Twardy zawodnik. Tak właśnie o sobie myślał. Nie w kategoriach siły fizycznej. Nie, chodziło o to, co miał w głowie i jak umiał to wykorzystać, pnąc się po szczeblach kariery zawodowej.
Człowiek jest jak wirus, bezmyślny byt nastawiony na niszczenie. Albo jak gangrena. Niszczy zdrową tkankę, doprowadza do śmierci cały organizm.
Objął kolana ramionami, oparł o nie podbródek i zaczął się przyglądać dolinom.
- Świat jest taki piękny - stwierdził nagle, a w jego głosie było jakieś niezrozumiałe dla Iwony zdziwienie, które wyjaśniły kolejne słowa. - Po co są na nim ludzie?
- Żeby miał kto ten świat podziwiać - odparła bez zastanowienia, siadając obok niego, a właściwie nie obok, tylko w pobliżu. - Inaczej to nie miałoby sensu. Piękno byłoby puste. Nie byłoby pięknem, takim jak to przed nami, tylko zwykłą kupą skał.
- Nie zasługujemy na niego. - Zmarszczył nos i brwi. - Na ten świat.
- Wiesz, czym jest przyjaźń? - zapytał z namysłem. - Taka prawdziwa, na zawsze i mimo wszystko? Taka przyjaźń to miłość bez pociągu fizycznego, a co jesteś w stanie zrobić dla kogoś, kogo kochasz? Wszystko, prawda?
Ludzie rzadko zdaja sobie sprawę, że konsekwencje ich uczynków nigdy nie dotkną wyłącznie ich. Są jak rozchodzące się po wodzie kręgi po wrzuconym do niej kamieniu, które docierają daleko i kołyszą wszystkim, co się na niej unosi. I zanim tafla na powrót się uspokoi i znieruchomieje, mija dużo czasu.
Z ocenami postępowania innych ludzi skończyła jednak już dawno temu. Łatwo się to robiło ze swojej perspektywy, z dystansu i na chłodno, wmawiając sobie, że samemu postąpiłoby się w danej sytuacji inaczej, lepiej.
Oczywiście poradził sobie, bo gówno nigdy nie tonie, tylko czepia się okrętu i woła, że płynie, prawda?
Pomyślała głupio, że swoją śmiercią matka wyświadczyła jej przysługę. Po raz pierwszy w życiu.
Bo taki kamyczek jak zgłoszenie się do policyjnego psychologa potrafi wywołać lawinę konsekwencji. Koledzy i przełożeni będą patrzeć na ciebie inaczej. Obowiązkowe sesje po wyjątkowo sterowych akcjach były normalką, ale nikt nie lubił ich ciągnąć w nieskończoność. A potem niektórzy nie dawali rady.
Kiedy po dłuższej nieobecności człowiek wchodzi do budynku, w którym spędził dziesięć czy piętnaście lat życia, targają nim różne uczucia. Dopadają wspomnienia, te dobre i te złe. Wspomnienia zdarzeń i ludzi.
Podobno nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej. Nawet gdy jesteś na dnie, to zawsze znajdzie się ktoś, kto zapuka w nie od spodu. Tak mówią.
Filozofia w życiu jest równie przydatna, jak okulary świni. Niepotrzebnie wszystko komplikuje.
- Pierwszy raz go widzę. I lepiej dla niego, żebym go drugi raz nie zobaczył, chyba że za kratami. Jak spotkam, zabiję gnidę - dodał mściwie.
- Ale pójdzie pan siedzieć jak za człowieka - mruknął Krugły. - Nie warto.
Właśnie oddał w ręce losu wszystko, co miał. Poprawka: nie losu. W ręce Strzębosza.
Ludzie na takich stanowiskach jak Artur mają i będą mieć podobne kłopoty. A wie pan dlaczego? Bo powoduje je ludzka zawiść. Po prostu.
Twardy zawodnik. Tak właśnie o sobie myślał. Nie w kategoriach siły fizycznej. Nie, chodziło o to, co miał w głowie i jak umiał to wykorzystać, pnąc się po szczeblach kariery zawodowej.
Książka: Twardy zawodnik
Tagi: kariera, praca