Do dobrej impry trzeba mieć pałera. Dlatego rzadko są fajne sylwki. Zawsze jest drętwo do północy, chyba że się jacyś goście totalnie złoją albo jakaś elegancka panna zacznie się rozbierać na stole czy coś w tym stylu. Bo sylwek to jest ściema. Nikt nie ma ochoty na imprę, a trzeba imprezować, trzeba się wyjątkowo odpierdolić i o północy wszystkim, nie wiadomo z jakiej paki, składać życzenia. Jacyś kliencki, których nie znam, jakieś ich żony, i ze wszystkimi trzeba przybić pięć i zbratać się, bo jest północ. Nie lubię sylwków.
Do dobrej impry trzeba mieć pałera. Dlatego rzadko są fajne sylwki. Zawsze jest drętwo do północy, chyba że się jacyś goście totalnie złoją albo jakaś elegancka panna zacznie się rozbierać na stole czy coś w tym stylu. Bo sylwek to jest ściema. Nikt nie ma ochoty na imprę, a trzeba imprezować, trzeba się wyjątkowo odpierdolić i o północy wszystkim, nie wiadomo z jakiej paki, składać życzenia. Jacyś kliencki, których nie znam, jakieś ich żony, i ze wszystkimi trzeba przybić pięć i zbratać się, bo jest północ. Nie lubię sylwków.