Ani widu, ani słychu, coś się dzieje na twym strychu, może idzie dziś po ciebie, może zbłądzi gdzieś po niebie, miłe dziewczę patrz za siebie.
Widziałam trzy śmierci i żadna do siebie niepodobna. Ale jak śmierć może być podobna, jeśli ludzie różni? Każdemu taka, jaka mu się należy albo jaką sam wybiera.
Kiedy jest tak gorąco jak teraz, to chce się być samemu, żeby żadne ciało nie przylgnęło, nie stało w pobliżu. Można siedzieć wyprostowanym i nic do nikogo nie mówić.
A mówił ci ktoś, co się wkłada zmarłym do trumny? Zapamiętaj, że najlepiej zegarek, żeby mierzyli czas do spotkania z nami, a żeby im się nie dłużyło, to można włożyć paczkę papierosów, jak palący, albo karty do gry, jeżeli nie byli z tych, co całe majątki przetrwonili.
Ja to bym bardziej na jego miejscu korzystał, co zabawę z inną bym szedł, ale jemu się chyba nie chciało albo serce do tego stracił, a jak już mówiłem – do wszystkiego trzeba mieć serce: i do roboty, i do ruchania.
Dom jak kurnik, taki, że gdyby się oprzeć albo kopnąć, to wszystkie deski poleciałyby na ziemię, a część złamałaby się wpół, zbutwiałe to wszystko. Że im przez lata na łby nie pospadało, to nie wiem. Może chodzili na placach i nie darli się przy pieprzeniu, ani w czasie chryi, inaczej tego nie widzę.
Ani widu, ani słychu, coś się dzieje na twym strychu, może idzie dziś po ciebie, może zbłądzi gdzieś po niebie, miłe dziewczę patrz za siebie.
Książka: Białe noce