Patrzyłem na jego szorstkie, spracowane dłonie. Ojciec też nie miał zbyt wypielęgnowanych palców, ale jednak dłonie pana Bieszka to były dłonie do pługa, lejców, noszenia bagaży, zrzucania węgla, zbierania kartofli w polu, żęcia owsa kosą, karmienia drobiu i świń. To były kaszubskie dłonie, dłonie, które miały co najmniej tysiąc lat historii w swoich brodawkach, odciskach, bruzdach, w mitrędze codziennej roboty, gdzie zawsze chodziło o to samo: żeby zdobyć trochę jedzenia i nie głodować na przednówku.
Patrzyłem na jego szorstkie, spracowane dłonie. Ojciec też nie miał zbyt wypielęgnowanych palców, ale jednak dłonie pana Bieszka to były dłonie do pługa, lejców, noszenia bagaży, zrzucania węgla, zbierania kartofli w polu, żęcia owsa kosą, karmienia drobiu i świń. To były kaszubskie dłonie, dłonie, które miały co najmniej tysiąc lat historii w swoich brodawkach, odciskach, bruzdach, w mitrędze codziennej roboty, gdzie zawsze chodziło o to samo: żeby zdobyć trochę jedzenia i nie głodować na przednówku.