Co wspólnego mają ze sobą zwój chińskiego malarstwa i zdjęcie wykonane przez paparazziego, albo paleolityczny pięściak i video art.? W tej opowieści o sztuce Julian Bell ukazuje procesy, jakim podlega artystyczna doskonałość człowieka na przestrzeni tysiącleci.
Ludzie na całym świecie zawsze przejawiali potrzebę tworzenia sztuki, począwszy od pierwszych impulsów wiodących człowieka do budowania form z surowych materiałów aż po współczesne instalacje powstające w przestrzeni galerii. Style i okresy przychodziły i odchodziły, ale wciąż na nowo można odkryć intrygujące związki między pozornie niemającymi ze sobą nic wspólnego z tradycjami. Bell, który sam jest malarzem, przedstawia wiele przykładów – znanych i mniej znanych - za pomocą których dowodzi, ze sztuka jest wytworem naszego wspólnego doświadczenia: ujawnia kondycję ludzką i najbardziej fundamentalne zainteresowania kulturowe. Unikając szlaku wytyczonego przez wcześniejsze historie sztuki. Bell wybrał perspektywę globalną i przedstawił wiele nieoczekiwanych zestawień, które będą dla czytelnika zarazem wyzwaniem i źródłem nieoczekiwanych odkryć: brązowe posągi z południa Indii, romańskie rzeźby, barokowe sklepienia i perskie manuskrypty omawiane są równolegle, jako niezwykle świadectwa uniwersalnego, twórczego instynktu człowieka.
Bell, erudyta wyposażony w wiedzę czynnego artysty i obdarzony umiejętnością barwnego opisu, scala rozmaite wątki w żywo napisaną, klarowną opowieść będąca frapującym rozwinięciem tradycyjnie ujmowanej formy historii sztuki.
Julian Bell, syn artysty i krytyka Quentina Bella, urodził się w 1952 roku. Mieszka w Lewes, East Sussex, wykłada historię i teorię sztuki w City & Guilds of London Art School. Jest malarzem, a jego obrazy prezentowane były na wielu wystawach. Pisuje recenzje o sztuce i o książkach dla „London Review of Books”, Times Literary Suplement”, New York Review of Books” i „Guardiana”. Jest autorem głośnej książki “what is Painting?. Recenzja Piotr Sarzyńskiego w Polityce nr 42, 17.10.2009 r.
Nieco nowa historia
Z tą podkreśloną w podtytule nową historią sztuki to oczywiście przesada. Julin Bell, brytyjski historyk i malarz, nie wymyśla niczego, co by kazało zupełnie przewartościować nasze spojrzenie na przeszłość malarstwa czy rzeźby. Rzecz raczej w – a to już naprawdę sporo – oryginalnym, autorskim rozłożeniu akcentów, w nieoczekiwanych skojarzeniach, niekonwencjonalnych zestawieniach prac, kierunków czy twórców. Rzeczywiście więc czytelnik może mieć poczucie pewnej świeżości spojrzenia I daje się wciągnąć w zaskakujące rozważania autora. Tym bardziej że Bell posługuje się językiem przyjaznym odbiorcy, daleko mu do napuszonych wykładów akademickich, a rozrzucone tu i ówdzie bon moty, niekiedy na granicy poezji, wręcz zasługują na zapisanie w kajeciku i cytowanie w towarzystwie (np. „sławę zapewniła Tycjanowi swoista wyważona wściekłość” lub „arcydzieło seksualno-mechanicznego absurdu” – to o jednej z prac Duchampa). To jednak, co mnie w tej publikacji urzekło najbardziej, to dobór ilustracji. Bell i tu prowadzi nas przez sztukę po swojemu, często odwołując się do dzieł mniej znanych, niemal nieznanych lub – niesłusznie – lekceważonych. A to pozwala nie tylko czytać, ale i oglądać tę książkę z niemal niesłabnącym zainteresowaniem.
PrzedmowaLudzie opowiadają historie i ludzie wykonują przedmioty, które zadziwiają oczy. Czasami ich historie dotyczą tych właśnie przedmiotów. Taki typ narracji, zwany historią sztuki, powstaje zwykle, gdy ktoś wyobraża sobie, że jest kimś zupełnie innym, w innych czasach i przygląda się temu, co wykonały wtedy czyjeś ręce. Historycy sztuki raz po raz próbują wyjaśnić, skąd wzięły się zmiany w sposobie wytwarzania przedmiotów i czym się one różnią w kolejnych okresach historycznych i w oddalonych od siebie miejscach. Ta książka ma podobny cel.
Jednak tego typu opowieść ma pewien wrodzony mankament: dzieło sztuki zabiega o naszą uwagę i koncentruje ją na sobie: historia sztuki natomiast goni dalej i dalej, zmusza do budowania drogi przez zamki wyobraźni. Dlatego w ogólnym przeglądzie dziejów sztuki, takim jak ten, zawsze pojawia się wyczuwalne i nieznośne napięcie, ponieważ opowiadający i słuchający są właściwie stale dręczeni pragnieniem, aby zatrzymać się przy czymś trochę dłużej i przyjrzeć się nieco dokładniej.
Czemu więc upierać się przy takim systemie przekazu? Spróbuję to wyjaśnić. Żyjemy w czasach nadprodukcji obrazów. Na całym świecie ulice i ekrany zapełnione są zbieraniną najrozmaitszych, nie mających ze sobą związku elementów informacji wizualnej. Nasze oczy wychwytują bełkotliwy chaos artystycznych cytatów – z dziewiętnastowiecznej Japonii, trzynastowiecznej Francji, szesnastowiecznego Rzymu, Australii aborygenów – i może w końcu należałoby poznać niezbędne słownictwo i odpowiedź na pytanie: skąd one pochodzą? Dobrze byłoby też zgłębić ich gramatykę, odkryć jakie są miedzy nimi relacje? Jak jedne doświadczeniach wypływają z innych? I czy w ogóle mamy coś wspólnego z ich światem?
Tego rodzaju pytania skłaniają raczej do snucia opowieści niż do naukowych badań. Ta konkretna historia jest opowiedziana przez kogoś mieszkającego w Anglii początku XXI wieku, kto próbuje ogarnąć całe tysiąclecia tradycji wytwarzania przedmiotów na sześciu kontynentach i kto ma nadzieję zbudować solidny fundament, na którym czytelnicy stworzą swoje własne historie. Jest pomyślana raczej jako ogólne wprowadzenie do przedmiotów i zagadnień związanych z globalną historią sztuki, a nie jako zestaw konkluzji na ich temat. Nie będę się tu zajmował definiowaniem lub redefiniowaniem istoty sztuki; bardziej interesuje mnie opisanie aktualnego zakresu wchodzących w jej obszar zjawisk. Cel zatem jest bardziej szeroki niż głęboki, raczej otwarty niż poddany surowej dyscyplinie.
Dodajmy, że metoda konstrukcji tej książki jest dość prosta. Swoją narrację będę snuł wokół przedmiotów, które według mnie dobrze się prezentują jako reprodukcje na stronach, przy czym warto zaznaczyć, że sztuka wcale nie zawsze dostarcza spójne i łatwe do wykadrowania obrazy, jakkolwiek tutaj tak to może wyglądać. Muszę się też przyznać do bardzo subiektywnego nastawienia. Podjąłem się napisania tej książki jako czynny przez niemal całe życie malarz. Jestem zatem przyzwyczajony, aby stać we wnętrzu i wpatrywać się w określony przedmiot, co do którego mam nadzieję, że wiedzie własne życie i przemówi swoim głosem. Moje podejście do prezentowanych to obrazów jest bardzo podobne. W książce tej mniej skupiam się na sztuce, która jest wokół nas – ukształtowanym otoczeniu, architekturze, dekoracji, przedmiotach użytkowych, ubiorach czy ozdobach – a bardziej na tej, z którą możemy się w jakiś sposób skonfrontować, począwszy od obrazów po rzeźby i pomniki. Kolejne ograniczenie wprowadza do mojej opowieści bezruch wybranych dzieł. Nie będę rozprawiał tu wiele o tym, co przesuwa się przed oczami lub co je wprawia w ruch, marginalizując przez to nie tylko wielkie widowiska i sztukę wideo, ale również wiele fascynujących, mających swoje miejsce w historii, relacji między wyobraźnią a tekstem.
Pisząc tę opowieść, starałem się trzymać trzech, dość swobodnie zdefiniowanych założeń. Po pierwsze, jeśli czegoś nie daje się pokazać, lepiej o tym milczeć. Selekcja około trzystu pięćdziesięciu dzieł, które mają służyć zobrazowaniu ogromu terytorium historii sztuki, przypominała balansowanie na linie. Wielu czytelników będzie rozczarowanych, że brakuje tu tylu rzeczy, ale jeszcze liczniejsza byłaby grupa znudzonych, gdybym wymienił zbyt wiele nazwisk, nie dając im szansy w pełni zaistnieć. Gdy pojawiała się absolutna konieczność omówienia jakiejś ważnej postaci lub zjawiska, a nie mogłem tego odpowiednio zilustrować, zawsze wybierałem metodę opisu według zasady: „trochę przypomina to...”. W innych wypadkach to, czego nie byłem w stanie skutecznie zobrazować, pomijałem.
Po drugie, przedstawiam rzeczy w ciągach chronologicznych. Ta przyjazna czytelnikowi metoda nie zawsze jednak okazywała się możliwa do zastosowania w pełni, gdyż czasami trzeba było przenosić wywód z jednego stulecia do drugiego. Mam jednak nadzieję, że w takich wypadkach pomoże to dostrzec zarówno kontrasty występujące w różnych epokach i regionach świata, jak i kulturowe powinowactwa.
Trzecie z moich roboczych założeń oddaje tytuł książki: Lustro świata. Postrzegam dzieje sztuki nie jako okno otwarte na niezależnie istniejącą estetyczną sferę życia, ale jako ramę, wewnątrz której historia świata, we wszystkich jej aspektach, w nieprzerwany sposób do nas powraca. Uważam, że zapisy przemian artystycznych są w pewien sposób powiązane z zapisami zmian społecznych, technologicznych, politycznych i religijnych, niezależnie od tego, jak bardzo te odbicia mogą się okazać odwrócone i zmienione.
Lustra potrzebują światła, aby tworzyć odbicia, potrafią też pokazywać rzeczy w nowy sposób. Tytuł mojej książki zawiera więc to, w co sam chcę wierzyć – że dzieła sztuki potrafią ujawnić te strony rzeczywistości, które inaczej pozostałyby niezauważone, że mogą być ramą dla pewnej prawdy. Jednak najważniejsza w tej opowieści jest próba rekonstrukcji, jak powstawały owe przedmioty, a nie ich najwyższy status. Historia sztuki interesuje mnie przede wszystkim dlatego, że dzięki niej mam wrażenie, iż zbliżam się do niezwykłych przedmiotów i ludzi, którzy je stworzyli. Mam nadzieję, że udało mi się przekazać w tej książce chociaż trochę tego zainteresowania i związanej z nim przyjemności.
Informacje dodatkowe o Lustro świata:
Wydawnictwo: Arkady
Data wydania: b.d
Kategoria: Albumy
ISBN:
978-83-213-4602-1
Liczba stron: 496
Sprawdzam ceny dla ciebie ...