Budzę się rano z jego imieniem pod językiem. I jego twarz mam, jak naskalny rysunek, pod powiekami. Jego wydech jest moim wdechem i zszywa nas naprzemienny strumień życia. Nie otwieram oczu, nie wstaję, tonę w tej porannej wieczności, tracę ciało, zyskuję światło.
Budzę się rano z jego imieniem pod językiem. I jego twarz mam, jak naskalny rysunek, pod powiekami. Jego wydech jest moim wdechem i zszywa nas naprzemienny strumień życia. Nie otwieram oczu, nie wstaję, tonę w tej porannej wieczności, tracę ciało, zyskuję światło.