Wydawnictwo: Agora
Data wydania: 2009-10-28
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 328
Pierwsze i wybitne dzieło naszego wizjonera. Jeszcze zanim ludzkość wysłała jakiekolwiek żywe stworzenie w kosmos pan Stanisław już miał wszystko to poukładane w głowie. Niebywałe.
W najdrobniejszych szczegółach przewidział techniczną stronę tego wiekopomnego osiągnięcia.
Zamiast marnować siły i środki na niszczycielskie wojny cywilizacja uległa cudownej przemianie i mogła w końcu zjednoczyć się aby sięgnąć "do gwiazd".
Dla wszystkich co wierzyli w postęp i naukę Lem był i jest dobrym duchem opiekuńczym.
Jednak to co zapewnia technika okazało się niewystarczające aby osiągnąć powierzchnię innej planety i wrócić. Niezłomne charaktery załogi i ich walka z własnymi słabościami zadecydują o powodzeniu wyprawy.
Dla mnie książka zestarzała się ze smakiem, była manifestem pokolenia które pragnęło nie tylko lepszej przyszłości dla swoich dzieci ale również takiej wspaniałej świetlanej dla swoich wnuków i wszystkich mieszkańców Ziemi. II Wojna tak zniszczyła psychicznie ludzi, że trzeba było dokonywać nieziemskich sztuk aby wyleczyć rany odciśnięte na psychice i zwrócić uwagę na inne piękne strony życia.
Stanisław Lem wielokrotnie wyrzucał sobie, że w Astronautach za wiele jest "dobrych towarzyszy" radzieckich a ZSRR to kraina mlekiem i miodem płynąca. Chciał to później poprawić. Pomyślmy .... Jaka książka mogła być wydana w czasach stalinowskich? Hmm. Lem umiejętnie wpuścił na manowce cenzurę aby przekazać ważne treści. Zrobił to jak prawdziwy artysta.
Oryginalna i nowatorska próba stworzenia teorii gatunku literackiego, błyskotliwa autointerpretacja dzieł Lema i przegląd światowego dorobku science fiction....
Paraliterackie wcielenie niekończących się pomysłów na nowe książki – jeden ze znanych zbiorów apokryfów autorstwa Lema po mistrzowsku...
Przeczytane:2024-03-10, Ocena: 3, Przeczytałam,
,,Astronauci" to pierwsza książka Stanisława Lema i dla mnie akurat niestety - było to mocno odczuwalne podczas lektury.
W powieści mierzymy się z wizją wyprawy na Wenus, która pozostawała w ówczesnym czasie dla ludzi nieokreślonym i niezwykle tajemniczym lądem, dającym pole do popisu wyobraźni i między innymi właśnie twórcom literatury w konwencji science-fiction. Pomysł był ciekawy, a stosowane przez autora porównania do chociażby wspinaczki w Himalajach, potrafiły poruszać wizją podobnych barw, mierzenia się z nieznanym, braku widoczności, do której jesteśmy przyzwyczajeni, czy przekraczania granic własnych możliwości.
Wspomniana już górska opowieść, opisana wcześniej lekcja odpowiedzialności za bezpieczeństwo załogi oraz wreszcie finał, poruszały też tę szukającą empatycznych przekazów stronę mojej natury.
Niestety, dobrnięcie do tych perełek często wiązało się z przegrzebywaniem się przez skrajnie techniczne opisy absolutnie każdej mechaniki czy procesu chemicznego z najdrobniejszymi, niemającymi wiele z literaturą piękną wspólnego szczegółami. Zgaduję jednak, że wobec dziś szerszego dostępu do wiedzy, wtedy takie konstrukcje literackie mogły przywoływać wypieki na twarzy u spragnionych nauki ścisłej młodych umysłów.
Nie jestem przekonana do trzymania tajemnicy obcej cywilizacji aż do absolutnie ostatnich stron powieści i przekazania jej w jednym wielkim wyrzucie informacji. Zostawione przez autora poszlaki, mi akurat nie mówiły niczego na temat możliwego przebiegu wydarzeń na planecie.
Książkę polecam, ale tylko zagorzałym fanom Lema, którzy zdecydują zmierzyć się z szerszym spektrum jego twórczości.