Uchodźca zawsze wierzy, że znalazł się w nowym miejscu przez pomyłkę, na chwilę, dopóki wszystko się nie uspokoi i nie wyjaśni.
Żyje doraźnie, z dnia na dzień. Nie zapuszcza korzeni. Oszczędza siły na powrót i odbudowę prawdziwego życia tam, w utraconym edenie.
- Wiesz, dlaczego ich prezydent, Koczarian, tak nas nienawidzi?
Bo jest nieślubnym synem Azerbejdżanina i teraz mści się na całym narodzie! - Arzuman powtórzył plotkę, która od jakiegoś czasu krążyła po Baku. Wierzył w nią bez zastrzeżeń.
Baku to raj dla mitomanów, najbardziej karkołomne teorie znajdują tutaj rzesze wyznawców.
Kiedyś chciałem znaleźć pojedynczy numer jakiejkolwiek azerbejdżańskiej gazety, w której nie byłoby żadnej wzmianki ani odniesienia do Karabachu - nie znalazłem.
Ormianie mieli Azerbejdżan za przybłędów, którzy rozgościli się w cudzym domu, założyli nie swoje ubrania i udawali gospodarzy; za pastuchów, którzy przywędrowali ledwie tysiąc lat temu, na Kaukazie to tyle, co splunięcie, a potem, zamiast pójść sobie dalej, z niewiadomych przyczyn zostali i na domiar złego dowodzą, że należy się im a to Karabach, a to Nachiczewan, a to nawet, o zgrozo, Zangezur, ze słynnym ormiańskim klasztorem Tatew.
W oczach Azerbejdżan Ormianie są chytrzy, podstępni i perfidni, zawsze lubili wykorzystywać innych, zwłaszcza sąsiadów, i żyć wygodnie na cudzy koszt; zawsze mieli lepsze układy w Moskwie.
Giulnary nie zrażało, że miałaby wyjśd za kuzyna. Wiedziała, że w Europie to zakazane, ale w Azerbejdżanie zdarzało się dość często i miało swoje plusy: -wiesz, z kim się wiążesz, -znasz rodziców, -pieniądze zostają w rodzinie.
Bywało, że młodzi mieli wspólnego dziadka, choć niektórzy mułłowie uważali, że to zbyt bliskie pokrewieństwo, i nie chcieli spisywać kontraktu ślubnego, kiabinu; wspólny pradziadek nie budził zastrzeżeń.
Kuzyn, nie kuzyn - ważne, jaki człowiek. Giulnara chciała, żeby był mądry i dobry i żeby się jej trochę podobał.
Na Zachodzie dywan był długo przedmiotem zbytku, luksusem dostępnym dla nielicznych. Miał cieszyć oko, tworzyć nastrój, zaświadczać o wysokiej pozycji właściciela.
Na Wschodzie, w ojczyźnie dywanów, był to przede wszystkim mebel - najważniejszy, a czasem jedyny w domu. Pełnił funkcje łóżka, krzesła, stołu. Majętny rzemieślnik albo kupiec mógł sobie pozwolić na dywan droższy i lepszej jakości, ale zasiadał na nim i spał tak samo jak pasterz na płachcie wojłoku w szałasie.
Siła Wschodu opiera się na rodzinie. Jeśli zostałeś kimś ważnym i nie zadbałeś o rodzinę, wezmą cię za wyrodka albo figuranta, który nic nie może. Tak czy owak źle.
Wiedza o tym, kto skąd pochodzi, ma dla Azerbejdżanina podstawowe znaczenie. Najważniejsze pytanie, jakie zadaje się tu nieznajomemu, to: -Harałysan?, co znaczy dosłownie Skąd jesteś? a właściwie Skąd wywodzi się twój ród?
Odpowiedź decyduje, czy uznamy go za swojaka, czy za obcego, za ewentualnego sprzymierzeńca czy potencjalnego wroga.
Tutaj rządzą dwa prawa, mówił mi jeszcze Elczin: prawo siły i prawo pieniądza.
Konstytucja jest na eksport, dla Zachodu.
Uchodźca zawsze wierzy, że znalazł się w nowym miejscu przez pomyłkę, na chwilę, dopóki wszystko się nie uspokoi i nie wyjaśni.
Żyje doraźnie, z dnia na dzień. Nie zapuszcza korzeni. Oszczędza siły na powrót i odbudowę prawdziwego życia tam, w utraconym edenie.
Książka: Toast za przodków