Fascynacja śmiercią, zaginieni bez wieści, rodzinne piekło... - stylowy, ciemny kryminał islandzkiego mistrza!
Nikt nie ma wątpliwości, że Maria popełniła samobójstwo, lecz czemu zdecydowała się na ten krok? Niebawem Erlendur otrzymuje od jej najbliższej przyjaciółki pewną informację i stopniowo dowiaduje się o tragicznych wydarzeniach z życia kobiety. Nieoficjalne śledztwo komisarza krąży także wokół niewyjaśnionych zaginięć na Islandii...
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2016-08-17
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 320
Kolejna część cyklu, którego bohaterem jest komisarz Erlendur - człowiek niezwykły, beznamiętny, czasem nawet zimy, a z drugiej strony - nikt tak jak on nie potrafi zaangażować się w sprawę i drążyć, aby znaleźć rozwiązanie.
Akcja rozpoczyna się w momencie znalezienia zwłok Marii, która - jak wszystko na to wskazuje - popełniła samobójstwo. Kobietę znalazła w domku nad jeziorem jej przyjaciółka Karen. To właśnie pod jej wpływem Erlendur nie zostawia tej sprawy jako oczywiste samobójstwo i zaczyna prowadzić drobiazgowe prywatne śledztwo, podczas którego odkryje przerażającą prawdę o nieszczęśliwej kobiecie.
Jednocześnie Erlendur wraca do spraw dwóch zaginięć sprzed wielu lat - choć wszyscy wokół uważają, że traci czas.
W powieści pojawia się również po raz kolejny wątek zaginionego podczas śnieżycy brata Erlendura - tym razem dowiadujemy się znacznie więcej szczegółów, które sprawiają, że jeszcze lepiej rozumiemy niepokoje i lęki detektywa...
To klasyczny kryminał, mroczny, pełen tajemnic, z logicznie, wolno prowadzonym śledztwem. Polecam go także miłośnikom kwestii dotyczących życia po śmierci - ten wątek jest naprawdę niebanalny!
Mroczny ponury kryminał o śmierci w zimnie... Komisarz Erlendur zostaje wezwany do sprawy wyglądającej na typowe samobójstwo. Co więcej, nie jest niespodziewane jak to zazwyczaj bywa, bowiem ofiara od lat zmagała się z depresją po utracie rodziców i przechodziła fascynację życiem duchowym po śmierci. Jednak jest w tej sprawie coś, co nie daje komisarzowi spokoju i sprawia, że ten uparcie drąży temat ryzykując swoje uprawnienia zawodowe. W tym samym czasie komisarz postanawia przyjrzeć się bliżej sprawom zaginięć sprzed 30 lat. Gryzie go, że do dziś rodziny nie otrzymały żadnych odpowiedzi. Równocześnie sam walczy z różnymi demonami w swoim życiu prywatnym. Chociaż zimno wręcz wypływało z kartek, to jednak mi się podobała i kibicowałam komisarzowi, aby zdążył uzyskać odpowiedzi na czas.
Arnaldur Indri?ason - najsłynniejszy islandzki pisarz kryminałów! Nazywany ,,islandzkim Henningiem Mankellem". Autor m.in. powieści z Erlendurem...
Przeczytane:2020-02-02,
Że Arnaldur jest bolesny, wiedziałam od dawna. Miałam świadomość tego, że potrafi wyssać z czytelnika dobrą energię, że skłania do patrzenia na świat jak na miejsce wyjałowione zarówno z kolorów, jak i uczuć, szare, pełne beznadziei i rozpaczy, ewentualnie rezygnacji. Świetnie pamiętam swój nastrój po skończeniu "W bagnie". Do lektury "Jeziora" i "Głosu" byłam już, że tak powiem, odpowiednio nastawiona. Jednak nie spodziewałam się takiej dawki przygnębienia, jakie spadło na mnie po przeczytaniu "Hipotermii".
Wydawać by się mogło, że w ósmej części serii o Erlendurze Sveinssonie wątki kryminalne (bo standardowo mamy więcej niż jeden) są prowadzone jeszcze wolniej niż zwykle. Komisarz pracuje sam, w tajemnicy, wszak sprawa śmierci jednej z ofiar jest prosta - samobójstwo. Co tu badać? Kiedy jednak przychodzi do niego przyjaciółka zmarłej, przekonana, że Maria nigdy nie targnęłaby się na swoje życie, początkowo sceptycznie nastawiony komisarz postanawia rozpocząć prywatne śledztwo. Szuka, sprawdza, podpytuje, budząc tym rozdrażnienie zarówno wśród kolegów, jak i wśród rodziny ofiary.
Zachowanie Erlendura nie dziwi – sam wciąż walczy z demonami przeszłości. W jakiejś recenzji spotkałam się ze zdziwieniem, że czemu on ciągle przeżywa zaginięcie brata, przecież minęło już tyle lat. Owo zdziwienie mogę tylko grzecznie określić gigantycznym deficytem empatii. Nie trzeba chyba być geniuszem, żeby wiedzieć, że takie wydarzenie kładzie się cieniem na całej rodzinie. Nie można o tym zapomnieć, można w pewien sposób nauczyć się z tym żyć, ale zawsze będzie to w tle, gdzieś z tyłu głowy. Zwłaszcza, gdy dowiadujemy się, że ostatnie słowa matki Erlendura, jakie do niego skierowała przed śmiercią, były pytaniem o to, czy znalazł już brata. Ciężko żyć z takim brzemieniem, szczególnie gdy wciąż powracają wątpliwości typu: czemu przeżyłem ja, a nie on? Czy gdyby nie znaleźli mnie, znaleźliby jego?
Nie może więc dziwić i to, że poza główną, zamkniętą sprawą, głowę komisarza zajmują inne, w tym niewyjaśnione zaginięcie dwojga młodych ludzi sprzed kilku dekad. Osobne sprawy, które łączy tylko to, że były nagłe i nie zostawiły żadnych śladów. Przykry jest zwłaszcza przypadek Davida, którego ojciec od lat odwiedza Erlendura z pytaniem, czy może coś wiadomo. Bez nadziei, robiąc z tych odwiedzin coś w rodzaju corocznej tradycji. Kiedy przychodzi z informacją, że przenosi się do domu spokojnej starości i nie zostało mu wiele czasu, komisarz postanawia przyłożyć wszelkich starań, żeby dojść do prawdy. Żeby zdążyć.
Im bardziej Erlendur zagłębiał się w swoje śledztwa, tym mniej oczywiste było oczywiste. Im więcej się dowiadywał, tym niby prosta i klarowna historia stawała się bardziej mroczna, przygnębiająca, a co najgorsze, sięgała wielu lat wstecz. Tragedia zakorzeniona w życiu kilku osób jak pasożyt. Rozpaczliwie - i bezskutecznie - szukałam choć jednej osoby szczęśliwej. "Hipotermia" jest pełna żalu i nienawiści, chciwości i egoizmu. Była w niej miłość dobra i czysta, ale zasnęła pod lodem. Jest miłość, ale okrutna i wyrachowana. Mogłaby być może nie miłość, ale poprawny kontakt, przez wzgląd na wspólną przeszłość i dzieci, ale zbyt wielki żal nie pozwala skleić rozbitego.
Najbardziej szkoda mi jednego. Gdyby tylko bohater podjął inną decyzję, gdyby ruszył w to, a nie tamto miejsce, "Hipotermia" miałaby choć jeden jasny punkt. Tę ponurą książkę rozświetliłoby choć jedno małe światełko. Gdybym mogła, spytałabym autora: "Dlaczego kazałeś mu jechać najpierw tam?"
Na razie muszę odpocząć od Arnaldura. Ma świetny warsztat i rzetelne pióro, ale tworzony przez niego świat przygnębia czasem zbyt mocno. A może miałam zły dzień? Nie wiem, w każdym razie idę szukać jakiejś lekkiej i przyjemnej komedii (romantycznej), żeby trochę się ogrzać.