobaczyłam okładkę, opis i tytuł książki wiedziałam, że nie mogę jej nie przeczytać.
Aaron od lat błąkał się po rodzinach zastępczych- do momentu aż znalazł miejsce które może nazwać domem. Jego przybrani rodzice, upośledzony brat i ciągle opychający się labrador to więcej niż kiedykolwiek marzył. W dniu osiemnastych urodzin zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Aaron rozumie inne języki, nie tylko ludzkie ale i zwierzęce, w nocy nawiedzają go dziwne koszmary. Okazuje się, że jest Nefilim- istotą powstałą z ludzkiej kobiety i anioła. Jego niespotykana moc sprawia, że brany jest za Wybrańca o którym mówiła przepowiednia wieki temu. Aaron jednak nie może skupić się na pogodzeniu się ze spotykającymi go zmianami, ponieważ Verchiel dowódca Anielskiej Straży poprzysiągł wyeliminować wszystko co jest obrazą Stwórcy.
Wstęp do książki powalił mnie na kolana. Lekko psychodeliczny klimat, kompletny chaos i dezorientacja sprawiły, że moje nadzieje w stosunku do książki zostały spotęgowane. Jednak strona po stronie przekonałam się, że otrzymałam trochę coś innego niż chciałam.
Wiedziałam, że to młodzieżówka, nie ma co ukrywać. Ale nawet wśród młodzieżówek podział na lepsze i gorsze jest nieunikniony a w tym wypadku mam wrażenie, że strzałka zatrzymuje się pomiędzy tymi dwoma pojęciami z lekką tendencją do opadania w dół.
Niby wszystko jest dobrze skonstruowane, niby na pierwszy rzut oka wszystko jest tak jak w wielu innych książkach. Ale może właśnie tu leży problem? Nefilim jest tak szablonowe, że gdyby zamienić nazwiska bohaterów można by pomylić ją z masą innych podobnych pozycji. Ot, główny bohater który jest osobą o dość specyficznym charakterze budzi się pewnego dnia by odkryć w sobie moc, dowiaduje się, że jest Wybrańcem który ma coś/ kogoś zbawić. Mimo, przeciwności losu i własnemu sceptycyzmowi krok po kroku rozwija się by w końcu spełnić pokładane w nim nadzieję. Nic odkrywczego prawda?
Cieszyło mnie, że główny bohater nie jest w końcu ckliwą nastolatką a otrzymałam… Ckliwego nastolatka. Który na widok dziewczyny sztywniej ze stresu, który do optymistów nie należy ale który ma w sobie coś takiego co przyciąga do niego ludzi.
Powieść ta ma w sobie jednak parę rzeczy które sprawiają, że mimo wszystko czytanie sprawia nam przyjemność. Po pierwsze- przybrany brat Aarona. Chłopiec z autyzmem był czymś tak wyjątkowym, że mimo wszystkich obiekcji po skończeniu tomu pierwszego sięgnęłam po kolejny. Po drugie- zakończenie. Autor zdobył się na odważny manewr który rzadko można spotkać w typowym młodzieżówkach, a zdecydowanie częściej w komiksach.
Książka ma ledwie 400 stron, a część z nich poświęcona jest opisem wydarzeń mało ważnych która zupełnie nie ma przełożenia na kolejne wydarzenia. Coś takiego wybaczam gdy tom bardziej przypomina tomiszcze i autor ma miejsce do rozwodzenia się o czymkolwiek chce. W krótszych powieściach preferuję raczej zwięzłość i konkrety…
Summa summarum nie jest to książka tragiczna, nie jest też niestety wybitna. Lawiruje między jednym i drugim nie dając się zaszufladkować w żadnym konkretnym miejscu. Na pewno jest przyjemną mało wymagającą książką na wieczór, jednak mam dziwną pewność, że za rok zapamiętam okładkę (naprawdę efektowną) ale nie będę miała pojęcia co znajduje się w środku.
Niewątpliwym atutem jest sam wstęp do powieści - mocny i krwawy, przyprawiający o szybsze bicie serca, choć czytelnik jeszcze nie wie o czym będzie czytał. Cała historia dość spójna, mimo pewnych nie do końca wiarygodnych szczegółów. Obraz anielskich puchatych golasków z białymi pierzastymi skrzydełkami został całkowicie przekreślony i podeptany. Tutaj anioły są wojownikami i to bezwzględnymi! A życie Aarona jest zagrożone - zresztą nie tylko jego.
Nadszedł czas ostatecznego starcia pomiędzy Aaronem, Nefilimem z przepowiedni, tym, który może przynieść upadłym odkupienie, a chorym z nienawiści Werchielem...