Czy poznałaś kiedyś kogoś takiego, kto wydawał się odbiciem twojej duszy? Kogoś, z kim rozumiesz się bez słów i z kim każda chwila nabiera milionów znaczeń? Bez kogo życie stanie się całkiem puste?
Sparks postanawia skończyć ze sobą. Jej analityczny umysł nie widzi innego rozwiązania… Życie straciło dla niej sens, gdy wiele lat temu zniknęła jej mama. Wszystko już zaplanowane – do zrobienia zostało już tylko jedno. Idzie w miejsce gdzie będzie mogła bezlitośnie wyszydzić i zdemaskować to, czego nie da się racjonalnie wytłumaczyć: intuicję, zdolność przewidywania, uczucia.
Nie wie jednego: że spotka tam kogoś, kto rzuci jej wyzwanie.
Wydawnictwo: Feeria
Data wydania: 2018-01-17
Kategoria: Dla młodzieży
ISBN:
Liczba stron: 288
Tytuł oryginału: polski
Fake it to druga po Friendzone powieść młodziutkiej, bo siedemnastoletniej pisarki. Sandra pisze o młodych ludziach w swoim wieku, bo też ich problemy są jej najbliższe. Zdaję sobie sprawę, że na półkach w księgarniach zalega mnóstwo podobnych opowieści, ale ile z nich zostało napisanych przez tak młode osoby? Niewiele, a może żadna. I już ten fakt skłania do chęci zapoznania się z punktem widzenia nastolatki. Zatem książki w dłonie i dajmy szansę młodości. Sprawdźmy co chce nam przekazać.
Fake it to moje drugie spotkanie z twórczością Sandry Nowaczyk. Friendzonebyło zaskakująco dobrym debiutem (zaskakującym, biorąc pod uwagę wiek autorki). Nie mogło być inaczej, musiałam przeczytać kolejną książkę. I cóż mogę powiedzieć świeżo po lekturze – nie zawiodłam się. Nie jestem nastolatką i na pewno mam zakłócony odbiór takich powieści, ale przecież nie tak dawno mój syn miał naście lat, więc potrafię spojrzeć na takie historie trochę inaczej. A poza tym kiedyś też miałam siedemnaście lat i marzenia, że też będę pisać książki.
Sara Sparks, która woli by zwracano się do niej po nazwisku, jest bohaterką najnowszej powieści Sandry Nowaczyk. Siedemnastolatka do dziesiątego roku żyła jak w bajce. Brak kłopotów finansowych, niezłe mieszkanko i kochający rodzice – czego więcej potrzeba dziecku do pełni szczęścia? Jednak wszystko się w jednym momencie diametralnie zmieniło. Matka Sparks postanawia pewnego dnia odejść i opuścić córkę i męża. W głowie dziesięciolatki powstaje scenariusz, który od tej pory pielęgnuje jak relikwię. Dziewczyna uważa, że stała się bezpośrednią przyczyną odejścia mamy. Od tej chwili żyje w poczuciu winy i wyrzutów sumienia.
Sparks od lat planuje pewien dzień, który właśnie ma nastąpić. Chce odebrać sobie życie, bo nie widzi sensu w jego kontynuacji. Napisała nawet pożegnalny list… Przewrotny los ma jednak inne plany i stawia na drodze Sparks nieznajomą nastolatkę. Czy to spotkanie może pokrzyżować plany Sparks? Nie, nie zdradzę. Jeśli chcecie się dowiedzieć, to musicie przeczytać Fake it.
Cóż mogę napisać o najnowszej powieści Sandry Nowaczyk? Nie jest źle napisana, choć uważam, że jest przegadana. Jednak biorąc pod uwagę wiek autorki (tak, ja znowu o tym wieku) sądzę, że należy dać jej szansę i zdecydowanie obserwować dalsze „poczynania”. Postaci są wykreowane poprawnie, ale wszystko to nie jest ważne i schodzi na dalszy plan. Najważniejszy jest temat książki, bo przecież młodzi ludzie też zmagają się z wieloma problemami, nie zawsze sobie z nimi radząc, a my dorośli nie w pędzie codzienności nie zauważamy tego, że z naszymi pociechami dzieje się coś złego. Nie mamy czasu, albo chęci żeby poświęcić im minimum uwagi. Często zdani są tylko na samych siebie. Nie zawsze zdarza się natrafić na bratnią duszę, jak było w przypadku bohaterki tej książki.
Długotrwała izolacja, której dobrowolnie poddała się główna bohaterka może prowadzić do myśli prześladowczych czy samobójczych, a z całą pewnością do depresji. Poznając Sparks odnosi się wrażenie, że jest to osobowość depresyjna, która piętrzy problemy i słucha podszeptów swojego umysłu. Tematyka sprawia, że książkę czyta się bardzo szybko i z ciekawością (co dalej?). Jednak po dojściu do zakończenia ma się ochotę porwać książkę na strzępy. Dobrze, że potrafię nad sobą panować.
Fake it jest powieścią dla młodzieży i (niestety) znajdzie się na pewno sporo osób, które będzie się identyfikowało ze Sparks. Z oczywistych powodów starsi czytelnicy mogą zwyczajnie nie poczuć klimatu tej książki. Historia przedstawiona przez Sandrę wywołuje emocje, często skrajne. Sądzę, że sporej ilości młodzieży ta powieść się przypadnie do gustu. Ja na razie twórczość Sandry „kupuję” i jestem bardzo ciekawa, co będzie dalej. Tymczasem Fake it polecam młodym ludziom i ich rodzicom.
Ciekawa książka. Otwarte zakończenie pozwoliło mi na własną interpretację. Super, że jest tutaj wątek LGBT+. Ogólnie książka bardzo fajna i myślę, że warta przeczytania.
Świetny debiut polskiej nastoletniej autorki! Tatum i Griffin przyjaźnili się prawie od kołyski. Byli dla siebie jak brat i siostra. Tak zawsze było...
Przeczytane:2018-04-18, Ocena: 4, Przeczytałam, Posiadam, Egzemplarz recenzencki, - 2018 -, Zrecenzowane, | bluszczowe-recenzje.blogspot.com |,
Siedemnastoletnia Sparks jest doskonałym przykładem tego, że paskudna przeszłość przeplatana nićmi poczucia winy może poprowadzić na złe ścieżki losu. Osamotniona, pełna gniewu na samą siebie już od kilku lat stara się zniknąć ludziom z pola widzenia i w końcu odnalazła sposób, aby to wykonać perfekcyjnie. Przecież wystarczy jedynie popełnić samobójstwo. Ona przestanie się zadręczać za wszystko, co wydarzyło się w jej rodzinie, a przy okazji oczyści innym powietrze wraz z wydaniem z siebie ostatniego tchnienia. Czyż to nie jest doskonały plan?
Nim jednak ciało Sparks zostanie przetransportowane do kostnicy, dziewczyna postanowiła jeszcze odwiedzić miejsce, którego działanie za nic w świecie nie potrafi zaakceptować jej przestawiony na analityczne myślenie umysł. Z całych sił próbowała udowodnić wierzącym w swoją moc przewidywania przyszłości, że ich umiejętności to tylko chory wymysł, bo ona doskonale wiedziała, że nic nie można odczytać z paru głupich kart z jeszcze głupszymi rysunkami.
Niestety nie przypuszczała, iż pozna tam kogoś, kto rzuci jej ogromne wyzwanie: W przeciągu doby zrobi dosłownie wszystko, aby odwieść Sparks od popełnienia największego błędu. Jeżeli temu nie podoła, po prostu pozwoli jej odejść, a ten ktoś spróbuje zapomnieć o istnieniu przyszłej samobójczyni. Niezbyt optymistycznie nastawiona do tego pomysłu nastolatka postanawia jednak wejść w ten układ (w końcu i tak nie ma już nic do stracenia). Przecież to doskonała okazja, aby ponownie coś komuś udowodnić!
Tylko czy zbyt pewna siebie Sparks przewidziała, że w trakcie trwania tego wyzwania może dojść do wielu komplikacji? Komplikacji, które w bezszczelny sposób zniszczą wszystkie teorie, jakie wykreowała i uparcie powtarzała przez te wszystkie lata? A może zdoła wygrać i jej śmiertelny plan się powiedzie?
Przecież dwadzieścia cztery godziny to tak wiele czasu, aby udowodnić swoją rację. Albo pozwolić ją roztrzaskać w drobny mak.
Wystarczyło dosłownie kilka początkowych rozdziałów, aby mój przesycony uprzedzeniami do młodzieżówek, narodzonymi jeszcze na początku tego roku, umysł przestał walczyć, dzięki czemu już nie musiałam przymuszać się do czytania. Tym samym bezproblemowo mogłam zagłębić się w historię nastoletniej Sparks, czując, jak moja słynna (a zarazem paskudna) ciekawość rozpycha się swoimi wyimaginowanymi łokciami, aby dotrzeć do centrum wydarzeń i dowiedzieć się jak najwięcej. Niestety – pomimo pięknego początku – nie zawsze było kolorowo... W pewnym momencie poczułam się już przytłoczona pesymizmem osiadającym na stronach „Fake it”. Wieczne nawiązywanie do przeszłości Sparks, w połączeniu z jej tokiem rozumowania, dawały mi w kość, i to nieraz bez uprzedzenia. Totalnie nie rozumiałam, czemu autorka postanowiła stworzyć fabułę, gdzie tego typu osoba próbowała mnie odepchnąć od niej, bym – w moim rozumowaniu – nie dowiedziała się za wiele. Dopiero z czasem udało mi się zrozumieć, co tak naprawdę Sandra Nowaczyk, poprzez ten szalony zabieg, próbowała ukazać swoim czytelnikom w chwili, gdy kreowała główną bohaterkę, która bez problemu mogłaby otrzymać tytuł „Nastoletniej Cierpiętnicy Roku”. Tym samym, im dalej brnęłam w tę książkę, tym coraz bardziej przekonywała mnie do siebie, odpędzając od siebie widmo nieudolnie stworzonych powieści młodzieżowych. Także było mi dane poczuć się jak detektyw, kiedy uważnie przyglądałam się postępowaniu nowej przyjaciółki Sparks, Indie. Jako że miała ogromny wpływ na toczące się wydarzenia i to ona prowokowała wiele nieprawdopodobnych akcji, wydało mi się dziwne. Przecież nikt mi nie powie, że bez jakiejkolwiek przyczyny decydujemy się pomóc w taki, a nie inny sposób człowiekowi, który pcha się w ramiona samej Śmierci. I moje podejrzenia okazały się słuszne, tyle że nie spodziewałam się aż tak gwałtownego zakończenia tej napakowanej w liczne rozmowy prowadzące do zmiany zdania w kwestii własnego życia doby. Mówiąc szczerze, totalnie mnie zamurowało. Spodziewałam się wielu możliwych wariantów zakończenia tej znajomości, ale do głowy mi nie przyszło, aby pomyśleć o czymś tak... brutalnym! Tym samym z miejsca zapragnęłam poznać tę historię od strony samej Indie. Poczułam olbrzymią potrzebę poznania jej myśli oraz emocji, jakie nią targały. Przypuszczam, że to moje małe marzenie zostanie zdeptane niczym karaluch, bo zapewne autorka nie zamierza wracać do tej wyimaginowanej rzeczywistości, gdyż poświęciła jej już wystarczająco dużo czasu, ale gdyby tylko postanowiła zrobić krok w tym kierunku... Wtedy na bank stanęłabym jako pierwsza w kolejce, aby czym prędzej zakupić egzemplarz tej książki. A niech tylko ktoś by spróbował odebrać moje miejsce... Wtedy ta osoba poznałaby potęgę mojej słynnej broni!
„[...] Nie wie, że niektórzy ludzie, tacy jak ja, są rozbici jak szklanka na tyle części, że nie da się ich skleić z powrotem w całość. Bo ta całość już dawno nie istnieje”.
Jak przy lekturze innej książki miałam do czynienia z dość neutralną, niezbyt samodzielną bohaterką (W tym miejscu zapraszam do lektury mojej opinii na temat „Córki lasu” autorstwa Justyny Chrobak.), tak tutaj natknęłam się na jej totalne przeciwieństwo. Sparks, pomimo nastoletniego wieku oraz braku wsparcia w ojcu, prawie dała sobie radę w samodzielnej egzystencji. Prawie, ponieważ przytłoczona samotnością oraz ogromem pesymistycznych myśli wzbudzających w niej poczucie winy za tę całą sytuację sprawiły, że postanowiła zakończyć swoje cierpienia. I to raz na zawsze. Z jednej strony strasznie współczułam Sparks jej paskudnego położenia, którego nie życzyłabym nawet największemu wrogowi, kiedy z innej pragnęłam podać jej „pomocną dłoń”, coby skrócić jej cierpienia. Nie zrozumcie mnie źle – po prostu poziom użalania się nad sobą tej nastolatki oraz jej pokręcone, pełne analitycznych stwierdzeń myśli niekiedy przekraczały normę akceptacji, co wywoływało u mnie chęć nauczenia książki latania bez wspomagania jej słynnym napojem energetycznym. Ale mimo tego postanowiłam zrozumieć jej postawę. Przecież sama nie doświadczyłam tego, co Sparks (Za co jestem wdzięczna losowi.), także spróbowałam – mimo narastającej irytacji – spojrzeć na nią pod innym kątem. A pomaga mi w tym pełna ciepła, dziecięcej naiwności zamkniętej w nastoletnim ciele i radości Indie. Indie, która swoim niespodziewanym wtargnięciem do życia „cierpiętnicy” ujawniła, że otaczający Sparks niezniszczalny mur posiadał wiele konstrukcyjnych wad. I może jej metody nie wydawały się aż nadto skomplikowane, raczej momentami trąciły kiczem, to jednak udowodniła, że nawet z pozoru proste pomysły mogą odnieść choćby minimalny sukces. Wraz z tą rozwijającą się znajomością poznawałam zupełnie inną twarz głównej bohaterki. Dało się wreszcie poczuć, że wewnątrz tkwi to spragnione uwagi drugiej osoby dziecko, które potrzebuje miłości i troski. A Indie jej to ofiarowała. I to z ogromną nawiązką. Nawet nie zdziwiło mnie to, do jakich zażyłości doszło między dziewczynami, bo przewidywałam, iż nastąpi taki przełom relacji. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że jednak Sparks da się lubić. Co więcej – tuż pod sam koniec już całkowicie kupiła mnie i ogromnie kibicowałam jej, aby wreszcie stanęła na nogi.
Niestety Sandrze Nowaczyk nie udało się mnie zaskoczyć swoim kunsztem pisarskim, bo (niestety) nie wniósł on za wiele świeżości mogącej „Fake it” znacznie wybić się na tle podobnych młodzieżówek. Ale nie jestem w stanie odmówić jej umiejętności władania piórem. Lekki, bardzo przyjemny w odbiorze styl pisania, w połączeniu z plastycznymi opisami, wyrazistymi bohaterkami w pakiecie z dobrze przemyślaną fabułą daje mi jedno – nadzieję. Nadzieję na to, że właśnie tacy autorzy jak Sandra Nowaczyk będą w stanie zachęcać ludzi do sięgania po polską literaturę. Również ogromnie liczę na to, że ta młoda, utalentowana dziewczyna, stojąca dopiero na początku swej twórczej kariery, rozwinie pisarskie skrzydła i zaskoczy nas książką-bombą, która podniesie poprzeczkę zagranicznym twórcom. Nie ma co – olbrzymie jej tego życzę. No i nie mogę zapomnieć o pogratulowaniu autorce dojrzałego podejścia do poruszonego w „Fake it” tematu. Widać jak na dłoni, że włożyła w tę historię sporo serca.
Podsumowując, może „Fake it” nie wnosi niczego nowego, ponieważ podobne problemy przeplatające się przez tę książkę można znaleźć w wielu innych tytułach, jednakże warto zwrócić na nią uwagę ze względu na przejrzyste przesłanie. Przesłanie uświadamiające czytelnika, że ocenianie ludzi po pozorach nigdy nie wnosi niczego dobrego, a bycie ślepym na wyraźne symptomy wskazujące, że dzieje się coś niedobrego może przynieść fatalne skutki w przyszłości. „Fake it” daje wiele do myślenia.
Po prostu jestem wdzięczna upartemu losowi za to, że jednak dałam się skusić na lekturę tej książki. Warto poświęcić jej odrobinę swego wolnego czasu, ale nie jest to pozycja obowiązkowa.