Nowa powieść autora bestsellerowego MARSJANINA! Prawa filmowe kupione na pniu przez producentów hitu MARSJANIN z Mattem Damonem w roli głównej.
Dwudziestokilkuletnia Jazz marzy o życiu pełnym przygód i dostatków, ale musi pogodzić się z rzeczywistością małego prowincjonalnego miasteczka. Nawet bardzo prowincjonalnego, bo na Księżycu. Dobrze żyje się tam właściwie tylko turystom i ekscentrycznym miliarderom, a tak się składa, że Jazz nie należy do żadnej z tych kategorii. Ma nudną, nisko płatną pracę i sporo długów do spłacenia, nic więc dziwnego, że dorabia drobnym przemytem. Nic dziwnego, że kiedy pojawia się okazja zarobienia naprawdę wielkich pieniędzy, nie waha się ani chwili. Tym, że misterny plan oznacza konieczność wejścia na ścieżkę przestępstwa, nie przejmuje się ani przez chwilę. Prawdziwe problemy pojawiają się wtedy, kiedy okazuje się, że plan ma drugie i trzecie dno oraz że Jazz dała się wplątać w gigantyczną aferę o potencjalnie katastrofalnych konsekwencjach.
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 2017-11-22
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 340
Tytuł oryginału: Artemis
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Radosław Madejski
Andy Weir zabłysnął w świecie literackim dzięki bestsellerowej książce, jaką był Marsjanin. Genialny debiut, który szybko doczekał się swojej filmowej adaptacji zdobył naprawdę wielkie uznanie. Można by nawet uznać, że Weir sam sobie postawił wysoko poprzeczkę, jeśli chodzi o pisanie kolejnych powieści. Jednak czy naprawdę zawsze trzeba się odnosić do innych dzieł tego samego autora? W sumie nie trzeba, ale prędzej czy później staje się to nieuniknione. Jak zatem wypada jego nowa powieść, Artemis?
Niestety, chwilę zwlekałam z zapoznaniem się z tą powieścią, choć przyznaję, że miałam na nią wielką ochotę, ale o dziwo nie miałam zbyt wielkich oczekiwań. Chciałam po prostu sięgnąć po kolejne dzieło faceta, którego pierwsza książka chwyciła mnie za serce. Jednak pierwsze negatywne opinie, jakie przeczytałam, zasiały w moim sercu pewną dozę niepewności. Nie mówię, że mój zapał jakoś specjalnie ostygł, ale gdzieś tam w głowie pojawiła się myśl, że trzeba do tej książki podejść ostrożnie. Jednakże w momencie, w którym zaczęłam lekturę, dałam się całkowicie porwać i wylądowałam na Artemis.
„-Zatrzymaj swoje dziesięć tysięcy – powiedział z uśmiechem na twarzy. – Wolałbym coś innego. Chcę być znowu twoim przyjacielem.
-Sto pięćdziesiąt tysięcy – odparłam.”
Główną bohaterką tej powieści tym razem jest kobieta, w niczym nieprzypominająca Marka Watneya. Jednakże pomińmy temat Marsjanina, bowiem chciałabym początkowo ocenić Artemis jako Artemis, a nie „kolejną powieść tego autora”. Zapominając zatem o bestsellerze, muszę przyznać, że przygoda na księżycu mi się spodobała. Owszem, pojawiło się w niej kilka elementów, które wydały się być wymuszone i infantylne, niektóre teksty czy wspomnienia głównej bohaterki wydają się być po prostu żałosne, ale w ogólnym rozrachunku książkę czytało mi się naprawdę przyjemnie. Te elementy, które pobudzały lekko moją irytację nie zdominowały w całości tego, co dawało mi dobrą rozrywkę.
Powróćmy jednak do głównej bohaterki… Dwudziestosześcioletnia Jazz jest postacią lekko komiczną, momentami pozbawioną zdrowego rozsądku, ale mimo wszystko sprytną i przebiegłą. Czy mogłoby być inaczej, skoro zajmuje się przemytem? Oczywiście nieoficjalnie! W całej tej historii ma swoje wzloty i upadki, ale zdecydowanie jest mistrzynią pakowania się w tarapaty. Z jednych kłopotów wpada w drugie, choć momentami można mieć nadzieję, że jednak wszystko potoczy się inaczej. Jednak Andy Weir cały czas rzuca swojej bohaterce kłody pod nogi. A właściwie to ona sama do tego doprowadza. A jednak polubiłam tę zakręconą dziewczynę. Naprawdę. Weir dobrze wykreował tę postać, niezależnie od tego, jaka by ona była. Świetnie poradził sobie również z bohaterami drugoplanowymi.
„-Wiem, że to nie ty ich zabiłaś – odezwał się.
Błyskawicznie wróciłam do rzeczywistości.
-Oj, założę się, że mówisz to wszystkim dziewczynom.”
Doskonałą rzeczą jest sam pomysł na księżycowe miasto, jakim jest Artemis. Świetnie zaprezentowany podział społeczeństwa, cała hierarchia, gospodarka i turystyka. Z łatwością można sobie wyobrazić księżyc jako miejsce akcji, w którym rozgrywa się aż tyle wydarzeń. Aż chciałoby się więcej! Nie brakuje też tutaj tego kosmicznego klimatu, który jasno daje nam do zrozumienia o tym, gdzie się znajdujemy. I niestety teraz nie uniknę nawiązania do Marsjanina, bowiem tam mieliśmy do czynienia z dosyć sporą dawką naukowych czy technologicznych terminów, przynajmniej w porównaniu do Artemis. Owszem, tutaj też się tego trochę pojawia, ale nie w takiej ilości i zdecydowanie nie jest to aż tak skomplikowane.
Dla mnie ogromną zaletą tej powieści jest mocna i szybka akcja. Idealnie mi ona pasuje do fabuły i głównej bohaterki, choć niektórzy mogą to odebrać jako nadmiar. Dla mnie jest naprawdę dobrze, bo nie ma czasu na nudę, choć znajdą się i tacy, którzy zapragną mieć chwilę wytchnienia. W przypadku Marsjanina było bardziej statecznie, tutaj jest bardziej dynamicznie. Dodatkowo ta książka podchodzi nie tylko pod science-fiction, co jest oczywiste, ale pojawia się tutaj również nutka kryminału i gangsterki. Wbrew pozorom takie połączenie wypadło naprawdę dobrze. Fabuła jest wciągająca, a cała otoczka idealnie współgra z wydarzeniami.
Choć mam wrażenie, że Andy Weir skierował się nieco ku takim powszechnie obowiązującym normom i umieścił w swojej nowej powieści to, co zostanie dobrze odebrane przez ogół, to mimo wszystko Artemis wypada całkiem w porządku. Owszem, różni się od Marsjanina, ale dlaczego miałoby być inaczej? W końcu to inna powieść, nowa historia. Osobiście dobrze się bawiłam w trakcie lektury i przymknęłam oko na to, co było drażniące. Jeżeli faktycznie miałabym porównać obie powieści autora to fakt, Marsjanin wypada znacznie lepiej, ale Artemis wbrew pozorom nie jest takie złe.
„Himmelen er ikke grensen. Niebo nie jest granicą.”
www.bookeaterreality.blogspot.com
Czytałam wcześniej "Projekt Hail Mary" Weira i oglądałam (kilka razy) film "Marsjanin" na podstawie jego powieści. W porównaniu z nimi "Artemis" wypada co najwyżej średnio. Nie mam też wiele do powiedzenia na temat tej książki, która trochę mnie męczyła i nudziła. Jej główna bohaterka nie budzi sympatii i trudno jej kibicować, zwłaszcza że działa wbrew prawu. Wszelkie zagadnienia techniczne i wątki SF też wydawały się bardziej wiarygodne w pozostałych powieściach Weira. Może kiedyś powstanie film na podstawie "Artemis" i będzie znośniejszy w odbiorze...
Takie ,,tanie" SF.
Po ,,Marsjaninie" miałem dość duże wymagania względem tego tytułu i niestety się zawiodłem.
Wątek sensacyjny - średni.
Wątek miłosny - brak, bo to co tu jest to jakaś kpina.
Wątek kryminalny - nie chcę tu używać wulgaryzmów - tragiczny.
Opis miasta i jego funkcjonowanie średnie.
Główna bohaterka osobowościowo ,,płaska" i po prostu głupia.
Najgorsze jest chyba, że cały czas ma się przeświadczenie, że ,,to nie mogło tak być", ,,to nie mogło
się wydarzyć". Ja rozumiem science-FICTION, ale tu już do przesady.
Szkoda czasu. Choć Marvel (kiedyś) film by z tego zrobił całkiem, całkiem.
Ależ ja lubie książki tego autora! Co prawda to dopiero druga, ale dokładnie tak samo jak przy "Artemis" bawiłem się przy "Marsjaninie".
Po znakomitym, acz ciężkim "Hyperionie" Simmonsa potrzebowałem czegoś lekkiego i przypuszczałem, że Andy Weir mi takie coś zapewni. Nie pomyliłem się. Przez "Artemis" płynie się bardzo szybko. Łatwo poznać wszystkich bohaterów, łatwo też zrozumieć, jak się to wszystko skończy. Jednak to, co działo się po drodze do ostatniego akapitu było pełne zwrotów akcji, przyjemnego humoru i fantastycznej sensacji.
Świetna książka i aż żal, że Weir nie produkuje książek jak King, Koontz czy Masterton...
Bardzo mi się podobało! To moje trzecie spotkanie z autorem - każde było udane, a przy tym za każdym razem historia wciąga bez reszty i zaskakuje. Autor ma niesamowite pomysły . Tutaj mamy nowość - bo narracja jest prowadzona z kobiecej perspektywy (nawiasem mowiąc: Jazz to naprawdę świetna dziewczyna, a jej poczucie humoru to majstersztyk!) i Andy Weir rewelacyjnie sobie z tym zadaniem poradził.
Niezwykła przygoda w mieście założonym na księżycu, zaprezentowanym tak, że możemy sobie wyobrazić każdy detal.
Jedyną wadą były dla mnie zbyt długie i szczegółowe opisy techniczne - przyznaję się bez bicia, że wiele z nich ominęłam, a nie straciłam wątku (zapewne osoby dociekliwe będą tymi opisami zachwycone). Nie zmienia to jednak mojego ogólnego wrażenia: "Artemis" mnie wciągnęła, rozbawiła, zaintrygowała, wzruszyła.
Czytając "Artemis" nawet badziej niż w przypadku "Marsjanina" miałam wrażenie, że mam do czynienia z gotowym scenariuszem filmowym. Były w książce elementy napięcia, w odpowiednich momentach galopująca akcja i spinająca wszystko jak klamra gistoria przyjaźni chłopaka z Ziemi i dziewczyny z księżyca, która przerodziła się w biznes. Nie mam powieści nic do zarzucenia, ba, mimo niewielkiej objętości zdążyłam się zżyć z bohaterami, co jest dużym plusem. Polecam gorąco. Żaden fan science-fiction nie będzie zawiedziony po lekturze tej pozycji.
Nowa powieść autora bestsellerowego MARSJANINA! Prawa filmowe kupione na pniu przez producentów hitu MARSJANIN z Mattem Damonem w roli głównej...
Jeszcze do niedawna Mark Watney przeszedłby do historii jako jeden z pierwszych ludzi, którzy wylądowali na Marsie. Teraz grozi mu, żeby będzie pierwszą...
Przeczytane:2023-02-20, Ocena: 4, Przeczytałam, 52 książki 2023,
Widziałam sporo negatywnych recenzji tej książki i przyznaję, że trochę to na mnie podziałało - książka przeleżała długi czas na półce. W końcu się za nią zabrałam, skończyłam czytać i w sumie... nie było tak źle.
Tym razem pierwsze skrzypce gra kobieta, Jazz, szmuglerka, egoistka, materialistka... Na pewno znacie ten typ badgirl. Luźno traktuje kwestie prawne, szczególnie gdy w grę wchodzą duże pieniądze, ale jednocześnie ma dobre serce. Jazz nie jest sympatyczna, ale taka już jej uroda. Kolegów oszałamia seksapilem, żeby za chwilę wciągnąć w podejrzany interes albo naciągnąć na następną kolejkę piwa. Czy ją polubiłam? Uhm. Powiedzmy, że gdyby wyszła kolejna książka z jej udziałem, to raczej bym odpuściła.
Co mi się podobało? Przede wszystkim pomysł z osadzeniem akcji w miasteczku na Księżycu, to dało dużo nowych możliwości. Artemis jest wspólnotą międzynarodową, cieszę się, że dzięki temu mogli wystąpić tak różnorodni bohaterowie.
Czego się spodziewałam? Weir przyzwyczaił mnie do swojej typowo amerykańskiej przebojowości i również tutaj jej nie zabrakło. Była akcja, były sceny z rodzaju ratowania świata w ostatniej minucie, było improwizowanie a'la MacGyver. Czasami traciła na tym wiarygodność, ale w końcu nie można mieć wszystkiego.
Co mi się nie podobało? Generalnie dobrze się bawiłam, jak przy fajnym filmie akcji, na który przypadkiem natknęłabym się w telewizji. Wielka misja pod koniec zaczęła mi się dłużyć, to był jedyny moment, w którym straciłam radość z czytania, a poczułam zmęczenie. Za dużo technicznej roboty nagromadziło się w jednym miejscu. Wolałabym też, żeby zakończenie było mniej różowe.
Podsumowując, polecam przede wszystkim dwie pozostałe książki autora, a "Artemis"... hm, można przeczytać, jak już tamte się skończą.