...przykładał palce do martwego ostrza i wówczas powietrze rozjaśniał snop białych, jasnożółtych iskier, które rodziły się w uścisku stali i kamienia, mknęły w zawrotnym tempie w górę, po czym znikały bezpowrotnie w miejscu nieokreślonym przez czas i przestrzeń tamtej chwili. Stalowe ostrza wracały do pełni łask domowych i odtąd znów mogły się zanurzać w krwistą realność mięsa, pszeniczną oczywistość chleba, dwuznaczna miękkość masła, w zuchwałą twardość kości lub we wstydliwe ludzkie regiony włosów i naskórka.
...przykładał palce do martwego ostrza i wówczas powietrze rozjaśniał snop białych, jasnożółtych iskier, które rodziły się w uścisku stali i kamienia, mknęły w zawrotnym tempie w górę, po czym znikały bezpowrotnie w miejscu nieokreślonym przez czas i przestrzeń tamtej chwili. Stalowe ostrza wracały do pełni łask domowych i odtąd znów mogły się zanurzać w krwistą realność mięsa, pszeniczną oczywistość chleba, dwuznaczna miękkość masła, w zuchwałą twardość kości lub we wstydliwe ludzkie regiony włosów i naskórka.