Z dwóch stron napierały na mnie przeszłość, która teraz była bardziej namacalna niż kiedykolwiek i żarliwa, brzemienna teraźniejszość, którą być może powinnam uznać dobrowolnie i z bólem za przeszłość. Ta myśl bolała tak bardzo, że zacinsęłam zęby i poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Nie płakałam od dawna, przepełniło mnie dziecięce, niemal miłe odczucie. Jednak łzy nie popłynęły. Zmuszałam się, przekonywałam samą siebie, że moja miłość do Yamama, moja namiętność nie będzie wieczna, że z czasem osłabnie, ulegnie przemianom, że się wypali. Czy nie taki był proces miłości do Ramira?